Radziecki sen Władimira Putina. "Nie potrafi albo nie chce zrozumieć, że ZSRR był niewypałem"
Najważniejszych problemów świata nie da się rozwiązać bez udziału Moskwy. Dlatego pewne wysiłki na rzecz ułagodzenia Rosji w strategicznych kwestiach, takich jak rozszerzenie NATO, są nieuniknione. Nie pomoże to jednak Władimirowi Putinowi zlikwidować źródła słabości Rosji - rzecz w tym, że to on sam nie potrafi albo nie chce zrozumieć, że Związek Sowiecki okazał się niewypałem - uważa Szelomo Ben Ammi, były minister spraw zagranicznych i minister bezpieczeństwa wewnętrznego Izraela.
Zawarte niedawno porozumienie nuklearne sześciu wielkich mocarstw z Iranem oznacza triumf multilateralizmu. Gdyby te same państwa - pięciu stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ plus Niemcy - wykazały tyle samo woli wspólnych poczynań w rozwiązywaniu innych problemów, świat mógłby wejść w nową epokę współpracy i stabilności.
Niestety, jest to scenariusz raczej mało prawdopodobny. W wielu regionach - od Morza Południowochińskiego i tamtejszych działań Pekinu po Bliski Wschód, gdzie kolejne sukcesy odnosi Państwo Islamskie - istniejącemu od lat porządkowi zagrażają rywalizacja i wojna. Bodaj najważniejszy konflikt trwa teraz na Ukrainie, która zyskała zasadnicze znaczenie w ekspansjonistycznych ambicjach rosyjskiego prezydenta Władimira Putina. Rozwiązanie tego sporu będzie miało konsekwencje dla wszystkich.
Aneksja Krymu i wspieranie separatystów na wschodniej Ukrainie zakłóciły relacje Moskwy z Zachodem. Putin celowo odtworzył atmosferę zimnej wojny, propagując rosyjskie "wartości konserwatywne" jako ideologiczną przeciwwagę dla narzuconego przez Amerykę liberalnego ładu światowego. Jednak najważniejszych problemów - takich jak rzezie w Syrii, walka z Państwem Islamskim, nierozprzestrzenianie broni jądrowej oraz konflikt interesów i konkurencyjne roszczenia dotyczące Arktyki - nie da się rozwiązać bez udziału Rosji.
NATO nie dla Ukrainy?
Właśnie dlatego, bez względu na to, jak trudne by to było dla państw Zachodu, pewne wysiłki na rzecz ułagodzenia Rosji są nieuniknione. Moskwa jest wyczulona w kwestii swej pozycji jako ważnego mocarstwa i wielkiej cywilizacji; Stany Zjednoczone nie powinny tej wrażliwości lekceważyć. Należy też odnieść się do uzasadnionych interesów bezpieczeństwa Rosji dotyczących jej granic z NATO, zwłaszcza nieprzyjmowania Ukrainy do konkurencyjnego sojuszu wojskowego. Przyznanie przez ukraiński parlament - mimo silnych międzynarodowych protestów - autonomii prorosyjskim regionom opanowanym przez separatystów, czyli rozwiązanie proponowane na początku przez Putina, to właśnie ustępstwo konieczne dla przywrócenia pokoju.
Ostatecznie jednak to od Rosji zależy, czy zmieni swoje postępowanie. Podsycana przez propagandę tęsknota za statusem wielkiego mocarstwa, jaki miał Związek Radziecki w okresie zimnej wojny, przesłania wnioski płynące z tamtych lat. ZSRR był imperium niemożliwym do utrzymania; skoro nie przetrwał czasów izolacjonizmu i świata o dwóch biegunach, z pewnością nie dałoby się go odtworzyć dziś, w erze wielobiegunowego, wzajemnie powiązanego systemu globalnego.
Moskwy zresztą nie stać na konfrontację z Zachodem; brak jej solidnych sojuszy zdolnych przeciwstawić się potędze Stanów Zjednoczonych, a jej własna gospodarka słabnie. Putin ma nadzieję, że Rosja wraz ze swymi partnerami z grupy BRICS (Brazylią, Indiami, Chinami i Afryką Południową) będą w przyszłości "przewodzić światu i globalnej gospodarce", jak to ujął w lipcu, podczas zamknięcia szczytów BRICS i Szanghajskiej Organizacji Współpracy (SOW).
Prawda jest jednak taka, że ani BRICS, ani SOW to z pewnością nie są zwarte bloki zdolne uchronić Rosję przed konsekwencjami jej postępowania na Ukrainie. Różnice w systemach wartości i strategicznych interesach w łonie tych grup są równie ostre jak te, które dzielą ich członków od Zachodu.
