Prześladowania chrześcijan - gdzie i dlaczego wyznawcy Chrystusa żyją w strachu?
Ostatnie ataki po publikacji karykatur Mahometa na kościoły w Nigrze to tylko czubek góry lodowej. Według organizacji Open Doors, chrześcijanie - największa wspólnota religijna świata - są też najliczniej prześladowani, a 2014 rok był pod tym względem najgorszy w historii. Wojujący islam to tylko jedna z przyczyn - zgodnie twierdzą rozmówcy Wirtualnej Polski. Gdzie i dlaczego wyznawcy Chrystusa znaleźli się na celowniku? I jakie są prognozy na przyszłość?
45 podpalonych kościołów, około 10 zabitych i ponad setka rannych. To efekt niedawnych kilkudniowych zamieszek w stolicy Nigru. Arcybiskup Niamey Michel Cartatéguy przyznał w rozmowie z Radiem Watykańskim, że w mieście trwały też łapanki - napotkanych mieszkańców pytano: jesteś "Allahu Akbar" czy "Alleluja"? Jak opowiadał duchowny, jedyną rzeczą, jaką udało mu się ocalić z kilkunastu kompletnie zniszczonych kościołów, był mały krzyżyk z zakrętki flakonu na oleje.
Ataki były reakcją na kolejną karykaturę Mahometa opublikowaną przez "Charlie Hebdo". Ale ci, którzy podpalali kościoły, zapewne nie widzieli rysunków francuskiego magazynu uderzających także w chrześcijan. A takich nie było mało. Kościół i jego wyznawcy stali się w tej sytuacji łatwym celem. Nie po raz pierwszy.
Według organizacji Open Doors, która zajmuje się monitorowaniem ataków na wyznawców Chrystusa, prześladowania dotykają, według uśrednionej liczby, 100 mln chrześcijan. Ale Open Doors, jak sama przyznaje, do chrześcijan zalicza jedynie osoby, które "świadomie wyznają swoją wiarę", a nie tylko przynależą "do pewnej grupy społecznej". Właśnie dlatego jeszcze wyższe szacunki podają inne źródła - nawet 200 mln.
W jakich krajach bycie chrześcijaninem oznacza strach, nawet o własne życie? I dlaczego to chrześcijanie są najliczniejszą prześladowaną grupą religijną? Na pewno nie bez znaczenia jest fakt, że pozostają największą na świecie wspólnotą religijną. Ale tylko takie wytłumaczenie byłoby zbyt proste.
Najgorszy kraj dla chrześcijan? Korea Północna
Open Doors publikuje także aktualizowaną co roku listę 50 państw, w których los chrześcijan jest najcięższy. Od 13 lat niechlubne pierwsze miejsce zajmuje Korea Północna. W kraju tym nie ma właściwie miejsca na żadną religię poza kultem komunistycznych przywódców. To oni niejako stali się północnokoreańską świętą trójcą: założyciel dynastii - Kim Ir Sen, jego następca - Kim Dzong Il oraz obecny dyktator - Kim Dzong Un. A ludzie wiary są postrzegani po prostu jako zagrożenie dla reżimu.
Przekonał się o tym Amerykanin koreańskiego pochodzenia, misjonarz Kenneth Bae, którego w 2012 r. skazano w Pjongjangu na 15 lat ciężkich robót za próbę obalenia tamtejszego rządu. Inny obywatel USA Jeffrey Fowle został aresztowany podczas turystycznej wizyty w Korei Płn., bo zostawił Biblię w klubie marynarza w jednym z nadmorskim miast. Ostatecznie obaj, dzięki mediacjom, zostali uwolnieni jesienią ubiegłego roku (czytaj więcej)
. Mieli szczęście, bo według szacunków Amnesty International w północnokoreańskich obozach przetrzymywanych jest ok. 200 tys. ludzi; gros to więźniowie sumienia.
