Ranavalona - okrutna królowa Madagaskaru
Panowanie Ranavalony doprowadziło do zmniejszenia populacji Madagaskaru o jedną trzecią. Królowa szczególnie okrutnie obeszła się z chrześcijanami. Dzięki własnej produkcji broni palnej, za życia tyranki Madagaskaru nie skolonizowało żadne europejskie mocarstwo. Krwawe rządy doprowadziły jednak do buntu, w którym przeciw królowej stanął nawet jej syn - pisze Michał Staniul w artykule dla WP.
01.04.2015 14:34
Choć precyzyjnych liczb nie poznamy, badacze zgadzają się, że pod koniec życia Ranavalony populacja Wielkiej Czerwonej Wyspy była mniejsza niż w czasach Radamy - być może nawet o jedną trzecią.
Dwukrotnie większy od Polski Madagaskar nazywa się Wielką Czerwoną Wyspą ze względu na kolor powszechnie występujących tam gleb laterytowych. Ale nieco poetycka metafora krwi wsiąkniętej w malagaską ziemię również mogłaby się obronić - zwłaszcza w kontekście rządów królowej Ranavalony.
Jean Laborde zaryzykował - i przegrał wszystko. A przynajmniej tak się wtedy wydawało. Początkowo miał szczęście. Jako młody chłopak opuścił rodzinną Francję i udał się do Indii, gdzie w kilka lat dorobił się sporych pieniędzy na ulicznym handlu mydłem i powidłem. To mu jednak nie wystarczyło. Pożądał prawdziwego bogactwa, a przede wszystkich pragnął przygody. Słuchając opowieści pijanych marynarzy z bombajskich tawern, pewnego dnia postanowił odnaleźć legendarną wyspę skarbów u wybrzeży Afryki. Sprzedał cały majątek, wynajął przyzwoity statek z załogą i wyruszył w nieznane.
Pół roku później jego marzenia, popychane sztormowym wiatrem, dosłownie rozbiły się o skały w Kanale Mozambickim.
Gdy ocknął się na jednej z plaż Madagaskaru, nie miał nic. Jak go wkrótce poinformowano, nie był już nawet wolnym człowiekiem. Lokalne prawo mówiło, że każda rzecz - i każda osoba - wyrzucona przez morze jest własnością miejscowego władcy. W tym przypadku była to wszakże kobieta - Ranavalona, królowa ludu Merinów.
Jean Laborde jeszcze nie wiedział, że w przyszłości stanie się dla niej najważniejszym sojusznikiem i pomoże jej zdobyć przydomek "Okrutna". Nie wiedział też, że w końcu ją zdradzi.
Etniczny tygiel
Madagaskar słynie z rekordowej liczby endemicznych gatunków roślin i zwierząt, ze słynnymi lemurami na czele. Jest też krainą niezwykłego zbioru ludzkich ras.
Jako pierwsi na wyspie osiedlili się - i to dopiero między II a V wiekiem naszej ery - żeglarze z odległej Polinezji. Kolejni byli przybysze z Azji Wschodniej, następnie afrykańscy Bantu, a w końcu Arabowie z Zanzibaru i Bliskiego Wschodu. Mimo sporej przestrzeni, mieszanie się kultur, dialektów i genów było nieuniknione - i nieustanne. Kiedy w połowie drugiego tysiąclecia na Madagaskar dotarli Europejczycy, natknęli się na unikatową mozaikę zwyczajów, języków i kultur. Ale różnorodność miała wysoką cenę.
Wyspa od wieków była areną nieprzerwanych walk o dominację. Niektóre plemiona wybierały spokojną izolację, inne stawiały na agresywną ekspansję; gdy jedno słabło, rolę zdobywcy przejmowało kolejne. U kresu XVIII wieku na lokalnego mocarza zaczął wyrastać posiadający malajskie korzenie górski lud Merinów. Jego bitny król, Adrianampoinimerina, rządził twardą ręką i miał wielu wrogów - również wśród swoich krewnych. W jeden ze spisków zamieszany był wuj władcy. Nim intryga mogła się udać, dowiedział się o niej pomniejszy szlachcic Andriantsalamanjaka i natychmiast ostrzegł monarchę. Konspiratorzy zostali ukarani, a wiernego sługę nagrodzono wyjątkowym zaszczytem - Adrianampoinimerina postanowił adoptować jego najstarszą córkę i wydać ją za swego ukochanego syna i następcę, księcia Radamę. Ogłosił też, że to właśnie z tego związku pochodzić będzie przyszły przywódca Merinów.
