Putin zamieszany w zamachy?
Rosyjska Prokuratura Generalna zakończyła śledztwo, po którym uznała, że za zamachami terrorystycznymi, które zniszczyły domy mieszkalne w
Moskwie i Wołgodońsku we wrześniu 1999 roku, stali czeczeńscy separatyści.
29.04.2003 | aktual.: 29.04.2003 17:01
Wrześniowe wybuchy miały miejsce po rozpoczętej 7 sierpnia 1999 roku akcji czeczeńskiego dowódcy polowego Szamila Basajewa w Dagestanie i nieudanych próbach wywołania w tej autonomicznej republice rosyjskiej rewolucji islamskiej.
9 i 13 września - runęły dwa bloki w Moskwie, grzebiąc pod gruzami 223 osoby, zaś 16 września zamach na dom w Wołgodońsku pochłonął 18 ofiar.
O zamachy oskarżono Czeczenów. Wstrząśnięte społeczeństwo bez oporów poparło nową wojnę z separatystyczną republiką i obdarzyło niespotykanym do tej pory zaufaniem ówczesnego premiera, byłego szefa FSB Władimira Putina. Na fali patriotyzmu i poparcia dla wyglądającej z początku na blitzkrieg wojny, Putin zdobył olbrzymią popularność i bez trudu, w kwietniu 2000 roku, wygrał wybory prezydenckie.
Wielu obserwatorów zwracało uwagę na paradoks - zamachy następowały jeden po drugim przed rozpoczęciem przygotowanej już wcześniej operacji wojskowej. Gdy 1 października armia rosyjska ruszyła na rządzoną przez islamistów zbuntowaną republikę, akcje terrorystyczne na tak wielką skalę ustały.
Przebywający na emigracji w Londynie były oficer rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB) Aleksandr Litwinienko opublikował później książkę "FSB wysadza Rosję w powietrze", zarzucając swoim byłym zwierzchnikom, że sami dokonali zamachów by uzasadnić wojnę w Czeczenii i zwiększyć poparcie społeczne dla Putina. (mp)