Przemysław Sadura: Dobra zmiana w edukacji na kilka lat osłabi reprodukcję nierówności społecznych
Dobra zmiana może okazać się skuteczną kuracją dla systemu edukacji. Problem w tym, że jak w przypadku każdej terapii wstrząsowej, pozostaje pytanie o skutki uboczne. Możliwe, że przez kilka lat osłabnie w szkołach reprodukcja nierówności społecznych, ale będzie to efekt kompletnego chaosu i spadku wydolności całego systemu. Z reformą edukacyjną PiS jest jak z dobrą zmianą w TVP: wróciła "Sonda", ale w pakiecie z "Dziennikiem Telewizyjnym" (choć pod inną nazwą) - pisze Przemysław Sadura na portalu Krytyki Politycznej.
Konferencja minister Anny Zalewskiej prezentująca edukacyjne plany rządu wywołała falę miażdżącej krytyki. Przekornie postanowiłem poszukać plusów reformy. Dostaliśmy coś, co ma ręce, nogi, głowę. Nie wszystko we właściwej liczbie i na swoim miejscu, ale jednak. To sukces na miarę możliwości PiS-u. A pamiętajmy, że partia ta od początku miała problem z wyartykułowaniem całościowej wizji zmiany systemu edukacyjnego. W dużym stopniu dlatego, że program zmian nigdy nie był i nie jest wynikiem mniej czy bardziej pogłębionej refleksji nad funkcjonowaniem oświaty w III RP. Reforma jest natomiast wypadkową kilku tendencji zauważalnych w ogólnej strategii politycznej Prawa i Sprawiedliwości.
Opozycja totalna
Strategia polityczna PiS kształtowała się w warunkach aspirowania do przejęcia władzy i polegała na byciu opozycją totalną, która w populistycznym stylu stara się przechwycić wszystkie narracje krytyczne wobec status quo. Program musiał być pojemny i wyrażać się w pustym, ale znaczącym haśle: "IV RP", "dobra zmiana" itp. Pomysł na polityki sektorowe polegał w dużym stopniu na skopiowaniu na niższym poziomie strategii-matki.
Stąd dobra zmiana w edukacji stała się próbą łączenia ognisk oporu i kooptacji niezadowolonych. Wszyscy narzekają na gimnazja - zmienimy ustrój szkolny i likwidujemy ten szczebel edukacji. Rodzice protestują przeciwko obniżeniu wieku szkolnego - cofniemy reformę sześciolatków. Wydawcy i eksperci krytykują wprowadzenie "rządowego" podręcznika - wymienimy podręcznik. Humaniści kręcą nosem na testy - wywalimy egzaminy zewnętrzne. Mieszkańcy wsi boją się likwidacji małych szkół - odbierzemy samorządowi możliwość ich zamykania. Samorządy lamentują nad Kartą nauczyciela - z tym wyjątkowo nie róbmy nic, bo samorządy wciąż są w rękach wroga!
Mocne państwo
Innym przewodnim wątkiem w PiS-owskiej narracji jest powrót mocnego państwa i silnej narodowej wspólnoty. Nawet kult smoleński - zanim przybrał formę obłędu - zaczynał się od krytyki niewydolnego państwa. Instytucji, która nie potrafi zorganizować podróży lotniczej swojej elity, a kiedy już doszło do katastrofy, nawet pozbierać trupów. Kaczyński zapowiadał powrót silnych i scentralizowanych struktur państwowych w różnych obszarach: gospodarce, polityce zagranicznej, kulturze.
Reforma edukacyjna PiS-u jest więc reakcją na "odpaństwowianie" systemu w czasach PO np.: na masową "prywatyzację" szkół publicznych.
Ma też ograniczyć kompetencje samorządów. Redefinicja wspólnoty na poziomie powiatowym wymaga użycia lokalnych instytucji, takich jak szkoły (powszechne), domy kultury, biblioteki stanowiące "końcówki", "naczynia włosowate" państwa. Poza tym pamiętajmy: samorządy wciąż są w rękach wroga!
