Obszar wielkości Portugalii. Putin jest gotów na desperacki krok

Tak jak się spodziewano, Władimir Putin ogłosił w piątek "aneksję" czterech obwodów wschodniej Ukrainy. Przy okazji wygłosił długą, chaotyczną, w wielu miejscach zwyczajnie bełkotliwą mowę. Putin zachowywał się w piątek, jakby chciał wypowiedzieć wojnę Zachodowi - a właściwie jakby ogłaszał, że Zachód napadł na Rosję, a ta musi się bronić.

Putin ogłosił w piątek aneksję czterech obwodów wschodniej Ukrainy
Putin ogłosił w piątek aneksję czterech obwodów wschodniej Ukrainy
Źródło zdjęć: © PAP | PAP/EPA/GRIGORY SYSOEV/SPUTNIK/KREMLIN POOL
Jakub Majmurek

01.10.2022 | aktual.: 01.10.2022 12:48

Piątkowe wystąpienie Putina pokazuje dwie rzeczy. Po pierwsze, że Rosja dąży do eskalacji i nie zamierza się cofać. Po drugie, że Putin jest coraz bardziej oderwany od rzeczywistości, coraz bardziej zapamiętały w swojej nienawiści do Zachodu, co w sytuacji, gdy Rosja wcale nie wygrywa wojny, a rosyjska elita zwyczajnie nie ma pomysłu na plan B, może go popchnąć do desperackich kroków. W piątek Putin wyraźnie zasugerował możliwość użycia przez Rosję broni jądrowej, oskarżając przy okazji Stany Zjednoczone, że w Hiroszimie i Nagasaki "stworzyły precedens".

Putin zamknął drogę do negocjacji

Oczywiście, jak każdy agresywny przywódca, Putin twierdził w piątek, że jest gotowy do rozmów pokojowych. Wyłączył z nich jednak sprawę czterech anektowanych obwodów, gdyż ich mieszkańcy "przemówili" i "wyrazili wolę" przyłączenia się do Rosji i Ukraina musi to po prostu zaakceptować. Dla Ukrainy to zaporowy warunek, na który nie może przystać. Prezydent Zełenski złożył więc w odpowiedzi na działania Putina wniosek o przyspieszone przyjęcie Ukrainy do NATO i zapowiedział, że nie będzie rozmów z Rosją, tak długo, jak długo rządził nią będzie Putin.

Putin "zaanektował" około 15 proc. ukraińskiego terytorium, obszar zbliżony powierzchnią do Portugalii. Referenda, o których mówił, w oczywisty sposób nie były legalne i uczciwe, aneksja to pogwałcenie najbardziej fundamentalnych przepisów, na jakich opiera się porządek międzynarodowy. Żadne poważne państwo, nawet te do tej pory bliskie Rosji, nie uzna tej "aneksji". Ujmuję "aneksję" w cudzysłowie, bo akt jest nie tylko nielegalny, ale też Rosja nie kontroluje w całości militarnie terytorium, które - jak ogłosiła - stało się jej częścią.

Po co ogłaszać "aneksję", która istnieje częściowo tylko na papierze? Na terytorium, gdzie rosyjskie wojska bynajmniej nie są w ofensywie? Można się obawiać, że ma to związek z doktryną wojenną Rosji. Zakłada ona, że Rosja ma prawo odpowiedzieć bronią atomową, gdy atakowane jest jej terytorium. Teraz Rosja ogłosiła, że tym terytorium są tereny wschodniej Ukrainy. W konsekwencji wojnę obronną, jaką prowadzą tam Ukraińcy, Rosja będzie mogła traktować jako atak na swoje terytorium, uprawniający do nuklearnej odpowiedzi.

Obawa o to, że wojna w Ukrainie przekształci się wojnę jądrową, od początku towarzyszyła europejskiej opinii publicznej i kształtowała jej opór dla militarnego wsparcia Ukrainy przez europejskie rządy. Czy operacja z aneksją ma wzmocnić te nastroje i presję opinii publicznej na takie stolice jak Berlin? Pewnie tak. Ale z drugiej strony Putin przedstawił się w piątek po raz kolejny jako ktoś, z kim nie da się i nie ma sensu rozmawiać, ktoś, kto nie akceptuje podstawowych zasad międzynarodowego ładu i aktywnie dąży do jego zniszczenia. Jasno też zadeklarował, że w wojnie chodzi mu o konfrontację z Zachodem.

Zachód chce zająć rosyjskie surowce i zmienić płeć rosyjskich dzieci

Większość mowy Putina stanowił gniewny akt oskarżenia wymierzony w Zachód. Rosyjski prezydent połączył w nim elementy krytyki Zachodu, jakie tradycyjnie formułowała lewica - zwłaszcza ta antykolonialna z Globalnego Południa - i skrajna prawica, reprezentująca najbardziej reakcyjne, czarnosecinne środowiska.

Zachodowi dostało się więc za kolonialną ekspansję, niewolnictwo, pragnienie kolonizacji Rosji, by odebrać jej bezcenne surowce. Tego typu tyrady, próbujące przedstawić Rosję jako lidera obozu antykolonialnego - jak często pozycjonował się Związek Radziecki w czasach zimnej wojenny - są groteskowe.