Był rok 1809. 31-letnia Ranavalona, bo tak nazywała się córka oddanego szlachcica, niespodziewanie awansowała na sam szczyt plemiennej hierarchii.
Bez miłości
Chociaż opisywano ją jako piękność o śniadej cerze, dużych oczach i kręconych włosach, młodszy o piętnaście lat książę nigdy nie obdarzył jej specjalnymi względami. Kiedy rok po ślubie został królem, starym zwyczajem Merinów zaczął usuwać potencjalnych rywali do tronu i ich sojuszników. Czystki nie ominęły paru bliskich jego małżonki.
Podobnie jak Adrianampoinimerina , Radama był bardzo skutecznym dowódcą. Nie unikał walki w pierwszym szeregu, chętnie sięgał po niekonwencjonalne manewry i potrafił pokonywać przeciwników zarówno ogniem, jak i podstępem. Był też świetnym strategiem. Rozumiejąc mechanizmy rządzące rywalizacją między Londynem i Paryżem, w 1816 roku zawiązał sojusz z Wielką Brytanią. Albion stał się jego głównym dostawcą broni. Dzięki europejskim muszkietom i armatom, terytorium Imeriny - państwa Merinów - rozszerzyło się na niemal cały Madagaskar.
Radama II, syn Ravalony, rok 1861 fot. Wikimedia Commons
Mimo politycznych i wojennych talentów, Radama nie był człowiekiem mocnego charakteru. Pokusom oddawał się bez najmniejszego oporu; pił na umór, a jego harem wykraczał daleko poza 12 oficjalnych żon. Hulaszczy tryb życia doprowadził go do bolesnej śmierci w wieku zaledwie 37 lat. Historycy do dzisiaj nie ustalili, co wykończyło go w pierwszej kolejności - marskość wątroby czy syfilis. Wątpliwości nie ulega natomiast to, że 27 lipca 1828 roku Imerina została bez władcy. Lecz tylko na moment.
Uderzenie wyprzedzające
Ranavalona nigdy nie dała Radamie potomka. Wielu z jego krewnych od dawna powtarzało, że - zgodnie z matriarchalnymi zasadami dziedziczenia - władza powinna przejść wobec tego w przyszłości na syna pierwszej siostry króla, księcia Rokotobe. Ale sprawa nie była zamknięta. "Istniała dość dziwna malagaska tradycja, mocą której każde dziecko urodzone przez wdowę po śmierci jej męża było uważane za prawowitego potomka zmarłego małżonka i miało pełne prawo dziedziczenia", pisze w książce "Kaligula w spódnicy" brytyjski antropolog Keith Leidler. Ranavalona wiedziała, że może jeszcze powić w przyszłości dziecko, któremu wszyscy Merinowie winni będą posłuszeństwo. Aby tak się jednak stało, musiała przeżyć nadchodzącą burzę. Na jej szczęście, król Radama - mimo sukcesów - nie zaskarbił sobie miłości wszystkich rodaków. Aby zyskać przychylność Wielkiej Brytanii, młody władca wpuścił na wyspę europejskich misjonarzy, którzy prędko nawrócili na wiarę w Chrystusa setki tysięcy tubylców. Dla ciągle wpływowych kapłanów
tradycyjnych malagaskich religii było to nie do przyjęcia. Ulegając naciskom Londynu, monarcha zakazał też handlu niewolnikami, z którego utrzymywała się duża część dworu, w tym liczni oficerowie. Wielu z nich obawiało się, że poddawany od dziecka brytyjskim wpływów książę Rakotobe, tylko pogłębi wprowadzone przez stryja reformy. Gdy po trzech dniach wieści o śmierci Radamy zaczęły się rozchodzić, dwóch pułkowników bez wahania zgodziło się przeprowadzić zamach stanu w imieniu znanej z konserwatyzmu Ranavalony. Przejąwszy kontrolę nad pałacem, puczyści błyskawicznie wymordowali wszystkich lojalistów zmarłego władcy i 1 sierpnia proklamowali 50-letnią wdowę królową Madagaskaru.
Polowanie na krewnych Radamy, jej przyszywaną rodzinę, rozpoczęło się już następnego dnia.
