Prymas Rydzyk

W Kościele rangę duchownych rozpoznaje się przede wszystkim po nakryciu głowy i jego kolorze. W polskim Kościele jednak symbolem władzy nie jest ani piuska, ani infuła, ani biret. Jest nim natomiast moherowy beret. I to w dodatku nie noszony przez duchownego, lecz jego zwolenniczki. Nikt w polskim Kościele, ale również w życiu publicznym, nie potrafił lepiej niż Tadeusz Rydzyk wypełnić pustki, jaka powstała po odejściu Jana Pawła II. Bo to ojciec Rydzyk przyjął na siebie rolę interreksa, która dawniej przysługiwała prymasom w okresie bezkrólewia. Tak naprawdę w ostatnich miesiącach pełnił on nawet funkcję kingmakera - kreatora władców.

Polski Richelieu

Jeszcze rok temu wydawało się, że dni potęgi medialnego imperium Rydzyka, którego perłą w koronie jest Radio Maryja, dobiegają końca. Przez mury toruńskiej rozgłośni na zewnątrz wydostawały się informacje o kłopotach finansowych koncernu. Sam ojciec Rydzyk mobilizował zwolenników do zwiększenia wpłat. Równocześnie jednak budował supernowoczesne studio dla Telewizji Trwam. Dziś o kłopotach finansowych już nie słychać, a toruński redemptorysta zdaje się u szczytu potęgi. Studio radiowe i telewizyjne jest od długiego czasu okupowane przez polityków partii rządzącej, a wpływ Rydzyka na politykę jest większy niż jakiegokolwiek innego duchownego w Polsce - czy to prymasa Józefa Glempa, czy przewodniczącego episkopatu abp. Józefa Michalika, czy przyjaciela Jana Pawła II - abp. Stanisława Dziwisza.

Znaczenie Rydzyka w najnowszej polskiej historii można porównywać chyba tylko z rolą, jaką we Francji w XVII wieku odgrywał kardynał Richelieu. Mało kto pamięta, że ten premier Francji zbudował potęgę m.in. na powołanej przez siebie gazecie. Z tą róźnicą, że francuski mąż stanu funkcję pełnił oficjalnie.

Kryzys przywództwa

Przykład ojca Rydzyka jak żaden inny pokazuje, że Kościół w Polsce cierpi na uwiąd przywództwa. Przez dziesiątki lat punktem orientacyjnym w Kościele była osoba prymasa, a przez ostatnie ponad ćwierć wieku tę funkcję pełnił de facto Jan Paweł II. Reforma, która oddzieliła funkcję prymasa od stanowiska przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski, sprawiła, że dziś nie wiadomo, kto odgrywa najważniejszą rolę w Kościele. Autorytet funkcji prymasowskiej osłabił sam kardynał Józef Glemp swoimi posunięciami: od decyzji o budowie Świątyni Opatrzności Bożej, po zachowanie się po śmierci Jana Pawła II, kiedy wrócił do Polski z Argentyny zbyt późno, by wierni (ale też duchowni) byli skłonni mu wybaczyć absencję w dniach żałoby.

Choć swego czasu kard. Glemp w liście do formalnego przełożonego o. Tadeusza Rydzyka ostro skrytykował sianie nienawiści przez Radio Maryja, dziś jest zbyt słaby, by się ścierać z zakonnikiem. Zwłaszcza że połajanka sprzed lat nie przyniosła najmniejszego rezultatu. Arcybiskup Józef Michalik, wybrany na przewodniczącego episkopatu po kardynale Glempie, nie zdobył znaczącej pozycji. Rezydując w Przemyślu, pozostaje na marginesie życia publicznego. Rzadko bywa w Warszawie, jeszcze rzadziej zabiera głos w imieniu całego episkopatu. Większość wiernych, jak pokazują badania, nawet nie wie, że mu przewodniczy. Nic dziwnego, że nie ma najmniejszego wpływu na poczynania redemptorysty, choć w przeszłości był wobec nich krytyczny (mimo że podziela sporą część poglądów ojca Rydzyka).

Cezary Gmyz

Źródło artykułu:Wprost

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)