Przeszły piekło na Syberii

Walenie kolbami w drzwi, kilka chwil na spakowanie rzeczy, płacz i wagony bydlęce

Obraz

/ 8Łagry i zesłanie ich nie złamały

Obraz
© (c) materiały wydawcy, Anna Herbich, "Dziewczyny z Syberii"

"Zostałam przegrana w karty. Miało to miejsce w sowieckim łagrze w republice Komi. Razem z więźniami politycznymi więziono tam kryminalnych, tak zwanych urków. Byli to zdeprawowani, pozbawieni skrupułów przestępcy, którzy terroryzowali współwięźniów.

Całymi dniami grali w karty, ale nie o pieniądze - których nie mieli - ale o ludzi. Wybierali sobie jakiegoś przypadkowego więźnia i zakładali się o jego życie. Pech chciał, że podczas jednej z rozgrywek zobaczyli, jak przechodzę pod oknem ich baraku. Wygrał mnie w karty jakiś morderca. Zgodnie z przestępczym 'prawem' mógł zrobić ze mną, co chciał. Zabić, zgwałcić, poćwiartować, udusić. Wszystko" - opowiada pani Stefania.

- Kobiety mają mnóstwo siły w sobie i naprawdę w wielu sytuacjach zachowują się o wiele dzielniej i mężniej od mężczyzn - mówi Anna Herbich, autorka "Dziewczyn z Syberii". Jej nowa książka to historie 10 kobiet, które przeszły przez łagry, kołchozy, zesłanie, jednak nic nie było w stanie ich złamać. Wszystkie pamiętają to samo: walenie kolbami w drzwi, kilka chwil na spakowanie rzeczy, płacz, wagony bydlęce i trzask ryglowanych drzwi. Kilka tysięcy kilometrów podróży w nieznane. Czekały je niewolnicza praca w sowieckich łagrach, walka o życie swoje i bliskich, głód, choroby i straszliwe syberyjskie mrozy. Doświadczyły niewyobrażalnego cierpienia, jednak nic nie było w stanie ich pokonać.

(evak)

Na zdjęciu: Stefania w Landwarowie koło Wilna, 1942 rok.

/ 8Złamany nos

Obraz
© (c) materiały wydawcy, Anna Herbich, "Dziewczyny z Syberii"

Stefania jako dziecko mieszkała z rodzicami przy ulicy Krakowskiej w najpiękniejszym mieście II Rzeczpospolitej, w Wilnie. Miesiąc po wybuchu wojny spotkała kolegę z harcerstwa, który wprowadził ją do konspiracji. "Gdy zostałam zaprzysiężona, miałam piętnaście lat. Przyjęłam pseudonim 'Hanka'" - opowiada Stefania.

Chociaż władze okupacyjne Wilna zmieniały się pięciokrotnie, polska młodzież wierzyła, że utrzymanie narodowego charakteru miasta jest możliwe. Stefania służyła jako sanitariuszka w walkach o Wilno w 1944 roku.

"Aresztowano mnie 7 grudnia 1944 roku. Oskarżono mnie o... próbę zbrojnego oderwania Wileńszczyzny od Związku Sowieckiego. Śledztwo było ciężkie. Przez pierwsze czterdzieści osiem godzin nie dostałam nic do picia ani do jedzenia. Nie pozwalano mi na sen. Sowiecki oficer przekonywał, żebym się do wszystkiego przyznała.

Odmówiłam przyznania się do winy i wtedy się zaczęło. Śledczy celował głównie w twarz i ramiona. Złamał mi nos. Pastwił się nade mną, znęcał. Sprawiało mu to najwyraźniej przyjemność. Skatowaną, zalaną krwią wrzucili mnie do celi. Siedziało tam już kilka dziewczyn, które się mną zaopiekowały. Podzieliły się chlebem, który jakoś dziwnie trzeszczał. Jak już zjadłam, powiedziały, że były w nim wszy".

Na zdjęciu: żołnierze 3 Wileńskiej Brygady AK, Stefania trzecia od lewej.

/ 810 lat łagrów

Obraz
© (c) materiały wydawcy, Anna Herbich, "Dziewczyny z Syberii"

"Nie miałam pewności, czy jest dzień, czy noc.Po pewnym czasie przeniesiono mnie do innej celi, która wcześniej służyła za ubikację.

Na sześciu metrach kwadratowych zamknięto w niej dwadzieścia kobiet. Było tak duszno, że siedziałyśmy całkowicie rozebrane. A właściwie leżałyśmy na sobie pokotem. Karmiono nas cienką zupą, którą jadłyśmy z blaszanych, nigdy niemytych puszek po konserwach.