Rosja sama jest mocarstwem kolonialnym, które skolonizowało Syberię, Azję Środkową, swój daleki wschód, Europę Wschodnią. W przeciwieństwie do Zachodu w Rosji nigdy nie odbyła się uczciwa dyskusja na ten temat, nie zaczął się proces przepracowania własnego kolonialnego dziedzictwa. W wojnie przeciw Ukrainie na front, a często na śmierć, Rosja wysyła masowo jednostki rekrutujące się z mniejszości etnicznych - tak jakby oprócz podboju Ukrainy Putinowi zależało, by za pomocą wojny uczynić Rosję bardziej europejską i białą. To Ukraina toczy dziś antykolonialną, wyzwoleńczą wojnę.

O ile jeszcze na początku roku ta "antykolonialna" retoryka Moskwy działała w niektórych państwach Globalnego Południa, to dziś coraz trudniej traktować ją poważnie. Głęboko symboliczna pod tym względem scena miała miejsce w trakcie szczytu w Samarkandzie, gdy Narendra Modi - premier Indii, największej demokracji powstałej w wyniku dekolonizacji - publicznie potępił wojnę Putina.

Równie wiele co argumentom "antykolonialnym" Putin poświęcił "tradycjonalistycznym", z repertuaru radykalnej prawicy. Rosyjski prezydent określił w piątek zachodnie społeczeństwa jako "sataniczne". Na czym polega ten satanizm? Na tym, że na Zachodzie uczy się dzieci, że obok kobiety i mężczyzny są inne płcie, a nawet, jak twierdzi Putin, zmienia się dzieciom płeć.

"Czy chcemy tego, żeby w Rosji był rodzic nr 1 i rodzic nr 2? Żeby dzieciom w szkole podstawowej mówiło się, że obok kobiety i mężczyzny istnieją inne płcie?" - grzmiał w piątek Putin. Podobne rzeczy powtarzają politycy tradycjonalistycznej prawicy w Europie, np. nowa włoska premier Giorgia Meloni i przynajmniej kilku polityków polskiego obozu władzy. Ale chyba po tym, co Putin pokazał w piątek i w ciągu ostatnich siedmiu miesięcy, nawet spora część reakcyjnej prawicy nie będzie miała ochoty na sojusz z nim.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz też: Kolejny kraj NATO narażony na agresję Rosji. Berlin wysłał żołnierzy

To jest ten moment, gdy rosyjska elita powinna się poważnie zastanowić

Brytyjski "The Guardian", komentując wystąpienie Putina, stwierdził, że brzmiał on raczej jak gniewny taksówkarz, niż jak mąż stanu. Z pewnością nie sprawiał wrażenia kogoś, kto ma plan i wie co robi. Co zwiększa obawy, co Putin zrobi, gdy Ukraina zacznie odzyskiwać kontrolę nad kolejnymi "anektowanymi" terenami.

Jednocześnie cała gniewna, prężąca mocarstwowe muskuły retoryka Putina nie jest w stanie ukryć słabości Rosji, jaką odsłonił ten rok.

Tzw. operacja specjalna miała potrwać góra tydzień, upaść miał Kijów. Tymczasem wojna trwa do dziś, a front jest nie w Kijowie, tyko we wschodniej Ukrainie. Rosyjska armia wielokrotnie się skompromitowała, pokazując całemu światu swoją słabość. Sankcje duszą rosyjską gospodarkę, skojarzenie rządów Putina z dobrobytem wyparowało. Energetyczny szantaż Rosji oznacza potężne kłopoty dla Europy i najcięższą politycznie zimę od końca lat 70. Ale jeśli Europa ją przetrwa, to rozpocznie działania w wyniku, których gospodarki strefy euro nie będą dłużej zależne od nośników energii z Rosji. Ogłoszona niedawno mobilizacja spowodowała wielki exodus młodych Rosjan z kraju - wyjechało co najmniej 200 tys. mężczyzn, co nawet w tak dużym państwie jest znaczącym ubytkiem. Mobilizacji towarzyszą protesty, chaos, akty przemocy - a Rosja miała już w historii przypadki, gdy wściekli młodzi mężczyźni, wysłani na wojnę, której sensu nie rozumieją, zaczynają strzelać do swoich dowódców.

Nadszedł ten moment, gdy rosyjska elita musi sobie odpowiedzieć: czy naprawdę warto dalej iść z Putinem? Czy warto się mu dać wciągnąć w trzecią wojnę światową z Zachodem, którą Rosja przegra. A trzecią wojną najpewniej skończy się użycie atomu, do czego Putin wydaje się dziś zdolny.

Z pewnością ani Ukraina, ani Zachód nie mogą ulegać szantażom Putina. Tylko pokonanie Rosji w tej wojnie i kompromitacja putinizmu dają szanse na realny, długotrwały pokój. Ukraina tym bardziej zasługuje dziś na nasze wsparcie.

 Dla Wirtualnej Polski Jakub Majmurek

Źródło artykułu:WP Wiadomości
wojna w Ukrainiewładimir putinrosja
Wybrane dla Ciebie