Komunistyczne represje nie są jedyną przyczyną prześladowań chrześcijan. Cierpią oni nawet w krajach, gdzie nie są mniejszością. W Erytrei, rządzonej od ponad dwóch dekad twardą ręką przez jednego prezydenta, Isaiasa Afewerkiego, uznaje się tylko cztery wspólnoty: Erytrejski Kościół Prawosławny, Kościół katolicki, Kościół luterański oraz muzułmanów. Inne grupy wyznaniowe czekają prześladowania ze strony dyktatorskich władz, a konwertytów - islamskich radykałów.
Na przedstawionej na początku stycznia liście Open Doors po raz pierwszy znalazł się też Meksyk. Tam z kolei to m.in. kartele narkotykowe wzięły na cel chrześcijan i duchownych, którzy nawołują do walki z przestępczością i korupcją.
Jeszcze kolejnym motywem prześladowań może być łączenie nacjonalizmu z jedną z religii, nie pozostawiając miejsca dla innych wierzeń. W 2008 r. w indyjskim stanie Orisa przez kilka dni trwały pogromy chrześcijan po zabójstwie przywódcy hinduskich nacjonalistów - palono domy i kościoły, mordowano ludzi. Tysiące uciekły do tymczasowych obozów lub pobliskich lasów, by się ratować.
Wiele z tych "powodów" się zresztą przeplata, tworząc krwawy gobelin przedstawiający sytuację chrześcijan w najbardziej niebezpiecznych dla nich miejscach świata.
"Po Arabskiej Wiośnie coś pękło"
Gdy spojrzymy na pierwszą dziesiątkę krajów z listy Open Doors, gdzie prześladowani są chrześcijanie, w oczy rzuca się kilka faktów. Siedem z nich to państwa zamieszkane w większości przez muzułmanów (w Erytrei i Nigerii muzułmanów i chrześcijan jest mniej więcej po połowie - trudno jednak o rzetelne dane z tych miejsc). Ale to nie jedyna prawidłowość: na terenie wielu z nich toczą się otwarte konflikty i przede wszystkim działają tam zbrojne organizacje islamskich ekstremistów, jak talibowie w Afganistanie i Pakistanie, Al-Szabaab w Somalii, Boko Haram w Nigerii czy Państwo Islamskie w Syrii i Iraku. - Kluczowy moment, który bardzo dużo zmienił, to początek Arabskiej Wiosny - mówi Wirtualnej Polsce Leszek Osieczko, kierownik Open Doors Polska, pytany o to, jak kształtował się w ostatnich latach indeks państw, w których dochodzi do ataków na chrześcijan. Jak wyjaśnia, wcześniej prześladowania sprowadzały się najczęściej do ograniczania wolności wyznania czy spychania na margines społeczny. - Po Arabskiej
Wiośnie coś pękło, zwłaszcza jeśli chodzi o Bliski Wschód. Chrześcijanie zostali wyznaczeni jako cel świadomego ataku na tę grupę społeczną. (...) Skala agresji nigdy wcześniej nie była tak wysoka - dodaje.
Ale na fatalną sytuację chrześcijan w tym regionie składają się, jak podkreśla Osieczko, także inne czynniki. To m.in. skomplikowane relacje między samymi muzułmanami - sunnitami i szyitami - a także powiązania klanowe. Równie istotna jest, jak zauważa przedstawiciel Open Doors, pozycja ekonomiczna chrześcijan w tych społecznościach.
Należy jednak zaznaczyć, że w objętych konfliktami muzułmańskich państwach - również poza Bliskim Wschodem - cierpią nie tylko chrześcijanie. Celem ataków dżihadystów są bowiem także inne grupy religijne czy etniczne. Sunniccy ekstremiści z Państwa Islamskiego nie okazują litości tak wobec wyznawców Chrystusa, jak i jazydów czy szyitów. A nawet innych sunnitów, którzy stoją po stronie sił rządowych. W ich podziale "my-oni" ta druga kategoria jest przerażająco pojemna. Z kolei pakistańscy talibowie zaatakowali w grudniu szkołę, do której chodziły dzieci wojskowych. Zginęło 132 uczniów i dziewięciu nauczycieli.