Dwa razy dziennie byłyśmy wyprowadzane do ubikacji. A raczej do pomieszczenia z dziurą w podłodze, do której spływała woda. Tą wodą musiałyśmy się też myć.

Otrzymałam karę dziesięciu lat łagrów i pięciu lat pozbawienia praw obywatelskich oraz konfiskatę mienia. Koleżanki, które były sądzone razem ze mną - od pięciu do dziesięciu lat. Kiedy ogłoszono nam ten wyrok, nie potraktowałyśmy go poważnie. Uważałyśmy, że to jakaś kpina, ponury żart.

Zaczęli nas wyprowadzać z więzienia 1 maja 1945 roku. Ledwo utrzymywaliśmy się na osłabionych nogach, bo w przepełnionych celach siedzieliśmy w kucki, a ponadto dawali nam minimalne porcje jedzenia. Było nas około tysiąca. Na przedzie mężczyźni, potem my. Za nami sfora szczekających wściekłych psów.

Upchali nas do wagonów bydlęcych i 3 maja, w święto narodowe, rozpoczęła się nasza podróż w nieznane. Na peronach i wokół torów zebrał się tłum wilnian. Machali nam, kobiety płakały. Wśród nich były nasze matki i nasi ojcowie. Rozstawaliśmy się z najbliższymi i z ukochanym miastem".

Na zdjęciu: Stefania w 1958 roku

/ 8Wyglądały jak zdeformowane potwory

Obraz
© (c) materiały wydawcy, Anna Herbich, "Dziewczyny z Syberii"

"Kilka dni po wyjeździe z Wilna usłyszeliśmy na jakiejś stacji wiwaty i kanonadę. Zapytaliśmy jednego z naszych konwojentów, co się dzieje. Odpowiedział, że właśnie skończyła się wojna. Niemcy kapitulowali. Spojrzeliśmy po sobie. Siedzieliśmy w łachmanach, głodni i sponiewierani w bydlęcym wagonie. Nie tak wyobrażaliśmy sobie ten dzień. Nazajutrz pociąg ruszył w dalszą drogę. Na wschód".

Kobiety trafiły do obozu, którego większość więźniów stanowili pospolici kryminaliści. Naczelnik przestrzegł je, by pilnowały rzeczy. Radził też, żeby nie pożyczały od innych kobiet menażek, bo mogą się zarazić. W łagrze szalał bowiem syfilis. "Kładąc się spać w zapluskwionych barakach, przypięłyśmy agrafkami ubrania do koca. Chodziło o to, aby czuć, gdy ktoś pociągnie. Już pierwszej nocy zostałyśmy doszczętnie ograbione z ubrań i butów.

Nigdy nie udało mi się wyrobić normy i za karę nie dostawałam pełnej racji chleba. A system działał w szatański sposób. Było to zamknięte koło, czy raczej prosta droga do wykończenia człowieka. Ludzie, którzy dostawali mniej jedzenia, byli coraz słabsi i coraz gorzej pracowali. A im gorzej pracowali, tym mniej dostawali jedzenia".

Koniec był na ogół tragiczny: śmierć z wycieńczenia. "Głód był straszliwy. Bardzo szybko zaczęłyśmy chorować na szkorbut. Zęby ruszały się w dziąsłach, robiły się nam obrzęki głodowe. Rano wstawałyśmy z nogami wielkimi jak u słonia albo z twarzami tak opuchniętymi, że nie mogłyśmy otworzyć oczu. Wyglądałyśmy jak zdeformowane potwory" - wspomina w książce pani Stefania.

Na zdjęciu: karta repatriacyjna Stefanii, 1955 rok.

/ 8Rozpasanie seksualne w obozie

Obraz
© (c) materiały wydawcy, Anna Herbich, "Dziewczyny z Syberii"

W obozie panowało niebywałe rozpasanie seksualne. Więźniarki-kryminalistki oddawały się wszystkim - strażnikom, funkcyjnym, zwykłym więźniom - byle tylko zdobyć dodatkowy kawałek chleba. Wśród Polek nie zdarzały się takie przypadki, choć również dostawały nieprzyzwoite propozycje.

