Prywatne uczelnie naciągają studentów?
Uczelnie niepubliczne bezprawnie żądają dodatkowych pieniędzy od studentów. Ministerstwo Nauki obiecuje interweniować - ujawnia "Metro".
29.02.2012 | aktual.: 29.02.2012 02:16
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Od stycznia każdy student (niezależnie od tego, czy płaci za studia) ma prawo za darmo podejść do egzaminu poprawkowego, warunkowego i obrony dyplomu. Nie musi płacić za wpisanie na kolejny semestr studiów czy wydanie suplementu dyplomu. Te prawa gwarantuje studentom nowelizacja Ustawy o szkolnictwie wyższym. Jednak niektóre uczelnie niepubliczne nadal żądają pieniędzy od studentów za egzaminy warunkowe i obronę dyplomu.
- Nikt w szkole nie chce wytłumaczyć, dlaczego działają wbrew prawu. Słyszymy, że jeśli nam się to nie podoba, to możemy iść do sądu - opowiada studentka prywatnej uczelni w Warszawie. Część studentów dla świętego spokoju zapłaciła za egzaminy. Boją się, że gdy zaczną walczyć o swoje, to uczelnia skreśli ich z listy studentów. - Szkoda kasy, którą do tej pory wpłaciliśmy, i pracy - tłumaczą.
Szkoły nie mają sobie nic do zarzucenia. Podzieliły studentów na "nowych" (tych przyjętych po wejściu w życie przepisu, czyli w styczniu) i "starych". Opłat nie pobierają tylko od pierwszych, powołując się na przepis mówiący iż przyjęci na studia w tym roku akademickim i wcześniej "wnoszący opłaty za kształcenie" płacą na dotychczasowych zasadach do końca studiów. I twierdzą, że jest to zgodne z prawem.
Inny pogląd ma Ministerstwo Nauki: "Pobieranie takich opłat od studenta jest nieuprawnione. Nieważne, kiedy zaczął studia. Każdą zgłoszoną nam sprawę będziemy wyjaśniać z uczelnią" - mówi Bartosz Loba, rzecznik MNiSW. Takie sygnały zbiera też Robert Pawłowski, rzecznik praw studenta. Radzi studentom, by nie płacili, powołując się na ustawę, i żądali, by uczelnia podpisała z nimi aneksy do umów.