Kulisy mordu w Jagatowie. "Tam było pełno krwi!"
43-letni Rafał Zyska jest poszukiwany w związku zabójstwem jego żony w Jagatowie pod Gdańskiem. Sąsiedzi pary powiedzieli nam, jak dramatyczna była próba ratowania życia kobiety i dlaczego ich zdaniem poszukiwany zdobył przewagę nad śledczymi.
Policjanci patrolują ulice spokojnego Jagatowa jak nigdy wcześniej, wypatrując z okien radiowozów podejrzanych sylwetek. Śmigłowiec wisi długo nad pobliskim polem, by po chwili skierować swoje zainteresowanie w inny rejon.
Jeden z miejscowych odpala samochód i mówi przy akompaniamencie ryczącego silnika: - Nie mogę powiedzieć nic złego ani na nią, ani na niego. Robił sobie czasem ogrodzenie. Sąsiedzi mówili, że jest gospodarny. Z moich obserwacji wynika, że był raczej spokojny. Rozmawiałem z nim góra kilka razy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kilka domów dalej kobieta po trzydziestce patrzy na korowód radiowozów, którymi kilkudziesięciu policjantów przyjechało pod dom Zysków, by stamtąd wyruszyć na pobliskie pola.
- To spokojni ludzie byli, nic złego się tu nie działo - kręci głową z niedowierzaniem. - Z sześć czy siedem lat temu zaczęli ten dom budować. Oboje pochodzili z pobliskich wsi. Wprowadzili się jakoś dwa lata temu. On nic złego tu nie robił. Nie widziałam go pijanego nigdy. Ale tak naprawdę go nie znaliśmy.
"Pobiegł do lasu przez pola"
Jagatowo znajduje się raptem 2 km od węzła w Rusocinie, będącego zakończeniem autostrady A1. Teoretycznie Zyska mógłby chcieć dostać się do Trójmiasta lub na autostradę, którą szybko byłby w stanie się wydostać z Pomorza. Ale pierwsze rozwiązanie byłoby dla niego zbyt ryzykowne, bo jego wizerunek od poniedziałkowego poranka widnieje w mediach, a drugie trudne do wykonania, bo musiałby zabrać komuś samochód.
Miejscowa dziewczyna widziała uciekiniera, jak kierował się ul. Do Kłodawy na pola w stronę autostrady A1. Nie wiadomo jednak, jak daleko zaszedł i czy jeszcze ucieka. Być może ma na sobie granatową kurtkę.
Miejsce zbrodni znajdowało się niedaleko małych lasów i licznych pól, praktycznie na skraju wsi. W pobliżu są dwa stawy.
- Z tego, co wiem, pobiegł do lasu przez pola - mówi Wirtualnej Polsce Łukasz Szudzik, sołtys Jagatowa.
Policjanci w rozmowach z mieszkańcami wsi wspominali, że Zyska raczej nie znajdą już żywego. Ale szukać muszą. Chodzą więc, nieraz w grupach po trzy lub cztery osoby, uważnie spoglądając pod nogi. Trawa miejscami już wysoka, więc teoretycznie obiekt ich poszukiwań może gdzieś się czaić.
"Ktoś jej wbił coś w szyję"
Dramat w spokojnym Jagatowie rozegrał się w niedzielę około godz. 16. Zakrwawiony syn wybiegł na ulicę i prosił sąsiadów, by pomogli mu ratować 40-letnią matkę. To młody, 22-letni mężczyzna. Nawet nie był w stanie powiedzieć, gdzie znajdowała się rana.
Sąsiedzi nie mogli już jednak nic zrobić. Zobaczyli głęboką ranę na szyi, prawdopodobnie zadaną nożem lub innym ostrym przedmiotem.
- To nie była rana cięta. Ktoś jej po prostu wbił coś w szyję - mówi jedna z osób, która udzielała pomocy. - Ona zmarła bardzo szybko. Karetka też przyjechała szybko, ale jak sanitariusze odciągnęli wszystkich na bok, podłączyli aparaturę, to stało się jasne, że nic się nie da zrobić. To była gęsta krew. Musiał trafić w tętnicę.
- Tam było pełno krwi! - nie może się otrząsnąć inny z sąsiadów. - Ale ja szczerze mówię - nie wiem, czy to była jedna rana. Ilość krwi mnie przeraziła.
Poszukiwany zyskał przewagę
Policja w swoim komunikacie twierdzi, że Rafał Zyska może przebywać na terenie powiatu gdańskiego. W poszukiwania zaangażowała duże siły. Ale niektórzy w Jagatowie są zdania, że mundurowi nie wszystko zrobili idealnie.
- Pierwszy i drugi radiowóz przyjechały szybko, krótko po sanitariuszach, psy tropiące były na miejscu mniej więcej około godz. 18., ale wielkie poszukiwania ruszyły dopiero, kiedy się zrobiło ciemno - słyszymy. - Nie można było szybciej tych wszystkich sił ściągnąć? Dzięki temu mógł zyskać przewagę.
"Policjanci szczegółowo sprawdzają wytypowane przez siebie miejsca, jednak nie przekazujemy dokładnego rejonu poszukiwań z uwagi na dobro prowadzonych czynności. Równolegle mężczyzny szukają policjanci kryminalni, ale także policjanci pionu prewencji oraz przewodnicy z psami tropiącymi. Sprawdzane są zapisy z kamer monitoringu i weryfikowane są wszystkie informacje napływające do policjantów" - czytamy w komunikacie.
"Być może coś w nim strzeliło"
Więzi sąsiedzkie w tej części wsi są słabe. Niektórzy dopiero niedawno postawili tam domy, inni je jeszcze wykańczają i nie mieszkają tam na stałe albo w ogóle. Miejscowi cenią sobie spokój i bezpieczeństwo. Przekonują, że od wielu lat nie mieli żadnych kradzieży i można wszystko zostawiać na podwórku.
Sąsiedzi, z którymi rozmawialiśmy, nie słyszeli żadnych awantur w domu, w którym doszło do zbrodni. Nie zaobserwowali też, by małżeństwo się kłóciło albo by w rodzinie nadużywano alkoholu. Oboje rano jeździli do pracy. Wszyscy uważali ich za normalną rodzinę.
- Słyszeliśmy jednak, że mieli się rozstać i że ona ma się niedługo wyprowadzić. Tylko tyle. Ale potem ktoś ich znowu widział, jak byli w jednym samochodzie - mówi jeden z sąsiadów. - My nawet na początku nie wierzyliśmy, że to o nich chodzi. Myśleliśmy, że ktoś może do nich przyjechał i że to jacyś przyjezdni. To jest szok. Być może coś w nim strzeliło, jakiś głupi impuls.
- To była normalna, spokojna rodzina - potwierdza mieszkaniec Jagatowa, który również ma dom na skraju wsi. - Ale wiem, że byli w trakcie rozwodu - dodał.
Mikołaj Podolski, dziennikarz Wirtualnej Polski