"Pewnej nocy przyszedł do mnie strażnik i powiedział, że wzywa mnie komendant obozu. Ubrałam się i poszłam. Wprowadził mnie do jakiegoś pomieszczenia z lustrami na wszystkich ścianach. Wydawało mi się to bardzo dziwne. Nie wyglądało to na gabinet naczelnika. Strażnik wycofał się niepostrzeżenie, a człowiek, który nagle wynurzył się z czeluści, zamknął drzwi na haczyk. - Jestem tutejszym fryzjerem - powiedział. - Jesteś bardzo ładna. Powinnaś coś wiedzieć o obozowym życiu. Prędzej czy później wszystkie kobiety muszą znaleźć sobie męża, żeby przeżyć. Jestem dobrze sytuowany, wszyscy się mnie tu słuchają. Proponuję, żebyś została moją obozową żoną. Nie chodziłabyś głodna, miałabyś ładne ubranie. To co, zgadzasz się? Byłam tą propozycją oburzona. - Pan nie zna Polek - odparłam. - My w ten sposób nie zakładamy rodziny. U nas kobiety biorą ślub z miłości, w kościołach. Mężczyzna roześmiał się i powiedział tylko, że nie znam życia. Po czym otworzył drzwi i wypuścił mnie. Przed odejściem dodał, żebym się jeszcze
zastanowiła. Do baraku odprowadził mnie ten sam strażnik, który mnie przyprowadził" - mówi Stefania w rozmowie z Anną Herbich.

Na zdjęciu: Stefania w 1955 roku

/ 8Cios znienacka zadany

Obraz
© (c) materiały wydawcy, Anna Herbich, "Dziewczyny z Syberii"

"Pewnego dnia przerwałam na chwilę pracę, żeby rozprostować nogi i plecy. Wszystko straszliwie mnie bolało. Obok, w odległości kilku kroków, stała kryminalistka. Była bardzo piękną dziewczyną i, co ciekawe, podobno pochodziła z arystokracji. Nagle podbiegła do nas inna Rosjanka z siekierą uniesioną nad głową i z całej siły uderzyła moją sąsiadkę w głowę. Cios był zadany znienacka, ofiara nawet nie zdążyła się zasłonić. Głowa pękła na pół, na biały śnieg chlusnęła gęsta, purpurowa krew. Stałam jak oniemiała. Podczas służby w Armii Krajowej widziałam różne rzeczy, rozmaite paskudne rany, ale nigdy czegoś takiego. Przypuszczałam, że obie te kobiety podzielił jakiś zażarty spór, i byłam świadkiem bestialskiego aktu wendety.

Potem dowiedziałam się, że chodziło o coś zupełnie innego. Otóż morderczyni po prostu chciała wyrwać się z obozu koncentracyjnego. Miała już dosyć straszliwej harówki, mrozu i głodu.

Wiedziała, że jeżeli zabije człowieka, zostanie wysłana do więzienia, będzie toczyło się przeciwko niej długie śledztwo. Przez cały ten czas nie będzie wychodzić na roboty, odpocznie w celi. W ten sposób uratuje życie. Najgorsze w tej historii jest to, że swoją ofiarę wybrała całkowicie przypadkowo. Owa kryminalistka nawinęła jej się akurat pod rękę. A przecież stałam parę kroków dalej..." - czytamy w książce.

/ 8Noc trwała całą dobę

Obraz
© (c) materiały wydawcy, Anna Herbich, "Dziewczyny z Syberii"

Na początku 1947 roku Stefania została dołączona do transportu więźniów odchodzącego do Workuty za kręgiem polarnym. Ta nazwa wzbudzała wśród więźniów przerażenie. "Kiedy przybyłam na Workutę, trwała zima. Najsroższa, jaką w życiu przeżyłam. Od tego czasu nie miałyśmy już imion i nazwisk. Nadano nam numery i tylko w ten sposób się do nas zwracano. Były naszyte na czapkach i plecach. Cały czas nas upokarzano. (...) W obozie byłam jedyną Polką wśród setek Ukrainek i Rosjanek. Kiedy miałam wolną chwilę, wychodziłam przed barak i po cichu recytowałam zapamiętane z dzieciństwa wiersze. Robiłam to, żeby nie zapomnieć ojczystej mowy" - czytamy.

Zimą w ogóle nie wschodziło słońce, noc trwała całą dobę. "Nienawidziłyśmy purgi - polarnego zjawiska atmosferycznego. To była straszliwa burza śnieżna, która chłostała ziemię biczem zlodowaciałego śniegu. Biada ludziom, którzy znajdowali się wtedy na zewnątrz. Natychmiast byli cali oblepieni śniegiem i zamarzali. Zdarzały się przypadki zamarznięcia całych brygad, które purga zaskoczyła podczas pracy z dala od obozu. Zamarzniętych, zesztywniałych ludzi znajdowano dopiero późną wiosną, gdy tajały śniegi.