- Bardzo istotne jest, by podkreślić, że nie jest to konflikt muzułmańsko-chrześcijański. Nauki islamu bardzo szanują inne religie abrachamowe, jak judaizm i chrześcijaństwo. A muzułmańskie społeczności mają długą i dumną historię tolerancji - mówi Wirtualnej Polsce Emma Eastwood, rzeczniczka Minority Rights Group International (MRG), międzynarodowej organizacji, która pomaga mniejszościom etnicznym i religijnym w kilkudziesięciu krajach. Według niej za prześladowaniami stoją przede wszystkim czynniki geopolityczne, ale także… internet. Serwisy społecznościowe są bowiem wykorzystywane do szybkiej radykalizacji postaw.
Eastwood, jak Ocieszko, zwraca uwagę, że zwłaszcza na Bliskim Wschodzie chrześcijanie są postrzegani jako lepiej prosperujące wspólnoty. - Podczas gdy grupy biorące ich na cel mają wsparcie tej części populacji, która doświadczyła długotrwałych ekonomicznych trudności i bezrobocia - ocenia przedstawicielka MRG i dodaje: - Jednym z powodów wzrostu prześladowania chrześcijan są ostatnie interwencje prowadzone przez USA i ich sojuszników tam, gdzie lokalna ludność identyfikuje wspólnoty chrześcijańskie jako prozachodnie.
Podobnie ocenia sytuację ks. prof. Waldemar Cisło z katolickiej organizacji Pomoc Kościołowi w Potrzebie. Według duchownego nie chodzi o zderzenie dwóch wielkich religii, a raczej postrzeganie wszystkich Amerykanów i Europejczyków jako chrześcijan, przez co wydarzenia na Zachodzie odbijają się na wyznawcach Chrystusa w innych częściach świata. - Warto w tym kontekście przypomnieć działania papieża Jana Pawła II, który przestrzegał przed rozpoczynaniem interwencji w Iraku (w 2003 r. - red.). Dla przeciętnego muzułmanina przedstawiciel Zachodu to chrześcijanin, "krzyżowiec". To jest bardzo o proste przełożenie - mówi Wirtualnej Polsce.
Dwa fanatyzmy
Czy to właśnie przez znak równości stawiany w Afryce czy Azji między chrześcijaństwem a Zachodem w Nigerii spłonęło kilkadziesiąt kościołów?
Osieczko nie zgadza się z tą tezą. Przypomina, że w Afryce represje są nierzadko związane z tym, że przywództwo w danym kraju sprawuje dyktator, a do utrzymania władzy wykorzystuje religię - najczęściej islam. Dodatkowo samo chrześcijaństwo afrykańskie jest bardzo zróżnicowane i zostało zaadoptowane przez różnorakie ruchy animistyczne. Jako przykład kierownik Open Doors podaje konflikt w Republice Środkowoafrykańskiej. - Mieliśmy do czynienia z oddziałami Antybalaka i Seleka, gdzie tych pierwszych określano jako chrześcijan, co nie było prawdą - twierdzi Osieczko. - To osoby, które nigdy nie zaakceptowały nauczania kościoła o postawie wobec nieprzyjaciela - dodaje.
Według niego, znak równości jest dzisiaj postawiony przez muzułmanów raczej między bardzo zsekularyzowaną Europą a chrześcijanami na tym kontynencie. A reakcja na publikacje "Charlie Hebdo" w Nigrze - jak ocenia - "daje odpowiedź na pytanie, czy islam jest religią pokoju i tolerancji, jak się mianuje". Tymczasem ks. prof. Cisło zwraca uwagę na jeszcze inny powód tych wydarzeń - radykalny ateizm. - Jeśli chodzi o magazyn "Charlie Hebdo", to mamy do czynienia z konfliktem dwóch fanatyzmów: ateistycznym, który reprezentowała ta redakcja, i islamskim. Owocem tych fanatyzmów jest cierpienie niewinnych ludzi - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską duchowny. - To, co zrobiła francuska gazeta, przełożyło się bezpośrednio na niszczenie kościołów i na mordowanie ludzi - ocenia i dodaje: - Powstaje pytanie, kto ponosi za to odpowiedzialność?
Będzie jeszcze gorzej?
