Przychodzi przestępca do lekarza…
Niektórzy lekarze wydają fałszywe orzeczenia lekarskie, czym chronią przestępców przed prokuraturą i sądem. Od początku lat 90. proceder ten uprawiało w województwie łódzkim przynajmniej kilku specjalistów. Część spraw okrywa zmowa milczenia środowiska medycznego, ale kilkoma zajęła się już prokuratura.
Na wokandę trafi sprawa byłej ordynator z łódzkiego szpitala psychiatrycznego, której prokuratura zarzuca, że wystawiała przestępcom fałszywe zaświadczenia i utrudniała w ten sposób postępowania. Na ławie oskarżonych 46-letnia Ewa I. zasiądzie w towarzystwie 16 "pacjentów".
Zbigniew Łucki, dyrektor szpitala im. Babińskiego i były przełożony Ewy I., jej przypadek podaje jako przykład "samooczyszczania" się środowiska. Twierdzi, że to innych lekarzy pracujących w szpitalu zaniepokoiło, iż Ewa I. wydaje zaświadczenia o niezdolności do udziału w procesie sądowym osobom, które w oddziale miały swoje karty medyczne, ale tam nie przebywały. Były na długich, niekończących się przepustkach. Zastanawiało ich, że tak wielu przestępców, przeciwko którym toczyło się postępowanie karne, leczyło się właśnie tam i miało rozpoznania zaburzeń psychicznych: depresja, schizofrenia, halucynacje...
– Nie chcieliśmy udawać, że nic się nie dzieje – mówi dr Łucki. – Sprawa była delikatna, bo doktor Ewa I. była biegłym sądowym. Powołałem komisję złożoną z ordynatorów, która zapoznała się z pracą oddziału, kartami chorych i specyficznym przebiegiem leczenia w oddziale. Zwolniłem Ewę I., a zebrane przez nas dokumenty przekazałem do prokuratury.
Ta ustaliła, że Ewa I. w latach 1995-1999 wystawiała rzekomym pacjentom, podejrzanym o różne przestępstwa (także w związku ze sprawą "łódzkiej ośmiornicy"), fałszywe zaświadczenia o złym stanie zdrowia. Dzięki temu mogli unikać przesłuchań w prokuraturze lub sądzie, a nawet odbycia kary więzienia. Ustalono 35 takich przypadków.
Łucki o podwładnej: – Była lubianą lekarką, pracowała w szpitalu wiele lat, dwukrotnie wybierano ją w konkursach na ordynatora oddziału. Pacjenci chwalili jej życzliwość, serdeczność. Z drugiej strony nie mogliśmy sobie pozwolić na trzymanie tej sprawy w tajemnicy.
Przypadkiem Ewy I. zainteresował się rzecznik odpowiedzialności zawodowej w Okręgowej Izbie Lekarskiej. – Prowadzimy dochodzenie w tej sprawie, skorzystamy z ustaleń prokuratury – mówi Januariusz Kaczmarek, rzecznik odpowiedzialności zawodowej w OIL. – Możemy wezwać do siebie lekarza, ale przecież nie zaprosimy na zeznania przestępcy.
Lekarze gangsterów
Januariusz Kaczmarek mówi, że podobnych spraw jest w izbie kilka: – W ubiegłym roku lekarza, który wydawał fałszywe orzeczenia lekarskie, sąd lekarski pozbawił na dwa lata prawa wykonywania zawodu. Co to oznacza, wie każdy praktykujący lekarz.
Rzecznik wyjaśnia sprawę znanego łódzkiego neurochirurga, który z czterema innymi specjalistami – chirurgiem, anestezjologiem i ortopedą, pracującymi w więziennej służbie zdrowia, oraz medykiem z Poznania (profesor Akademii Medycznej) – zasiada na ławie oskarżonych. Zdaniem łódzkich prokuratorów z wydziału do spraw przestępczości zorganizowanej, cała piątka za pieniądze wystawiała Markowi B., świadkowi koronnemu w sprawie tzw. łódzkiej ośmiornicy, fikcyjne zaświadczenia o złym stanie zdrowia lub rzekomym pobycie w szpitalu, dzięki którym wychodził na wolność. Większość oskarżonych lekarzy nie przyznała się do winy, a ich proces jeszcze trwa.
To jeden z efektów rozbicia "łódzkiej ośmiornicy", największej – zdaniem prokuratury – grupy przestępczej, jaka działała w regionie łódzkim. Według Małgorzaty Glapskiej-Dudkiewicz z łódzkiej Prokuratury Apelacyjnej, grupy przestępcze, w zależności od stopnia zorganizowania, starają się podporządkować sobie przedstawicieli różnych profesji, którzy mogą się okazać przydatni. – Mogą to być lekarze, prawnicy, czy pracownicy służby więziennej. W każdym zawodzie są patologie.
Związek między wzrostem przestępczości zorganizowanej i liczbą ujawnianych przypadków lekarzy, pomagających przestępcom, dostrzega Grzegorz Wasiński, przewodniczący IV wydziału Sądu Okręgowego, w którym toczy się większość gangsterskich procesów:
– Skala przestępczości jest dużo większa niż kilkanaście lat temu, metody stosowane przez sprawców coraz bardziej bezwzględne, a pieniądze, jakimi dysponują, coraz większe. Stąd biorą się próby oddziaływania nie tylko na lekarzy.
