Przesłuchanie ws. lustracyjnego szantażu
Prawie trzy godziny trwało przesłuchanie w gdańskiej prokuraturze zastępcy Rzecznika Interesu Publicznego Jerzego Rodzika w związku ze śledztwem w sprawie domniemanego szantażu lustracyjnego b. wicepremier Zyty Gilowskiej. Rodzik powiedział, że absolutnie nie obawia się tego, iż zostaną mu postawione zarzuty. Rodzik nie ujawnił dziennikarzom, co zeznał w prokuraturze.
Zapytany, czy nie obawia się postawienia zarzutów, odpowiedział: działałem w granicach swoich ustawowych uprawnień. W związku z tym, nie mam powodów, by się czegokolwiek obawiać. Nawet na "ociupinkę" nie uchybiłem przepisom, ani ustawy, ani Kodeksu postępowania karnego. Jestem spokojny - powiedział dziennikarzom.
Obecnie przesłuchiwany jest jeszcze jeden z pracowników biura RIP.
Tuż przed wejściem do budynku Rodzik pytany, czy obawia się przesłuchania, odpowiedział, że nie, bo nie ma sobie nic do zarzucenia.
Nie chciał odnieść się do doniesień "Życia Warszawy", że kluczowym dokumentem, który przekonał RIP do skierowania sprawy Gilowskiej do Sądu Lustracyjnego, miał być raport MSW dotyczący funkcjonowania lubelskiej bezpieki z 1988 r.
Nie mogę oceniać materiału dowodowego, a to jakie dowody przesądziły, a które nie, to jest ocena materiału dowodowego - powiedział dziennikarzom Rodzik.
Nie chciał odnieść się też do rozmowy z Witoldem W., byłym funkcjonariuszem SB i kontrwywiadu, opublikowanej w czwartkowej "Trybunie", bo, jak powiedział, nie czytał jej. Witold W. powiedział gazecie m.in., że Gilowska była jego "kontaktem operacyjnym", choć o tym nie wiedziała.
Gdańscy prokuratorzy mają przesłuchać także Witolda W., ale wiadomo już, że nie stanie się to w czwartek.