Trwa ładowanie...
10-02-2009 09:11

Publiczne szpitale zdzierają pieniądze z rodzin chorych

Płatne parkingi, ochraniacze, a nawet szatnie - aż tyle opłat fundują pacjentom i ich rodzinom krakowskie szpitale. Szefowie publicznych placówek wprowadzają coraz więcej uciążliwych opłat, które nie są związane absolutnie z leczeniem. Najciekawsze, że dyrektorzy lecznic zapewniają, iż nie mają z tego interesu wielkich zysków. Tymczasem chorzy, a zwłaszcza ich bliscy żalą się, że to duże wydatki, jak na ich kieszeń.

Publiczne szpitale zdzierają pieniądze z rodzin chorychŹródło: POLSKA Gazeta Krakowska
d1bpud2
d1bpud2

Wydawało by się, że opłaty nie są olbrzymie. Jeśli jednak dzień w dzień przez kilka tygodni musimy odwiedzać i opiekować się ciężko chorym synem lub dziadkiem, urastają do sporej sumki. Przez tydzień jedna osoba może nawet wydać z portfela aż 100 zł! Zanim trafimy bowiem do sali szpitalnej, musimy zapłacić tzw. haracz za wjazd na teren szpitala. Obowiązuje we wszystkich krakowskich lecznicach z wyjątkiem dwóch - szpitala im. Narutowicza i im. Dietla. Szlaban w Szpitalu Uniwersyteckim otworzy się, jeśli wrzucimy 4 zł. Każda kolejna godzina postoju kosztuje tutaj kolejne 4 zł.

W "Rydygierze" bezpłatnie postawisz auto tylko na 15 minut, potem za każdą godzinę dopłacisz po 3 zł. W Jana Pawła II 60 minut postoju kosztuje 4 zł. W Wojskowym 5zł za wjazd bez względu na to, ile czasu tam spędzimy. W "Żeromskim" płatny jest jedynie wjazd - 4 zł.

Dla ludzi to zwyczajne zdzierstwo. Jolanta Pilch porządnie zdenerwowała się na parkingowego w "Uniwersyteckim", gdy zażądał od niej opłaty. - Byłam u przyjaciela trzy godziny i pięć minut, musiałam zapłacić 20 zł - podaje. To dopiero początek wydatków. Następne czekają na nas przy automatach z ochraniaczami. Za obowiązkowe buty zapłacimy złotówkę w szpitalu im. Rydygiera, MSWiA, "Żeromskim" albo dwa zł w "Narutowiczu" i Szpitalu Uniwersyteckim.

Najbardziej przedsiębiorczym dyrektorem jest Krzysztof Kłos, dyrektor "Rydygiera". Do szpitalnego cennika wprowadził nawet opłatę za szatnię. Kosztuje złotówkę. Ale zyski z niej, jak i z ochraniaczy, nie idą wprost do kasy szpitalnej, tylko do Związku Zawodowego "Solidarność". - Na działalność statutową - wyjaśnia Janusz Wach, wiceprzewodniczący "Solidarności". Dyrekcja szpitala zapewnia, że umowa z dzierżawcą szatni została wypowiedziana i od 1 kwietnia szatnia dla pacjentów będzie bezpłatna.

Matylda Sosnówka, emerytka z Nowej Huty, która po udarze mózgu, przez dziesięć dni rehabilituje się w "Rydygierze" mówi bez ogródek, że dla niej obowiązkowe opłaty stanowią duży wydatek. - Całe szczęście, że mąż emeryt jest zwolniony z opłaty za parking. W innym wypadku byłoby ciężko, bo w szpitalu chory spędza znacznie więcej niż 15 minut.

Anna Górska

d1bpud2
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1bpud2
Więcej tematów