Podobnie wygląda stan dwustronnych stosunków Rosji z Chinami. Jest to relacja oparta głównie na zależności Chin od dostaw rosyjskiej energii, wzajemnym poparciu zasady "strefy wpływów" jako podstawy alternatywnego porządku świata i wspólnych manewrach flot wojennych na Morzu Czarnym. Sprzeczne jednak są interesy obu stron w Azji Środkowej, gdzie Pekin forsuje wielkie inwestycje służące rozszerzeniu chińskich wpływów w krajach, które Rosja uważa za swą "bliską zagranicę". Gdy w ubiegłym roku Putin zakwestionował niepodległość Kazachstanu, Chiny szybko poparły jego suwerenność. Ewentualne wkraczanie Chin na bezludne tereny graniczne Rosji na Dalekim Wschodzie - zdaniem Pekinu ukradzione, tak jak Hongkong i Tajwan, w "stuleciu upokorzeń" - to dla Kremla kolejne źródło zaniepokojenia.
Co ważniejsze, chińska gospodarka zależna jest od stałego dostępu do rynków zachodnich, zwłaszcza amerykańskiego. W sytuacji, gdy spowolnienie gospodarcze tworzy wokół Chin atmosferę niepewności, Pekin nie może w stosunkach z USA pozwolić sobie na wywoływanie napięć w sprawach niezwiązanych z jego bezpośrednimi interesami, takimi jak roszczenia terytorialne dotyczące Morza Południowochińskiego.
Nieugięty Putin
Moskwa sojusze ma słabe, ale Putin jest nieugięty. Do przechwałek na temat arsenału jądrowego Rosji doszła ostatnio ogłoszona przez jego rząd nowa doktryna morska, która brzmi jak niepokojące echo wyzwania rzuconego przez Niemcy morskiej potędze Wielkiej Brytanii przed I wojną światową. Jeśli nie dojdzie do negocjacji i dyplomatycznego odprężenia, Putin dalej będzie kroczył tą drogą, prowadząc swój kraj do prawdziwego konfliktu z NATO.
Gdyby nawet taki konflikt nie wybuchł, podejmowane przez Putina próby przywrócenia rosyjskich wpływów w całej Eurazji (wszelkimi możliwymi sposobami, jeśli sądzić po jego działaniach na Ukrainie) wyrządzą wielkie szkody. Nic dziwnego, że Kazachstan i Białoruś obawiają się rosyjskiego ekspansjonizmu tak samo jak Ukraina.
Putin odrzucił przedstawioną przez byłego prezydenta Dmitrija Miedwiediewa koncepcję "partnerstwa dla modernizacji" z Zachodem. Jednak eurazjatycka unia celna państw postsowieckich i innych nie jest drogą do modernizacji Rosji, podobnie jak próba uczynienia z przemysłu obronnego motoru industrializacji. Taki był, ujmując rzecz krótko, model sowiecki, który już raz się nie sprawdził i nie sprawdziłby się także dziś.
Jeżeli Putin poważnie myśli o dywersyfikacji i wzmocnieniu bazującej na surowcach gospodarki rosyjskiej i o polepszeniu w ten sposób życia ludzi w swoim kraju, musi przyciągać zaawansowane technologie i zagraniczne inwestycje, zwłaszcza z Zachodu. W tym celu winien wprowadzać demokratyczne reformy, odnowić instytucje i łączące Moskwę z Zachodem więzi dyplomatyczne.
Rosja nie jest w stanie stworzyć alternatywnego systemu międzynarodowego; jeżeli jednak Putin nadal będzie prowadził anachroniczną i wrogą politykę zagraniczną, może zaszkodzić już istniejącemu porządkowi. W czasie gdy świat staje wobec tak wielu destabilizujących wyzwań, nikt by na tym dobrze nie wyszedł.
Zachód powinien dążyć do ułagodzenia Rosji w zasadniczych, strategicznych kwestiach takich jak rozszerzenie NATO. Nie pomoże to jednak Putinowi zlikwidować źródła słabości Rosji - rzecz w tym, że to on sam nie potrafi albo nie chce zrozumieć, że Związek Sowiecki okazał się niewypałem.
Szelomo Ben Ammi - były minister spraw zagranicznych i minister bezpieczeństwa wewnętrznego Izraela. Pełni funkcję wiceprezesa fundacji Toledo International Center for Peace. Jest autorem książki "Scars of War, Wounds of Peace: The Israeli-Arab Tragedy" ("Blizny wojny, rany pokoju: Tragedia izraelsko-arabska").
Lead i śródtytuły pochodzą od redakcji.