Rafał Z. był 1,5 km dalej. Cztery ważne fakty o zatrzymaniu
Rafał Z., którego od niedzieli szukali pomorscy śledczy w związku z zabójstwem jego żony w Jagatowie pod Gdańskiem, zdołał uciec ledwie półtora kilometra od miejsca zbrodni. I choć wybrał bardzo prosty kierunek ucieczki, to znalazł się w miejscu, w którym mało kto miał prawo się go spodziewać.
W poniedziałek podaliśmy w Wirtualnej Polsce informację, że Rafał Z., podejrzewany o to, że w niedzielę około godz. 18. zadźgał swoją żonę, był widziany przez świadka, jak kierował się na pobliskie pola uliczką o nazwie Do Kłodawy. Śledczy skierowali swoje główne siły właśnie na te pola, przeczesując je m.in. przy użyciu psów tropiących i śmigłowca. Kierunek poszukiwań, który obrali, był prawidłowy.
W środę Z. został ujęty we wsi Kłodawa przy ul. Szkolnej. Znalazł go właściciel nieruchomości, który wszedł do położonego przy jego domu budynku gospodarczego. W czwartek Rafał Z. został przesłuchany w czwartek Prokuraturze Rejonowej w Pruszczu Gdańskim. 34-latek usłyszał zarzut zabójstwa w zamiarze bezpośrednim.
Rozmawialiśmy z mieszkańcami Kłodawy i z tych rozmów wyłania się kilka ważnych faktów na temat sprawy.
Policja cały czas deptała mu po piętach
Tak jak w Jagatowie, tak samo w Kłodawie część mieszkańców obawiała się, że Rafał Z. jest gdzieś na ich terenie.
- Myślę, że sporo z nas się bało, bo normalnie czuje się strach przed takim kimś. U mnie czasem pojawiała się myśl, że jeśli człowiek podejrzany o taki czyn, jeszcze zmoknięty i zziębnięty, zapukałby do moich drzwi, to nie wiem, co bym zrobiła - nie ukrywa Mirosława Sikora-Prykaszczyk, dawna sołtyska Kłodawy.
Mundurowi trzymali jednak rękę na pulsie. Już w poniedziałek opublikowali wizerunek Rafała Z., jego personalia i podstawowe informacje o sprawie. Do tego sporo oznakowanych radiowozów jeździło po pobliskich wsiach, dzięki czemu okoliczni mogli być spokojniejsi.
Okazuje się, że śledczy od początku mieli dobry trop i ujęcie poszukiwanego było tylko kwestią czasu. Skoncentrowali się na terenie, na którym rzeczywiście był.
- Policja jeździła u nas już od niedzieli, a zwłaszcza we wtorek bardzo długo latał tu helikopter. Myślę, że już wtedy skupili się tu na tym konkretnym rejonie, gdzie on się potem znalazł - mówi nam jedna z mieszkanek ul. Szkolnej.
Z jej relacji wynika, że mundurowi cały czas byli na dobrym tropie, o krok od pojmania Rafała Z., jakby mieli pewność, że musiał ukryć się w tej okolicy.
- W środę już o godz. 15 widziałam w pobliżu sporo policji (do zatrzymania doszło ok. godz. 19. - przyp. red.) - kontynuuje mieszkanka Kłodawy. - Potem wyszłam i się od niej roiło. Sąsiedzi też wyszli i powiedzieli, że go złapali. Przyjechała karetka i potem go zabrali na światłach, ale jeszcze bez sygnałów dźwiękowych. Włączyli je dalej, na ul. Gdańskiej. Za nimi jechał radiowóz. Wiem też, że była tu też siostra tej zabitej pani i mówiła, że wszyscy są zaskoczeni, że on coś takiego zrobił.
Wybrał najprostszą drogę ucieczki
Jak pisaliśmy we wtorek w artykule "Trudna obława na Rafała Z.", mężczyzna mieszkał z żoną w Jagatowie od dwóch lat, ale wcześniej, przez 18 lat, zamieszkiwali z dziećmi w Wojanowie, niespełna dwa kilometry dalej. Był więc doskonale obeznany w tych terenach.
- Mógł pójść wszędzie, on zna tu każdą dziurę, jest stąd. Jeśli chciał się dobrze ukryć, to łatwo go nie znajdą - mówił nam starszy mężczyzna z okolicy Wojanowa.
Jak pisaliśmy, szedł szybkim krokiem z domu jeszcze wtedy, kiedy Anna umierała. Miał dużą przewagę nad śledczymi, a mimo to nie kombinował i nie podjął próby ucieczki daleko od miejsca zbrodni. Budynek, w którym go odnaleziono, znajduje się raptem 1,5 km dalej w linii prostej. Oddziela go kilka pól, mały lasek i trochę zabudowań.
Na logikę Kłodawa wydawałaby się wręcz za prostym wyborem, ale okazało się, że nie trzeba było szukać nigdzie dalej.
Musiał być zdesperowany
Wspomniane zabudowania są ważne w tej sprawie, ponieważ dowodzą, że podejrzany o morderstwo myślał logicznie, szukając schronienia i najpierw minął część budynków, wchodząc w głąb osiedla. Miał jednak ważny powód, by nie iść do pierwszego lepszego domu.
- Tamci ludzie mają psy, niektórzy nawet trzy - podkreśla w rozmowie z WP Jan Kanka, jeden z najstarszych kłodawian.
Faktycznie, na początku wsi są duże psy, które swoim zachowaniem nie zachęcają do zbliżania się do płotu.
Ale już sam fakt, że 43-latek zdecydował się na wejście do dużej wsi (ponad 800 mieszkańców) i udanie się na osiedle, na którym mieszka sporo osób (niedaleko jest m.in. rząd zamieszkałych, niedawno wybudowanych szeregowców) wskazuje, że najprawdopodobniej był już zdesperowany.
Był bardzo cicho
Rafał Z. na kryjówkę wybrał budynek gospodarczy (dawniej był to dom mieszkalny) położony dosłownie przy domu, który był zamieszkały, a w dodatku otoczony innymi zamieszkałymi domami. W dodatku niedaleko szkoły, do której wielu rodziców dowozi dzieci samochodami. Nieruchomość miała łatwy do sforsowania płot, ale niewykluczone, że nawet nie musiał go pokonywać.
- Ten pan czasem zostawia otwartą furtkę. Może ten cały Rafał nawet nie musiał skakać - zakłada jedna z mieszkanek.
Nieruchomość znajduje się na skrzyżowaniu, codziennie mijają ją setki osób, a kilkadziesiąt metrów dalej trwają roboty budowlane. Z ulicy doskonale widać okno pomieszczenia, w którym ukrywał się podejrzany o morderstwo, w ostatnich dniach najbardziej poszukiwany człowiek w kraju, którego twarz pojawiła się we wszystkich mediach.
Obecnie nie jest do końca jasne, czy Rafał Z. przebywał tam przez całe trzy doby, ale na pewno był tam długo, ponieważ ze środka ubyło trochę żywności. Wreszcie, ukrytego pod stertą ubrań, odkrył go właściciel nieruchomości i wezwał śledczych. Z. miał ranę ciętą na szyi, którą prawdopodobnie zadał sobie sam. Nie stawiał oporu.
Mikołaj Podolski, dziennikarz Wirtualnej Polski