Puste mieszkanie po Borysie. Nie został żaden mebel
Małżonka nieżyjącego żołnierza Grzegorza Borysa, który był podejrzany o zamordowanie syna, opuściła mieszkanie na gdyńskim Fikakowie i zabrała wszystkie rzeczy. Lokal stoi już całkowicie pusty. O jego dalszym losie zdecyduje Agencja Mienia Wojskowego.
09.02.2024 | aktual.: 05.03.2024 10:38
O tym, że kobieta będzie musiała się wyprowadzić, informowała kilka dni temu Maja Fenrych z dziennika "Fakt". Jak wynikało z jej ustaleń, co do zasady AMW wysyła po śmierci wojskowego wezwanie do opróżnienia lokalu i jego bliscy mają od czasu odbioru wezwania 30 dni na wyprowadzkę. W tym przypadku, z uwagi na okoliczności, termin wydłużono do końca grudnia, a kiedy wdowa po Borysie nie zdała kluczy na czas, AMW wyznaczyła jej kolejny, nieprzekraczalny, 30-dniowy termin.
Teoretycznie mogła jeszcze prosić o pomoc od wojska, np. wnioskując o tymczasowy przedział wojskowy, ale tego nie zrobiła.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak sprawdziliśmy, obecnie mieszkanie stoi już puste. Nie ma tam żadnych mebli. Ostatni transport przedmiotów odjechał w środku tygodnia.
- Zniknęły też w końcu te zasłony, które zakrywały ich okna z zewnątrz jeszcze przed tą straszną zbrodnią. Straszyły tam przez długi czas. Poprosiliśmy krewnych tej pani, żeby je zdjęli. Zrobili to, kiedy już wszystko spakowali do samochodów. Zniknęły też wszystkie zabawki, które koledzy i koleżanki Olka postawili pod klatką, żeby go upamiętnić - podkreśla spacerująca przed blokiem kobieta.
I dodaje: - Tu już wszyscy odetchnęli, że dziennikarze nie przyjeżdżają, służb nie ma i nareszcie jest spokój. Ale nadal sporo osób nie wierzy, że to on zabił dziecko.
Tragedia w Gdyni i poszukiwania Grzegorza Borysa
44-letni Grzegorz Borys pochodził z Gryfina, jednak od lat mieszkał w Gdyni, gdzie pracował w marynarce wojennej. 20 października 2023 roku stał się poszukiwanym po tym, jak jego żona znalazła w mieszkaniu ciało ich sześcioletniego syna Aleksandra. Miał podcięte gardło. Dowody wskazywały na to, że najprawdopodobniej zginął z rąk własnego ojca. Obok leżał martwy pies.
Ojciec chłopca przepadł bez śladu, nie licząc zostawionej w domu karteczki z napisem "Przepraszam za wszystko, wszyscy jesteście bestiami".
O sprawie szybko zrobiło się głośno w całym kraju, pojawiły się różne teorie spiskowe, a zainteresowanie podsycał fakt, że poszukiwany interesował się surwiwalem, nieraz wychodził do lasu na długi czas, według znajomych potrafiłby przeżyć wiele dni w ekstremalnych warunkach. W akcję włączono m.in. śmigłowce, drony oraz setki mundurowych.
- Ludzie go tu widywali przedtem, jak chodził w kominiarce, był dziwny. Niektórzy się go bali - mówi nasza rozmówczyni. - A po tym morderstwie wszyscy bali się wychodzić na ulice, na osiedlu były pustki. Nie było wiadomo, czy tu nie wróci. Wszyscy tu przeżyli traumę - dodaje.
Ciało Borysa zostało odnalezione 6 listopada w zbiorniku wodnym na terenie Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego, niecałe 500 metrów od miejsca zbrodni. To był jedyny większy zbiornik w promieniu kilku kilometrów.
Miało trzy rany cięte, wskazujące na próbę samobójczą, a także rany od postrzału z broni pneumatycznej, przypuszczalnie działającej na sprężony gaz, które znajdowały się na skroni. Jednak za bezpośrednią przyczynę śmierci biegli uznali utonięcie. Ich zdaniem zgon nastąpił około dwóch tygodni wcześniej.