PSL nie umie się sprzedać
Wewnętrzne podziały, kryzys przywództwa, nieumiejętność przebicia się do mediów, nieokreślony stosunek do rządu - taka jest teraźniejszość PSL. A czy jest jakaś przyszłość? - zastanawia się w "Gazecie Wyborczej" Wojciech Szacki.
05.01.2006 | aktual.: 05.01.2006 06:17
Pisze on, że pod koniec roku PSL odniosło wielki sukces i natychmiast go zmarnowało. Ludowcy przekonali przy głosowaniu nad "becikowym" sejmową większość do takiego ustalenia dochodu z hektara, że znacznie więcej rolników dostanie świadczenia socjalne i rodzinne. Wytargowali dla rolników miliard, ale pochwalili się tym jedynie półgębkiem, notką na stronie internetowej. W tym samym czasie Roman Giertych głosowanie nad tą samą ustawą przekuwał w sukces LPR: odwiedził szpital położniczy i w asyście tłumu dziennikarzy dał młodej mamie tysiąc złotych "becikowego".
Politykę się nie tylko robi, trzeba ją jeszcze sprzedać, a ludowcy tego nie potrafią. I głośno jest o nich z rzadka. A jeśli już to z okazji kłopotów - ocenia publicysta "GW".
Trzeba było buntu trzech eurodeputowanych - Janusza Wojciechowskiego, Zdzisława Podkańskiego i Zbigniewa Kuźmiuka - którzy bez zgody władz krajowych zmienili frakcję w europarlamencie, żeby przypomnieć o istnieniu PSL. Co się dzieje z partią, która była kiedyś jedną z ważniejszych w Polsce? - stawia kolejne pytanie Szacki.
Niewiele dobrego - wynika z rozmów z politykami PSL, byłymi i obecnymi posłami. Wygląda na to, że wśród ludowców dominują trzy uczucia: świadomość, że od PSL mało zależy, przekonanie, że w partii źle się dzieje, wreszcie zaskakująca w tym układzie nadzieja, że jakoś to będzie.
Ale przy tych wszystkich problemach ludowcy zachowują spokój. Skąd ten niezły nastrój? Może dlatego, że zbliżają się wybory samorządowe, w których PSL zwykle wypada lepiej niż w parlamentarnych - lokalnie jest wciąż mocne, ma popularnych wójtów i burmistrzów.
Nadzieje związane są też z planowaną na wiosnę konferencją programową, która ma dać impuls do pożądanych zmian (i być kompromisem z tymi, którzy chcą zmienić władze partii).
Stopniowo zapełnia się też partyjna kasa - PSL dostanie pieniądze z budżetu, których było do niedawna pozbawione za nieprawidłowości w finansowaniu.
Ale jest też lęk. O losie PSL nie zdecyduje ani kongres, ani konferencja, tylko wyborcy. Jeśli w wyborach samorządowych - do których pójdziemy pewnie samodzielnie - będzie klęska, to będzie też koniec samodzielnego PSL- przewiduje polityk Stronnictwa. W najnowszym sondażu PBS dla "Gazety" PSL ma 4% poparcia. O punkt za mało, by wejść do Sejmu - konkluduje "GW".(PAP)