Obchody rocznicy. Starcia słowne polityków, niespokojnie na ulicach
Obchody 11. rocznicy katastrofy smoleńskiej nie przebiegły spokojnie. Policja interweniowała podczas protestów w Ogrodzie Saskim w centrum Warszawy. Między politykami doszło do utarczek słownych.
Do pierwszego policyjnego zatrzymania doszło jeszcze przed rozpoczęciem uroczystości, czyli przed godziną 8. Funkcjonariusze zatrzymali Pawła Tanajno, lidera protestu przedsiębiorców. Do przepychanek z policją doszło w Ogrodzie Saskim. Podczas gdy politycy i rodziny ofiar składali wieńce na placu Piłsudskiego, kilkadziesiąt metrów dalej manifestanci rzucali petardy i świece dymne. Wznoszono okrzyki "j… PiS" i "Precz z kaczorem dyktatorem".
Szczelny kordon policji nie dopuścił, aby protestujący weszli na plac Piłsudskiego i zakłócili oficjalne obchody. Zatrzymano kilka osób za naruszenie nietykalności i znieważenie policjantów.
Polityczny spór wokół tragedii smoleńskiej nie gaśnie
Dzień przed rocznicą katastrofy oliwy do ognia dolał były premier Donald Tusk. W wywiadzie w "Faktach po Faktach" w TVN24 ujawnił, że Lech Kaczyński powiedział mu, że sam będzie podejmował decyzje o lądowaniach. "Nie mówiłem wcześniej tego publicznie. Prezydent Lech Kaczyński, także w rozmowie ze mną w cztery oczy, podkreślał, po tak zwanym incydencie gruzińskim, że od czasu, gdy pilot odmówił prezydentowi lotu do Tibilisi, on sam będzie podejmował decyzję, kiedy będzie latał rządowym samolotem, bo jest głównodowodzącym" - powiedział Donald Tusk.
W sobotę odpowiedział mu wicepremier Jacek Sasin. Zdaniem Sasina były premier przekroczył "wszelkie poziomy obrzydliwości". - Widać, że Donald Tusk jest człowiekiem, który chce uciec od odpowiedzialności za to, co się wydarzyło. A od tej odpowiedzialności nie ucieknie - powiedział Sasin w wywiadzie dla RMF FM. Według Sasina ani polska, ani rosyjska komisja nie dały odpowiedzi na pytanie, co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 roku. Stworzyły tylko "fałszywy obraz zdarzeń, który był wygodny" dla Rosjan oraz ówczesnego polskiego rządu.
Liczne kontrowersje wzbudził też wpis w mediach społecznościowych byłego premiera Leszka Millera. "Ludzie w tym samolocie dzielili się na tych, którzy mogli wszystko i którzy nie mogli niczego. Iza, Jola, Jerzy nie mogli nic zrobić. Ale inni mogli spowodować, że samolot zawróciłby, nie lądowałby, czy w ogóle by nie wyleciał. Jedni zgotowali drugim ten tragiczny los. Pamiętamy!" – napisał Miller.
Posłanka KO Barbara Nowacka, córka Izabeli Jarugi-Nowackiej, w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" stwierdziła, że po zwycięstwie opozycji dojdzie do rozliczeń za Smoleńsk.
"Będzie kontrola tego, co zrobił PiS w sprawie Smoleńska. Każdego kłamstwa. Każdej osoby, która współuczestniczyła w tym procederze kłamania. Wydatków, które zostały poniesione. I czy w kreowaniu pewnych informacji nie pomagały im siły zewnętrzne, np. Rosja"– powiedziała Nowacka.