PolskaProkuratura umorzyła śledztwo ws. "listy Wildsteina"

Prokuratura umorzyła śledztwo ws. "listy Wildsteina"

Umorzono śledztwo w sprawie "listy
Wildsteina". Prokuratura nie wykryła, kto z Instytutu
Pamięci Narodowej udostępnił Bronisławowi Wildsteinowi listę
katalogową ponad 160 tys. nazwisk funkcjonariuszy i agentów służb
specjalnych PRL i osób wytypowanych do współpracy.

Jak powiedziała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga Renata Mazur, prokuratura uznała też, że brak jest cech przestępstwa w dwóch innych umorzonych wątkach śledztwa. Dotyczyły one niedopełnienia przez IPN obowiązków ochrony danych osobowych oraz niezgłoszenia przez IPN do rejestracji Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych (GIODO) zbiorów danych Instytutu.

Zawiadomienia w tych dwóch wątkach złożyła w prokuraturze szefowa GIODO Ewa Kulesza. O ujawnieniu listy Wildsteinowi przez nieustalonego pracownika IPN zawiadomił zaś w 2005 r. prokuraturę ówczesny prezes IPN Leon Kieres. IPN nie był bowiem w stanie sam ustalić, kto tego dokonał. Postanowienie o umorzeniu jest nieprawomocne.

Jednocześnie do oddzielnego postępowania prokuratura wyłączyła jeszcze inny wątek zawiadomienia GIODO, dotyczący "bezprawnego ujawnienia w środkach przekazu przez pracowników IPN informacji z archiwów IPN".

Rzeczniczka GIODO Małgorzata Kałużyńska-Jasak powiedziała PAP, że czeka na pisemne uzasadnienie umorzenia. Nie wykluczyła, że po zapoznaniu się z nim GIODO "zawiadomi wszystkie możliwe organy europejskie".

"Listą Wildsteina" nazwano pochodzący z czytelni IPN jawny spis katalogowy ponad 160 tys. nazwisk funkcjonariuszy i tajnych współpracowników służb PRL oraz osób wytypowanych do współpracy (na liście były także osoby mogące być dziś pokrzywdzonymi w myśl ustawy o IPN). W styczniu 2005 r. ujawniono, że Wildstein (ówczesny publicysta "Rzeczpospolitej") udostępnił listę dziennikarzom. Wkrótce trafiła ona do Internetu; Wildstein zaprzeczał, by to on ją tam umieścił.

Od lutego 2005 r. prokuratura prowadziła śledztwo mające ustalić, kto w IPN między listopadem 2004 r. a styczniem 2005 r. skopiował listę katalogową będącą - według prokuratury - tajemnicą służbową IPN i udostępnił ją osobie nieuprawnionej (czyli Wildsteinowi) oraz kto w Instytucie odpowiada za brak zabezpieczenia jej przed takim skopiowaniem. Za oba czyny groziło kara do trzech lat więzienia.

Choć głównym wątkiem śledztwa było sprawdzenie prawidłowości funkcjonowania IPN, to prokuratura nie wykluczała - w zależności od swych ustaleń - możliwości pociągnięcia Wildsteina do odpowiedzialności za ewentualne złamanie ustawy o ochronie danych osobowych. Przepis karny tej ustawy przewiduje karę do 2 lat więzienia dla tego, kto przetwarza, a więc m.in. przechowuje lub udostępnia, zbiór danych osobowych bez uprawnienia.

Według zawiadomienia GIODO, Kieres naruszył ustawę o ochronie danych osobowych, bo nie zgłosił zbiorów danych IPN do rejestracji GIODO oraz niedostatecznie zabezpieczył je przed skopiowaniem. Gdy w lutym 2005 r. w Sejmie Kulesza powiedziała, że można stawiać IPN zarzut nieumyślnego niezabezpieczenia danych, Kieres replikował, że ustawa o IPN jest nadrzędna wobec ustawy o ochronie danych osobowych. Według niego, gdyby było tak, jak mówi Kulesza, IPN nie mógłby w ogóle działać. Kieres przeprosił wtedy w Sejmie wszystkich, którzy poczuli się dotknięci tym, że znaleźli się na "liście Wildsteina".

Ostatnio prokuratura dostała opinię biegłego co do twardego dysku komputera w IPN, z którego - jak przypuszczają śledczy - przekazano listę do Internetu.

W zeszłym tygodniu Sąd Okręgowy w Warszawie w procesie cywilnym orzekł zaś, że Instytut nie odpowiada za wyciek i zamieszczenie listy w internecie. Prof. Janusz Cz. z Poznania pozwał IPN, domagając się 10 tys. zł odszkodowania za to, że takie dane personalne jak jego znalazły się na liście. IPN ustalił jednak, że chodzi o inną osobę o tym samym nazwisku. Według "GW", sąd orzekł, że IPN nie może być pozwany, bo nie odpowiada za działania Wildsteina. Wyrok nie jest prawomocny.

W stołecznym sądzie toczą się jeszcze dwa podobne procesy cywilne. Jeden z nich zawieszono do czasu decyzji prokuratury. Kolejne dwa mają ruszyć w marcu i kwietniu.

Wiele osób, których imiona i nazwiska znalazły się na "liście Wildsteina", nie było pewnych, czy to o nie chodzi (były tam tylko imiona i nazwiska, bez bliższych danych), dlatego składały wnioski o dostęp do akt IPN. W kwietniu 2005 r. weszła w życie uchwalona specjalnie w tym celu tzw. mała nowelizacja ustawy o IPN. Upoważniła Instytut do wydawania osobom zainteresowanym zaświadczeń, czy to właśnie do nich odnoszą się zapisy z "listy Wildsteina". Większość z tych, która o to wystąpiła, dostała odpowiedź, że to nie ich dane są na liście.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)