Polska"Pruszków" na wokandzie

"Pruszków" na wokandzie

Przed warszawskim sądem rejonowym rozpoczął
się w środę proces dwóch "żołnierzy" gangu pruszkowskiego.
Prokuratura oskarża ich o udział w zbrojnej grupie przestępczej,
zajmującej się wymuszeniami, kradzieżami i handlem narkotykami. Oskarżeni nie przyznają się do winy.

05.02.2003 14:02

Przed sądem zeznawało w środę dwóch pokrzywdzonych - właścicieli firmy, od której gang ściągał haracz - równowartość 1000 dolarów amerykańskich miesięcznie. Biznesmeni przez ponad rok płacili "za ochronę". Mimo to w tym czasie do ich firmy trzykrotnie były włamania.

"Na przełomie sierpnia i września 1999 r. do naszej firmy przyszło kilku mężczyzn. Powiedzieli, że są od Masy (jednego z domniemanych bossów gangu pruszkowskiego, obecnie świadka koronnego w procesie tej grupy) i że będziemy płacić za 'ochronę'. Ta 'ochrona' była obligatoryjna, w innym bowiem przypadku zagrozili, że zniszczą nam sprzęt w firmie" - mówił Jacek T. - jeden z właścicieli firmy.

"Regularnie co miesiąc do firmy przychodzili różni mężczyźni, którym dawaliśmy pieniądze. Robiliśmy to, bo chcieliśmy spokojnie żyć. Baliśmy się również, że mogą zniszczyć sprzęt w naszej firmie" - mówił.

Po roku płacenia haraczu, do firmy zgłosili się funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego, prowadzący śledztwo w sprawie Pruszkowa. Właściciele potwierdzili, że płacą za "ochronę". Po kolejnej zapłacie gangsterom, funkcjonariusze zatrzymali dwie osoby, które odbierały pieniądze.

W środę pokrzywdzeni biznesmeni nie byli w stanie rozpoznać w dwóch oskarżonych mężczyznach osób pobierających haracz. "Przychodzili różni mężczyźni. My im się nawet nie przyglądaliśmy" - mówili.

Robert C. - jeden z oskarżonych, który odpowiadał w środę tylko na pytania swojego adwokata potwierdził, że tego dnia, gdy zatrzymała go policja był w firmie dwóch świadków po pieniądze. Jak jednak zeznał, był tam, gdyż jego znajomy powiedział mu, że w zakładzie będzie osoba, która "pożyczy mu pieniądze", których on potrzebował na reperację samochodu.

Wielką akcję przeciwko gangowi pruszkowskiemu policja przeprowadziła w drugiej połowie 2000 r. Zatrzymano członków kierownictwa gangu - m.in. Leszka D. ps. "Wańka", Janusza P. ps. "Parasol" oraz Zygmunta R. ps. "Bolo".

"Pruszków" zdobywał pieniądze ściągając haracze, przemycając spirytus, papierosy, dozorując szlaki przemytu kokainy i heroiny oraz produkując amfetaminę. Pod koniec lat 90. gang inwestował w zakup gruntów, zakładów produkcyjnych, klubów, restauracji, dyskotek itp. Grupa rozbudowała swoje struktury w całej Polsce. Z informacji policji wynika, że jej najmocniejsze gałęzie istniały na Pomorzu Zachodnim i Dolnym Śląsku.

We wrześniu 2002 r. zaczął się proces 14 gangsterów z grupy pruszkowskiej, w tym pięciu jej szefów - "Wańki", "Malizny", "Bola", "Kajtka" i "Parasola". Ten największy w Polsce proces szefów gangu trwa w specjalnie zabezpieczonym gmachu Sądu Okręgowego w Warszawie na Bemowie.

Główny ciężar zarzutów we wszystkich procesach "Pruszkowa" prokuratura opiera na zeznaniach "skruszonych" gangsterów, w tym jednego z szefów Jarosława S., ps. Masa. Miał on zgodzić się na współpracę z organami ścigania jako tzw. świadek koronny, obawiając się o swe życie w związku z walką o władzę w gangu, w której padały trupy. Jeśli "Masa" podtrzymałby swoje zeznania w sądzie, to - zgodnie z ustawą o świadku koronnym - nie poniósłby kary. (jask)

Źródło artykułu:PAP
Zobacz także
Komentarze (0)