Wszyscy rozmówcy Wirtualnej Polski widzą przyszłość chrześcijan w krajach, gdzie dochodzi do prześladowań, w ciemnych barwach. - 2014 r. był chyba najgorszym w historii pod względem współczynnika agresji wobec chrześcijan. Do tej pory nie notowaliśmy aż tak wielu i tak brutalnych ataków - mówi Osieczko i dodaje: - Żaden znak na niebie i ziemi nie wskazuje, że będzie lepiej. Tendencja jest pogarszająca się.
Wśród najbardziej zapalnych punktów wymienia się Sudan i Sudan Południowy, Nigerię oraz Syrię i Irak. W tym ostatnim sytuacja chrześcijan, których Saddam Husajn względnie tolerował, zaczęła się pogarszać tuż po obaleniu dyktatora. Teraz los chrześcijan jest jeszcze bardziej dramatyczny przez działania Państwa Islamskiego. Doprowadziły one do exodusu mniejszości etnicznych i religijnych w Syrii i Iraku. Czy niedługo w tych państwach - jednych z kolebek chrześcijaństwa - nie będzie wyznawców Chrystusa? - Wszystko idzie w tym kierunku. W 2003 r. w Iraku było 1,5 mln chrześcijan, głównie chaldejczyków, dzisiaj jest ich około 300 tys. - już te liczby pokazują, co się dzieje. Patrząc na codzienną emigrację chrześcijan, obawiamy się, że będzie jeszcze gorzej - ocenia ks. prof. Cisło.
- To, co się dzieje w syryjskim Allepo i Homs, również daje wiele do myślenia. Nie widzę, by świat miał pomysł, jak wyjść z tego problemu. To nas mocno niepokoi - dodaje.
W opanowanych przez siebie miastach, jak iracki Mosul czy syryjska Rakka, dżihadyści dają "niewiernym" wybór: konwersja na islam, zapłata specjalnego podatku - dżiziji - albo śmierć. Wielu, jeśli może, wybiera więc ucieczkę, porzucając ziemie, na których chrześcijaństwo ma dwa tysiące lat tradycji. Z samozwańczego kalifatu dochodzą też wieści o porwaniach kobiet i dziewczynkach należących do mniejszości, głównie jazydek, także chrześcijanek, które są potem sprzedawane lub "oddawane w prezencie" bojownikom.
- Dzisiaj dużo mówi się o prześladowaniach chrześcijan, braku wolności religijnej, zwłaszcza w krajach muzułmańskich. Z drugiej strony należy pamiętać, że to na obszarze tych państw znajdują się wielkie złoża ropy naftowej, od których Europa jest uzależniona. Być może chrześcijanie są ofiarą większego układu, nie religijnego i politycznego, a finansowego - uważa szef Open Doors Polska. - To jest moja osobista predykcja, ale może dojść do wielkiego konfliktu na tle religijnym, nie na terytorium jednego państwa, ale na poziomie światowym - ostrzega.
Co zrobić, by czarne scenariusze się nie sprawdziły? Emma Eastwood przypomina, że w przeszłości zdarzało się, że ekstremistyczne grupy - nie tylko religijne - stawały się tak brutalne, że traciły poparcie. To był początek ich końca. Na szczęście są też inne metody na zatrzymanie spirali wrogości.
Być może w niektórych przypadkach przydatne okażą się doświadczenia organizacji MRG, współpracującej z różnymi mniejszościami, etnicznymi i religijnymi. - W kilku krajach pracowaliśmy nad zmianami w programach nauczania i podręcznikach szkolnych, by usunąć z nich negatywne stereotypy. Potem pomagaliśmy liderom danych społeczności, by nabyli umiejętności prowadzenia mediacji czy wykorzystywania lokalnych mediów. W końcu wspieraliśmy wysiłki zmierzające do zawiązania dialogu z członkami większości, np. przez regularne spotkania w lokalnych społecznościach, by szybko rozwiązywać problemy, które prowadziły do napięć - wyjaśnia Emma Eastwood.
By jednak takie programy były możliwe, trzeba najpierw dostrzec problemy milionów chrześcijan. - Powinniśmy wziąć odpowiedzialność jako ludzie za innych, którzy cierpią - mówi Leszek Osieczko.
Małgorzata Gorol, Wirtualna Polska