Obcy
Gdy pozbyła się ludzi, którzy mogli zakwestionować jej prawo do rządzenia, Ranavalona skupiła się na wyrwaniu Imeriny spod brytyjskich wpływów. Nim upłynęło pół roku, nowa liderka unieważniła zawarty z Londynem traktat o przyjaźni i zniosła ograniczenia na handel niewolnikami. Choć nie odważyła się zaatakować mieszkających na wyspie Europejczyków, uparcie utrudniała im życie, nakładając na nich m.in. dodatkowe podatki. Wielu w końcu dało za wygraną; spakowali, co mogli i odpłynęli na Stary Kontynent albo znacznie spokojniejszy Mauritius.
Brytyjskim kłopotom na Madagaskarze bacznie przyglądali się Francuzi. Kolonizatorzy znad Sekwany od blisko 200 lat pragnęli zapanować nad Wielką Czerwoną Wyspą; utrzymywali nawet kilka drobnych fortów na jej wschodnim wybrzeżu. Ich dyplomatyczne podchody wobec Ranavalony spotkały się wszakże z wymownym milczeniem. Rozgniewani Francuzi postanowili porozmawiać z Merinami inaczej. W październiku 1829 roku złożona z sześciu francuskich okrętów eskadra zaatakowała malagaski bastion Foule Point. Mimo obiecującego początku, po kilku godzinach walk kolonialni żołnierze nadziali się na zamaskowane fortyfikacje w głębi lądu. Nie potrafili ich przełamać. Widząc determinację tubylczych wojowników, zarządzili pospieszny odwrót. Chociaż straty - 11 zabitych - nie były duże, na pewien czas stracili ochotę na podbijanie Madagaskaru. Ucięte i nabite na pal głowy intruzów przez długi czas "zdobiły" pobliską plażę.
Ranavalona wiedziała, że jedna niewielka porażka nie zachwieje francuską potęgą. Choć w następnym roku w Paryżu wybuchła rewolucja, która na moment ostudziła zamorskie ambicje Francuzów, kolejna inwazja wydawała się więcej niż pewna. Zrywając umowy z Brytyjczykami, Merinowie stracili tymczasem dostęp do nowoczesnej broni i amunicji. Gdy w 1831 roku królowa usłyszała więc, że odnaleziony na wybrzeżu rozbitek z Gaskonii zna się na metalurgii, a obserwując ojca kowala nauczył się tworzyć proste muszkiety, natychmiast wezwała go do swojego pałacu w Antananariwie. Nie mając nic do stracenia, Jean Leborde zgodził się zostać jej nadwornym konstruktorem.
Szybko okazało się, że Francuz posiadał wybitny talent inżynierski. W ciągu sześciu lat wybudował niedaleko stolicy potężny kompleks industrialny, w którym wyrabiał nie tylko proch, strzelby i armaty, ale też maszyny przemysłowe i szkło. Mimo że Francuzi i Brytyjczycy mieli jeszcze próbować zdobyć Madagaskar siłą, dzięki wynalazkom Leborde'a Merinowie za każdym razem byli w stanie odeprzeć najeźdźców. Pozwalały im one także na organizowanie corocznych wypadów łupieżczych przeciwko innym plemionom Czerwonej Wyspy.
Pseudo-sprawiedliwość
Ranavalona nie zajmowała się wyłącznie wrogami z zewnątrz. Swoich poddanych skazywała na śmierć często i bez większych skrupułów; czasem wystarczył cień podejrzenia o złamanie surowego prawa. Wielu oskarżonych przechodziło przed egzekucją tzw. próbę Tangena. Był to stary rytuał, podczas którego więzień wypijał miksturę toksycznych ziół i kurzych skórek. Jeśli w zwróconych przez niego wymiocinach szamani odnaleźli trzy kawałki kurczaka, delikwent uznawały był za niewinnego i odzyskiwał wolność. W przeciwnym wypadku od razu zawlekano go na miejsce kaźni. Historycy szacują, że w trakcie ponad 30-letnich rządów Ranalavony ta okrutna tradycja przyczyniała się do śmierci niekiedy nawet trzech tysięcy osób rocznie.
