Putin zaczął wojnę, w którą świat nie wierzył. Relacja WP z Kijowa
Od północy - z każdą minutą bezsennej nocy – jasne było, że Putin szykuje się do inwazji na szeroką skalę. Napięcie rosło z każdą chwilą. Ukraińcy dzwonili do swoich rodzin i bliskich, z pytaniem, "czy to już", "czy właśnie się zaczęło". Wystąpienie Władimira Putina, tuż przed 5:00 czasu kijowskiego, w którym poinformował o rozpoczęciu inwazji, było tylko formalnością. W Ukrainie wszyscy już wiedzieli, że spełnia się czarny scenariusz.
Korespondencja Patryka Michalskiego, wysłannika Wirtualnej Polski do Kijowa.
Sygnały alarmowe w ukraińskiej stolicy słychać było niedługo po wschodzie słońca. To wezwanie do ewakuacji i sygnał, że trzeba udać się do najbliższego schronu. Dźwięk nie wywołał w centrum miasta paniki, choć dziesiątki ludzi zdecydowało się na opuszczenie swoich domów.
Z zapasami wody i niezbędnymi rzeczami udali się m.in. do podziemi stacji metra. Na razie nie jest to masowe zjawisko. Władze Ukrainy apelują o zachowanie spokoju, pozostanie w domach i przygotowanie niezbędnych rzeczy, które szybko będzie można zabrać w razie powszechnej ewakuacji.
Tuż po wystąpieniu Władimira Putina w Kijowie panowała głucha cisza. W oknach mieszkań widać było światła. Niewielu tej nocy było w stanie zasnąć. Ludzie wymieniali wiadomości, dzwonili do bliskich i pytali, "czy to już", "czy właśnie się zaczyna". Od czasu, kiedy sekretarz stanu USA Antony Blinken stwierdził w nocy, że wojna zacznie się jeszcze zanim skończy się noc, kolejne osoby pozbywały się złudzeń. Kolejnym sygnałem było zamknięcie przestrzeni powietrznej.
Wszyscy w mediach śledzili doniesienia ze wschodu Ukrainy, które potwierdzały ostrzały m.in. w Mariupolu i Charkowie. Po chwili jednak wybuchy słychać było już w samym Kijowie. Ludzie upewniali się, czy aby się nie przesłyszeli. Wszystkie dotychczasowe informacje wskazują, że dźwięki, które słyszeli, to atak przypuszczony na ukraińskie lotnisko Borispol.
"Nie mogę w to uwierzyć, powiedz, że to zły sen"
Mimo ostrzeżeń amerykańskiego i brytyjskiego wywiadu wielu mieszkańców ukraińskiej stolicy nie wierzyło, że Putin zdecyduje się wyjść poza Donbas. "Nie mogę w to uwierzyć, powiedz, że to zły sen" – napisała Wika, z którą jeszcze wczoraj piliśmy rano kawę. Zastanawiała się, czy w najbliższych dniach wraz z synem powinna wyjechać z Kijowa do Wrocławia. Zwlekała z decyzją do ostatniej chwili, podkreślając, że "tu jest jej dom".
Obecnie wyjazd z Kijowa może być utrudniony – przekazuje nam Oleksandr. Drogi wyjazdowe z miasta są zakorkowane, a przed stacjami benzynowymi ustawiają się długie kolejki. Mieszkańcy mają świadomość, że to może być ostatnia chwila na wyjazd. Nikt nie jest w stanie zaplanować najbliższej przyszłości.
Jej zarys w emocjonalnym wystąpieniu niedługo przed atakiem nakreślił prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski.
- Wiemy na pewno: nie potrzebujemy wojny - ani zimnej, ani gorącej, ani hybrydowej. Ale jeśli nas zaatakują, jeśli spróbują odebrać nasz kraj, naszą wolność, nasze życie, życie naszych dzieci, będziemy się bronić - mówił. - Nie będziemy atakować, ale będziemy się bronić. Atakując, zobaczysz nasze twarze, nie plecy - podkreślił.