Prymus nie znaczy kujon
Aparaty fotograficzne i rowery to tylko część prezentów, jakie dostali najlepsi świdniccy uczniowie. To pomysł nowy, ale już dziś wiele dolnośląskich samorządów mówi, że godny podpatrzenia. Tak jak godni naśladowania są prymusi.
25.06.2007 08:06
W większości miast na Dolnym Śląsku najlepsi uczniowie mogli liczyć wczoraj na książki, dyplomy lub nagrody pieniężne, albo odtwarzacze MP3 – takie wręczał prezydent Wałbrzycha Piotr Kruczkowski. Najdalej poszli samorządowcy ze Świdnicy – zapytali prymusów, o jakich prezentach marzą i te marzenia spełnili. – Opłaca się uczyć dla takich nagród – przyznawali najzdolniejsi. Wybieranie prezentów trwało kilka dni. Zajmowały się tym szkoły, które typowały prymusów do nagrody prezydenta. – Pani dyrektor powiedziała mi, że jestem wśród najlepszych i mogę wybrać sobie nagrodę – opowiada Magdalena Miś ze Szkoły Podstawowej nr 1 w Świdnicy. – Chciałam rower. Mój jest stary, a ten – śliczny i na wakacje jak znalazł – cieszy się Magda.
Jej koledzy wybierali cyfrowe aparaty fotograficzne, drukarki, odtwarzacze mp3, telefony komórkowe, czyli to, o czym od dawna marzyli, a na co nie było stać ich rodziców. Trzeba było tylko zmieścić się w cenie. Wartość nagrody dla uczniów szkół podstawowych nie mogła przekroczyć sześćset złotych, dla gimnazjalistów była o sto złotych wyższa. – Wiele osób twierdzi, że młodzież jest zła. My pokazujemy, że jest inaczej i tę dobrą nagradzamy, wskazując jako przykład godny naśladowania – przekonuje Wojciech Murdzek, prezydent Świdnicy. – Trud i realizacja pasji powinny być doceniane, a my przy okazji spełniliśmy choć część marzeń tych dzieci. Warunek był tylko jeden – odpowiednia średnia na świadectwie. Co najmniej 5,3.
Skąd ten zapał?
– Uczę się – odpowiada Nikodem Nowakowski (średnia 5,7), już absolwent Szkoły Podstawowej nr 1 we Wrocławiu. Ale jak w tej nauce brakuje sił, lepiej zrobić małą przerwę. Poleżeć z psem albo pograć w ping-ponga. Albo pooglądać ulubiony kabaret: Ani Mru-Mru lub Dudka. Nikodem nie ma czwórek na świadectwie. Piątkę dostał z angielskiego, choć chodzi do szkoły językowej. Ale w tym roku tak wyszło. Jest też prawdziwym uczniem. Wpadła w międzyczasie jedna jedynka z kartkówki z religii (nie nauczył się chyba o św. Pawle) i z przyrody (zapomniał powtórzyć o recyklingu). – Trochę było mi przykro, a trochę mnie to zdopingowało – wyznaje. Chce być kabareciarzem, ale nie buja z głową w chmurach. Jak trzeba było ratować porzuconego przez matkę puszczyka, podgrzewał mu wątróbkę w mikrofalówce. Ptak wypuszczony na wolność do dziś przylatuje i siada na orzechu przed domem, żeby upewnić opiekuna, że ma się dobrze.
Najpierw chęci, potem zdolności
Sylwkowi Sienkiewiczowi, absolwentowi Gimnazjum nr 4 (średnia 5,7) pomagają w nauce: rower, piłka, komputer, bokser Borys i mama. – Raczej łatwo wchodziła mi nauka – stwierdza skromnie prymus. – Ale kilka razy przed trudnymi sprawdzianami musiałem posiedzieć do północy. Ma tylko cztery piątki. Z egzaminu na koniec gimnazjum dostał w sumie 91 punktów na sto możliwych. Z matematyczno-przyrodniczego 48/50. – To wielka zasługa pani od matematyki – zapewnia Bogusława Sienkiewicz, mama prymusa. – Najważniejsze, żeby uczeń miał chęć – zastrzega matematyczka Elżbieta Bogacka. – A jak do chęci dochodzą zdolności, to wtedy przychodzi sukces – tłumaczy. Chłopak przyznaje, że jak ma dosyć nauki, idzie na spacer z buldogiem Borysem czy pograć w piłkę z kolegami. Chce zostać informatykiem i po III LO skończyć politechnikę. Swojemu komputerowi ciągle nie daje spokoju i zbroi w dodatkową pamięć.
Wspólny sukces
Ala Myka skończyła pierwszą klasę we wrocławskim XII LO. Ze średnią 5,2 albo 5,3 – prymuska nie pamięta dokładnie. Wie jednak, że na pewno wśród szóstek ma jedną z historii, bo ten przedmiot bardzo jej się podoba. Głównie dzięki nauczycielce. – Groziła mi czwórka z biologii, ale pomógł mi układ nerwowy człowieka. Dzięki niemu wyszłam na piątkę – wyznaje uśmiechając się Alicja, której w klasie nikt nie nazywa kujonem. – Przecież sukces Ali to też nasz sukces – tłumaczy Aleksander Bojda. – Wybraliśmy ją na kapitana w konkursie matematycznym. Jest bardzo miłą koleżanką.
Uratować ciekawość - Ewa Czemierowska psycholog, trener stowarzyszenia
Spójrz Inaczej
– Kujon i prymus to dwa różne pojęcia. Kujon kojarzy się z uczniem, który ślęczy w książkach i nie ma poza nimi innego życia. Kujon może być prymusem, ale prymus nie musi być wcale kujonem. Według mnie najważniejsze jest, by uczeń miał zainteresowania. Wydawałoby się, że nietrudno to uzyskać, bo mniej więcej do 10. roku życia w każdym dziecku jest wielka ciekawość poznawcza. Potem od rodziców i nauczycieli zależy, by uczeń przynajmniej starał się zostać prymusem.
Czas na wakacje
Ostatni dzwonek wczoraj usłyszało na Dolnym Śląsku 360 tysięcy uczniów:
- 157 tysięcy z podstawówek
- 91 tysięcy z gimnazjów
- 16 tysięcy z zawodówek
- 51 tysięcy z ogólniaków
- 17 tysięcy z liceów profilowanych
- 28 tysięcy z techników
Małgorzata Moczulska, Anna Gabińska