Przemoc w ośrodku wychowawczym
Kopały mnie po nogach, szarpały za włosy, a na koniec pchnęły na drzwi. Z nosa ciekła mi krew. One nic sobie z tego nie zrobiły!
Wyszły z łazienki i głośno się śmiały - tę historię wykrzyczała nam do słuchawki zapłakana dziewczyna, podopieczna Zespołu Placówek Opiekuńczo-Wychowawczych przy ul. Leczkowa w Gdańsku Wrzeszczu. - Ja już nie mam siły tu dłużej żyć. Proszę zróbcie coś z tym.
W ośrodku przy ul. Leczkowa przebywa młodzież, która weszła w konflikt z prawem. Dzieci trafiają tam za bójki i kradzieże. Są jednak podopieczni, którzy nie mieli gdzie się podziać, np. zostali sami po stracie rodziców w wypadku samochodowym. Wszyscy muszą żyć pod jednym dachem. - Taki ośrodek to przechowalnia! Te dzieci nie powinny przebywać razem - mówi Justyna Zalewska-Klóska, psycholog. - To może się źle skończyć...
Wczoraj pojechaliśmy na miejsce. Chcieliśmy odszukać pobitą dziewczynę i poprosić ją, by zgłosiła sprawę policji. Niestety, dyrektor placówki powiedział nam, że do niego taki sygnał nie dotarł. Nie był więc w stanie odszukać dziewczyny. Przyznał jednak, że takie sytuacje się zdarzają. - To nieuniknione - mówi Grzegorz Barczewski. - Zdarzają się tutaj akty przemocy. W naszym ośrodku przebywają razem dzieci, które są trudne wychowawczo i te, które są poszkodowane przez los. Wiem, że to nie najlepsze rozwiązanie, ale nie mam na to wpływu. Tak zdecydował Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej.
Dzieci i młodzież trafiają do ośrodka przy ul. Leczkowa decyzją Sądu Rejonowego w Gdańsku. Odbywa się to na podstawie kodeksu rodzinno-opiekuńczego oraz ustawy o postępowaniu w sprawach nieletnich. Dla sądu nie ma jednak znaczenia, że jedno dziecko jest zdemoralizowane, a drugie nie. Oboje trafiają pod jeden dach. - Trzeba w końcu coś z tym zrobić - mówi jedna z wychowawczyń pogotowia. - Szkoda tych dzieciaków.
Pracownicy starają się, jak mogą, oddzielać od siebie obie grupy. Tworzone są oddziały, gdzie mieszkają osobne grupy wychowawcze. - Jest ścianka wspinaczkowa, na której młodzież ma okazję wyładować agresję - twierdzi Grzegorz Barczewski, dyrektor. - Ośrodek jest powoli remontowany, część pokojów jest już nowocześnie wyposażona, ściany pomalowane są farbami w pogodnych kolorach.
Okazuje się, że to jednak nie wystarcza. Młodzież z dwóch przeciwnych grup i tak kontaktuje się ze sobą. Pracownicy przyznają, że czasami nawet mała "iskra" wystarczy, aby spowodować awanturę. - Ktoś się zbyt serdecznie uśmiechnie, inny skomentuje ubiór drugiego - wylicza dyrektor Barczewski. - Wtedy dochodzi do spięć. Poza tym w nocy na szesnastu wychowanków przypada tylko jeden pilnujący porządku pedagog.
Sylwia Ressel, rzecznik Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, który sprawuje nadzór nad placówką, uważa, że wina nie leży w tym, że różne dzieci są umieszczane w jednym budynku. - Nacisk należy położyć na pracę pedagogów. Oni nie powinni dopuszczać do konfliktowych sytuacji - mówi Sylwia Ressel. Okazuje się także, że MOPS przeprowadzał w ostatnim czasie kontrolę placówki przy ul. Leczkowa. - Mieliśmy zastrzeżenia - kontynuuje Sylwia Ressel. - Dyrektor został zobowiązany do rozwiązania zauważonych przez nas problemów.
W samym Pogotowiu Opiekuńczym, które jest jedną z kilku placówek wchodzących w skład ośrodka, przebywa ok. 80 podopiecznych.
Justyna Lulkiewicz, Paweł Hrydziuszko