Nostalgia za PRL-em
Trzecim elementem dobrej zmiany jest zaprzęgnięcie do pracy nostalgii za PRL-em. Oczywiście polityczni macherzy dobrze wiedzą, że ludzie rzadko kiedy tęsknią za tym, co naprawdę było, a znacznie częściej za tym, co miało być lub czego im dzisiaj brakuje. W tęsknocie za komuną wyraża się potrzeba stabilności i bezpieczeństwa. Można na nią odpowiedzieć, odbudowując welfare state, ale to kosztowne i w warunkach po rewolucji neoliberalnej niełatwe. Dlatego obok realnego wsparcia (program 500 plus) tak wiele zabiegów skierowano do tych, którym bezpieczeństwo zlało się w jedno z estetycznym entourage'em komuny. Świetnie to widać w telewizji Kurskiego, która przywraca peerelowskie programy dla dzieci i teleturnieje. Dlatego właśnie reforma PiS znowu wprowadza 8-letnią podstawówkę i 4-letnie licea.
To że z tak różnorodnych elementów w stosunkowo krótkim czasie i pod płaszczykiem konsultacji społecznych utkano względnie spójny program reformy, jest politycznym majstersztykiem.
Zupełnym przypadkiem reforma odpowiada też na niektóre realne problemy systemu edukacyjnego.
Gimnazja, które miały oddzielić dzieci zaczynające edukację szkolną od bardziej zaawansowanej wiekiem młodzieży oraz zmniejszyć nierówności m.in. przez opóźnienie progu selekcji, wyrwały się spod kontroli. W małych miejscowościach najczęściej są zlokalizowane w tych samych zespołach co szkoły podstawowe. W dużych przestały de facto być objęte rejonizacją i są przedmiotem swobodnego wyboru rodziców, co oznacza, że klasa średnia okupuje te najlepsze, bardziej potrzebującym zostawiając oświatowy szmelc. Segmentacja kariery szkolnej na krótkie 3-letnie odcinki (3 lata w przedszkolu, 3 lata nauczania początkowego i jeszcze 3 kolejne w podstawówce, 3 lata w gimnazjum, 3 lata w liceum, 3 lata na licencjacie itd.) spowodowała, że uczniom trudniej zidentyfikować się z instytucją, budować więzi, walczyć o jej kształt. Dominuje strategia dostosowania się i biernego oczekiwania na następny etap. Konieczność ciągłego podejmowania decyzji (które przedszkole wybrać, wysłać dziecko do szkoły w wieku 6 czy 7 lat; jakie
gimnazjum i co po gimnazjum itd.) spowodowała, że rodzice o niższym kapitale kulturowym zupełnie się pogubili i przestali jakkolwiek wpływać na wybory dzieci.
Są to schorzenia systemu od lat opisywane przez badaczy edukacyjnych. Dobra zmiana w tych przypadkach może okazać się skuteczną kuracją. Problem w tym, że jak w przypadku każdej terapii wstrząsowej, pozostaje pytanie o skutki uboczne. Możliwe, że przez kilka lat osłabnie w szkołach reprodukcja nierówności społecznych, ale będzie to efekt kompletnego chaosu i spadku wydolności całego systemu. Co więcej, źle pomyślana reorganizacja szkolnictwa zawodowego i obniżenie progu selekcji (po 8, a nie 9 latach) mogą spowodować, że z czasem nierówności zaczną się utrwalać. Będzie mniej zakuwania do testów i więcej humanistyki, ale będzie to tylko "słuszna" humanistyka. Dlatego właśnie, pomimo pewnych wątłych nadziei, czuję przede wszystkim obawę, że z reformą edukacyjną PiS będzie, jak z dobrą zmianą w TVP: wróciła Sonda ale w pakiecie z Dziennikiem Telewizyjnym (choć pod inną nazwą).
Przemysław Sadura, Krytyka Polityczna