Dla pieniędzy
Prokuratura nie ma wątpliwości, że lekarze, oskarżeni w ramach "łódzkiej ośmiornicy", pomagali świadkowi koronnemu dla pieniędzy: każdy z nich miał przyjąć od 5 do 55 tys. zł łapówki. Jeden z lekarzy miał dla pieniędzy złamać naczelną zasadę etyki lekarskiej: prokuratura twierdzi, że usunął Markowi B. zdrowy dysk, okaleczając go w ten sposób. Ewie I. prokuratura zarzuca przyjęcie od jednego pacjenta tysiąc złotych łapówki.
Zdaniem sędziego Wasińskiego, mechanizmy oddziaływania przestępców na ludzi wykonujących szanowane zawody mogą być różne.
– To nie tylko łapówka. Przestępcy stwarzają grunt pod współpracę, próbują wyczuć słabe punkty takiej osoby, stąd prosta droga do szantażu. Jeżeli ktoś już raz wejdzie na tę drogę, to na ogół nie ma z niej odwrotu.
Prof. Kazimierz Szewczyk, kierownik Zakładu Etyki i Filozofii Medycyny na Uniwersytecie Medycznym w Łodzi, uważa, że sprawy, które od niedawna wychodzą na światło dzienne, to dopiero początek: – Tego, że lekarz pomaga przestępcy, nie można nazwać czynem nieetycznym. To najgorsza rzecz, której dopuszcza się lekarz, powodowany chciwością, żądzą szybkiego wzbogacenia się. W środowisku medycznym "czarne owce" są znane, ale wielu lekarzy woli milczeć, niż powiadomić organy ścigania o popełnionym przez kolegę przestępstwie. Wiedza lekarska daje władzę, a na to zawsze był i będzie popyt. Przestępca, zanim da lekarzowi propozycję nie do odrzucenia, dobrze go obserwuje, poznaje słabości i uderza na pewniaka.
Utrata zaufania
Niektóre fałszerstwa dla fachowca są widoczne już na pierwszy rzut oka. Przedstawiane jednak w ładnym opakowaniu, podpisane przez autorytet medyczny, zyskują w oczach sądu wartość. Dzięki zaświadczeniom lekarskim odraczane są przesłuchania, rozprawy, odbycie kary więzienia.
– Jeżeli na pierwszy rzut oka autentyczność zaświadczenia nie budzi wątpliwości, sąd nie ma podstaw, by je weryfikować, tym bardziej jeżeli widnieje na nim podpis biegłego – mówi sędzia Wasiński. – Trzeba mieć zaufanie do ludzi, powołanych do wystawiania takich dokumentów, bo nie można założyć z góry, że wszyscy są nieuczciwi. Dopiero gdy pojawią się wątpliwości, drążymy temat. Powołuje się innego biegłego lub zespół, który weryfikuje zaświadczenie. Nie są to jednak częste przypadki.
Lekarze są najliczniej reprezentowaną grupą zawodową na liście biegłych, którą prowadzi łódzki Sąd Okręgowy. Samych psychiatrów jest na niej kilkudziesięciu. Przypadki, że lekarz zostaje skreślony z listy biegłych, bo utracił wiarygodność, są bardzo rzadkie.
Jednak w przypadku Janusza Baranowskiego, byłego senatora i prezesa nieistniejącego już zakładu ubezpieczeniowego „Westa”, sąd postanowił zasięgnąć opinii lekarzy spoza Łodzi. Proces Baranowskiego, trwający od 1994 r., prawie od trzech lat jest zawieszony, bo według biegłych, oskarżony jest zbyt chory, by uczestniczyć w rozprawach.
Grzegorz Wasiński: – To pierwsza sprawa, kiedy uznaliśmy, że trzeba zasięgnąć opinii biegłych spoza Łodzi, ponieważ do łódzkich straciliśmy zaufanie.
Powodem jego utraty był fakt, że lekarze, opiekujący się byłym senatorem podczas zarządzonej przez sąd obserwacji kardiologicznej, nie pobrali od niego próbek krwi. Wbrew postanowieniu sądu. Badania tych próbek miały dać odpowiedź na pytanie, czy oskarżony nie próbował sztucznie podwyższać sobie ciśnienia, przyjmując leki, których nie zalecał mu lekarz.
O ponowne przeprowadzenie obserwacji i pobranie próbek sąd chce poprosić lekarzy z Warszawy, Kielc lub Skierniewic. O postępowaniu łódzkich medyków powiadomił już prokuraturę, która będzie wyjaśniać, czy nie doszło do utrudniania postępowania przeciwko Baranowskiemu.
Jedno jest pewne: były senator nie odpowie już za więcej niż połowę przypisanych mu przez prokuraturę zarzutów. Rok temu sąd musiał je umorzyć z powodu przedawnienia i zmiany przepisów. Najpoważniejsze zarzuty w sprawie Westy zaczną się przedawniać w 2006 r. Jeżeli opinia biegłych medyków się nie zmieni, to i w przypadku najpoważniejszych zarzutów może być za późno na ewentualne wymierzenie kary.
Przypadki lekarzy, pomagających przestępcom, są sporadyczne. Praktyka pokazuje, że po ich ujawnieniu inni medycy nie próbują kryć kolegów. Prokurator Małgorzata Glapska-Dudkiewicz źródeł zjawiska upatruje w powszechności wypisywania nieprawdziwych zaświadczeń: – W naszym społeczeństwie panuje przekonanie, że za pieniądze można załatwić wszystko. Przestępca przychodzi do lekarza z takim samym przeświadczeniem. Trudno powiedzieć, że medyk jest wykorzystywany przez grupę przestępczą, bo robi przecież to, na co jest przyzwolenie większości społeczeństwa.
Jolanta Bilińska, Anna Kołakowska