PolskaPrzez trzy lata zabili 1500 psów w schronisku

Przez trzy lata zabili 1500 psów w schronisku

Lekarka weterynarii opowiedziała w sądzie o tym, co działo się w Schronisku dla Bezdomnych Zwierząt w Legnicy. – Był handel psami poza ewidencją, uśmiercanie ich przez pracowników, fałszowanie dokumentów oraz kradzież żywności – zeznawała Danuta P.-F., która pracowała przez trzy lata w schronisku.

Przez trzy lata zabili 1500 psów w schronisku
Źródło zdjęć: © SP-GW

26.01.2007 08:57

Pracownicy powiedzieli mi, żebym się nie stresowała eutanazjami, bo będą to robili sami– opowiadała Danuta P.-F. – W jaki sposób uśmiercali zwierzęta, tego nie wiem. Danuta P.- F. jest oskarżona wraz z byłym kierownikiem schroniska Stanisławem C. o dopuszczenie się nieustalonej liczby eutanazji. W latach 2002–2004 uśmiercono 1500 psów.

Nigdy nie przeprowadziłam nieuzasadnionego zabiegu– mówiła Danuta. P.-F. – Wiem, że zwierzęta były likwidowane w nocy, ale kto to robił, tego nie wiem. Podczas środowej rozprawy przez dwie godziny opowiadała o tym, co się działo w schronisku. Mówiła, że do ochronki były przywożone ogromne ilości psów z odłowów w innych miejscowościach. Ale nie trafiały do ewidencji.

We wrześniu 2004 r. Towarzystwo Ochrony Zwierząt w Wińsku poinformowało mnie, że z tej gminy miały trafić do nas 44 psy. Sprawdziłam, żadne zwierzę nie zostało wpisane do ewidencji - mówiła Danuta P.-F. Co się z nimi stało? Część z powrotem wróciła do właścicieli. Jeden z pracowników zdradził lekarce, że były przetrzymywane w gospodarstwie koło Jawora. Potem zostały wypuszczone z powrotem przez rakarzy w Wińsku.

Zapytałam pracownika, co się dzieje z psami, które są przyjęte, a nie ma ich w schronisku– mówiła lekarka. – Odpowiedział, że jak ich nie ma, to powinnam ująć je w ewidencji. Kierownik wyśmiał mnie twierdząc, że wie o tych sprawach, ale dzięki temu trzyma pracowników w garści. Stanisławowi C. zarzuciła też handel psami. – Dopuścił nawet swojego psa do suki zamkniętej w klatce– obciążała kierownika. – Gdy się urodziły się szczęnięta, od razu zniknęły ze schroniska. Lekarka zarzuciła także jednemu z pracowników wykradanie karmy dla zwierząt, którą przynosiły dzieci. Jego żona miała sprzedawać ją na rynku. – Nie godziłam się na nieprawidłowości w schronisku– przekonywała Danuta P. F. – Dlatego dla pracowników byłam niewygodna. Gdy dowiedzieli się, że jestem zainteresowana prywatyzacją schroniska, zaczęli się obawiać o pracę i postanowili się mnie pozbyć. Kolejna rozprawa – 1 lutego.

Zygmunt Mułek

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)