Przed wprowadzeniem zakazu mocne trunki szły jak woda
Wielu mieszkańców robiło wczoraj zapasy
piwa, wina i wódki. Wszystko przez obowiązujący od dziś do piątku
zakaz sprzedaży alkoholu w stolicy - informuje "Życie Warszawy".
W sklepach monopolowych były tłumy klientów. Od rana obserwujemy wyraźny wzrost sprzedaży. Średnio co druga osoba kupuje alkohol. Na przykład ktoś, kto bierze zazwyczaj dwie puszki piwa, teraz ma w koszyku sześć, a nawet osiem - mówi sprzedawczyni ze sklepu Żabka w Śródmieściu.
Klienci do zakazu podchodzili ze zrozumieniem. Z jednej strony, prohibicja jest potrzebna, bo wielu ludzi nie zna umiaru. Ale są też tacy, którym jedno piwo nie zaszkodzi - mówi Bogusław Wierzbowski, którego dziennikarze spotkali w sklepie monopolowym przy al. Jana Pawła II.
Czasowy zakaz sprzedaży alkoholu, w obawie przed pijackimi burdami, wprowadził rząd. Obowiązuje w miejscach, gdzie będzie przebywał Benedykt XVI. W Warszawie zakaz sprzedawania i podawania alkoholu obowiązuje od północy ze środy na czwartek. Kto go złamie, będzie ukarany grzywną - przypomina dziennik.
Swobodny handel procentowymi napojami będzie możliwy dopiero kilka godzin po wyjeździe Ojca Świętego z Warszawy - od północy z piątku na sobotę. Warszawskie sklepy od rana informowały klientów o ograniczeniach w czwartek i piątek. Na drzwiach do marketów i przy stoiskach monopolowych wywieszone zostały kartki z komunikatem o wstrzymaniu sprzedaży piwa, wina i wódki.
Do godz. 15 w Geant i w Auchan nie widać było wielkiego zainteresowania procentowymi trunkami. Ale później zrobił się znacznie większy ruch. Po alkohol ustawiały się kilkudziesięciometrowe kolejki.
Prohibicja dotyczy też restauracji, kawiarni, pubów i barów. Restauratorzy, podobnie jak handlowcy, zapowiadają, że na pewno dostosują się do wprowadzonych ograniczeń - czytamy w "Życiu Warszawy". (PAP)