Zdarzało się jednak, że wyprowadzano nas w trakcie purgi, aby odkopać ze śniegu tory kolejowe. Śnieg był tak zbity i zamarznięty, że trzeba było rozbijać go kilofami. Jak skałę. Kopałyśmy wzdłuż torów specjalny śniegowy tunel, żeby pociąg mógł swobodne przejechać".

Na zdjęciu: zwolnieni z łagru Polacy, mieszkańcy Workuty, w maju 1955 roku. Stefania czwarta od prawej.

/ 8Upiorna kraina - mętna i blotnista

Obraz
© (c) materiały wydawcy, Anna Herbich, "Dziewczyny z Syberii"

Kobiety pracowały także latem. I była to praca niewiele lżejsza od tej zimą. Choćby budowa drogi przez Ural. Sowieccy inżynierowie wymyślili, że pociągną ją przez mokradła. "To była jakaś upiorna kraina. Mętna, błotnista i bulgocząca woda sięgała po horyzont, tylko co pewien czas wystawały z niej kępy traw. Aby nie zatonąć w mule, należało przemieszczać się po niewielkich suchych wysepkach. Nasza praca polegała na tym, żeby zasypywać tę wodę żwirem i kamieniami".

Podobnie wyglądały wszystkie lata spędzone w łagrze. Dekada wypełniona bezmiarem cierpienia. W końcu powoli zbliżał się rok 1955. "Mijały tymczasem ostatnie dni mojego wyroku. Zabrano mnie do baraku, w którym przygotowywano więźniarki do wyjścia na wolność. Nad ranem zaczęli nas wywoływać pojedynczo do kancelarii, gdzie pokazywano nam różne dokumenty i tłumaczono poszczególne paragrafy. Po tych objaśnieniach urzędnik podsunął mi do podpisania pismo, które stwierdzało, że po wyroku zostanę na terenie Workuty jako obywatelka Związku Sowieckiego. Na wieczne osiedlenie. Powiedziałam, że czegoś takiego nigdy nie podpiszę. Byli bardzo zdziwieni i powiedzieli, że w takim razie zabiorą mnie z powrotem do obozu i mogę dostać drugi wyrok. Ich groźba okazała się prawdziwa. Cofnęli mnie do łagru. Po tygodniu wezwano mnie ponownie do kancelarii. Okazało się, że wszystko było blefem, że chcieli mnie złamać. Nadeszła więc ta upragniona chwila. Koniec łagru. Kiedy otworzyła się brama i przekroczyłam jej próg z małym
pakunkiem w dłoni, zobaczyłam, że czeka na mnie Janeczka, jedna z koleżanek, która wcześniej wyszła na wolność" - czytamy.

(evak)

Wybrane dla Ciebie

Działo się w czwartek. Oto najważniejsze wydarzenia [SKRÓT DNIA]
Działo się w czwartek. Oto najważniejsze wydarzenia [SKRÓT DNIA]
Węgierski minister krytykuje Tuska. "Premierzy bronią terrorystów"
Węgierski minister krytykuje Tuska. "Premierzy bronią terrorystów"
Babisz zapowiada. "Nie damy Ukrainie ani korony na uzbrojenie"
Babisz zapowiada. "Nie damy Ukrainie ani korony na uzbrojenie"
Polacy z flotylli Sumud już w Warszawie. Padły mocne słowa
Polacy z flotylli Sumud już w Warszawie. Padły mocne słowa
Atak na burmistrzynię Herdecke. Nowe szczegóły
Atak na burmistrzynię Herdecke. Nowe szczegóły
Szwajcaria ogranicza ochronę dla uchodźców z Ukrainy. Jest bezpiecznie?
Szwajcaria ogranicza ochronę dla uchodźców z Ukrainy. Jest bezpiecznie?
Zawieszenie broni możliwe jeszcze dziś? Szczegóły z Turcji
Zawieszenie broni możliwe jeszcze dziś? Szczegóły z Turcji
Sekretne życie synów Putina. Wyciekły ich zdjęcia
Sekretne życie synów Putina. Wyciekły ich zdjęcia
Żurek zwrócił się do Sądu Najwyższego. Chce wykluczenia sędziów
Żurek zwrócił się do Sądu Najwyższego. Chce wykluczenia sędziów
Słup dymu w Rosji. Pożar zakładu współpracującego z wojskiem
Słup dymu w Rosji. Pożar zakładu współpracującego z wojskiem
Awantura z taksówkarzem. Prokuratura zdecydowała ws. radnej KO
Awantura z taksówkarzem. Prokuratura zdecydowała ws. radnej KO
Brigitte Macron pokazała środkowy palec. Wszystko w słusznej sprawie
Brigitte Macron pokazała środkowy palec. Wszystko w słusznej sprawie