Choć początkowo porywcza władczyni tolerowała zagranicznych misjonarzy, z czasem zaczęła spoglądać na nich jak na zagrożenie. W 1835 roku oznajmiła, że o ile pozostający na wyspie Europejczycy - głównie księża i kupcy - mogą wierzyć, w co chcą, tak Malagasze muszą pozostać wierni religii swoich przodków. Równało się to zapowiedzi masowych prześladowań. Ukrywanie przetłumaczonych egzemplarzy Biblii i udział w nabożeństwach stały się przestępstwami karanymi grzywną, torturami lub próbą Tangena i śmiercią. Już niedługo założone przez europejskich duchownych szkoły zamknięto, ich samych wyproszono, a służących im tubylców zamordowano. To jednak nie wystarczyło, by wyplenić z wyspy nową wiarę.
W 1848 roku sfrustrowana Ranavalona zorganizowało pokazową egzekucję 13 dobrze urodzonych innowierców, których powieszono na skałach w pobliżu królewskiego pałacu. Chwilę później na stos trafiło kolejnych czterech arystokratów deklarujących wierność Chrystusowi. W tym samym czasie na dożywotnie roboty w kajdanach skazano 117 apostatów. Po każdej serii represji chrześcijanie schodzili coraz głębiej do podziemia. Ale nigdy nie zniknęli z Madagaskaru całkowicie.
Spokojna starość
Nie wiadomo dokładnie, ile ofiar przypisać rządom Ranavalony. Jak je liczyć? Malagaski historyk Gwyn Campbell szacuje, że tylko wśród wysyłanych na ciągłe wyprawy wojenne żołnierzy Merinów śmiertelność sięgała ponad 4 tysięcy rocznie. W masakrach, z głodu i przez choroby ginęły też rzesze cywilów należących do podbitych plemion. Inną grupę ofiar stanowili ludzie, którzy umierali z wycieńczenia podczas katorżniczych prac przymusowych. Sama budowa nowego królewskiego pałacu z ponad 30-metrowymi wieżami miała pochłonąć dwa tysiące istnień. Choć precyzyjnych liczb nie poznamy, badacze zgadzają się, że pod koniec życia Ranavalony populacja Wielkiej Czerwonej Wyspy była mniejsza niż w czasach Radamy - być może nawet o jedną trzecią.
Okrucieństwo monarchini musiało doprowadzić prędzej czy później do buntu. Tak też się stało. W 1857 roku na dworze zawiązał się spisek. Oprócz grupy wysokich rangą oficerów, udział wzięli w nim m.in. Jean Laborde i jedyne dziecko despotki, książę Rakoto (urodził się ponad rok po śmierci króla; jego ojcem był najprawdopodobniej jeden z licznych kochanków Ranavalony - generał, którego skazała ostatecznie na śmierć). Puczyści nie chcieli zgładzić królowej, wystarczyło im zrzucenie jej z tronu. W wypełnionym szpiclami kraju utrzymanie takiego planu w tajemnicy graniczyło z cudem; nie ma też pewności co do prawdziwych intencji księcia Rakoto. Ktokolwiek był zdrajcą, puczyści boleśnie przekonali się, że Ranavalona znała każdy ich ruch. Gdy uznała, że nadszedł odpowiedni moment, po prostu zadała cios. Większość malagaskich konspiratorów zginęła na miejscu lub po upokarzających procesach. Laborde, ze względu na swe zasługi, został oszczędzony, ale musiał opuścić Madagaskar. Kara nie spotkała tylko syna królowej.
Ostatnie lata życia Ranavalona spędziła na starannym dzierganiu sojuszy, które zagwarantowałaby jej potomkowi bezproblemowe objęcie władzy. Gdy 16 sierpnia 1861 roku zmarła we śnie, za księciem opowiedziała się prawie cała armia. Rakoto przyjął imię Radama II i rozpoczął rządy, które były absolutnym przeciwieństwem izolacjonistycznej polityki jego matki. Nowy król wyciągnął przyjacielską dłoń do Europejczyków, zwłaszcza Francuzów, ponownie zakazał handlu niewolnikami, a w końcu otwarcie przyjął chrześcijaństwo. Wielu dworzan uznało jednak, że to zbyt dużo, zbyt szybko. Po niespełna dwóch latach, Radama II zginął w zamachu przeprowadzonym przez grupę konserwatywnych oficerów.
Trzy dekady później osłabiony wewnętrznymi konfliktami Madagaskar stał się kolonią Francji.
Michał Staniul dla Wirtualnej Polski