Prokuratura chce łagodniejszego wyroku dla "Inki"
Prokuratura chce złagodzenia z 8 do 5 lat
więzienia kary dla Haliny G., "Inki", skazanej za pomocnictwo w
zabójstwie byłego ministra sportu Jacka Dębskiego. Bez jej pomocy
nie wyjaśniono by tego mordu - argumentuje prokurator w apelacji.
W czerwcu tego roku Sąd Okręgowy w Warszawie uznał winę Haliny G. i skazał ją na 8 lat więzienia, odmawiając - wbrew temu czego chciał prokurator - nadzwyczajnego złagodzenia kary wobec niej. Był to najłagodniejszy możliwy wyrok za zabójstwo w sytuacji, gdy sąd nie zdecydował się na nadzwyczajne złagodzenie kary.
Sąd uznał za udowodnione, że w kwietniu 2001 r., na zlecenie gangstera z Wiednia - Jeremiasza Barańskiego, pseud. Baranina, Inka wyprowadziła Dębskiego ze stołecznej restauracji, przed którą został zastrzelony przez Tadeusza Maziuka, "Saszę".
"Zaskarżając w złożonej do sądu apelacji wydany wyrok, prok. Andrzej Komosa wniósł o nadzwyczajne złagodzenie kary, nie kwestionował zaś samego faktu skazania Haliny G." - powiedział rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Maciej Kujawski.
Dodał, że apelacja podnosi argument, iż bez informacji "Inki" - która w śledztwie ujawniła zleceniodawcę mordu - "Baraninę" oraz bezpośredniego zabójcę - nie byłoby możliwe wyjaśnienie okoliczności zabójstwa Dębskiego. "Jej wyjaśnienia w stopniu decydującym przyczyniły się do wyjaśnienia okoliczności mordu" - dodał prokurator.
Według prokuratury, zastosowania nadzwyczajnego złagodzenia kary nie uniemożliwia - jak uznał sąd - że "Inka" "dozowała" w śledztwie ujawniane informacje; np. Maziuka "wsypała" dopiero na 30. przesłuchaniu.
Apelacja argumentuje, że ważne informacje mogące być podstawą nadzwyczajnego złagodzenia kary można złożyć na każdym etapie postępowania. "Apelacja odwołuje się też do argumentu, że dawkując informacje, nie czyniła tego w celu ochrony przestępców m.in., "Baraniny", lecz z obawy o własne życie" - tłumaczył Kujawski. "Z doświadczenia życiowego oraz z kontaktów z Barańskim wiedziała, że każdy przejaw nielojalności karał on zleceniem zabójstwa" - dodał prokurator.
Jeśli, zgodnie z wnioskiem prokuratury, 28-letnia dziś "Inka" zostałaby skazana na 5 lat więzienia, już wkrótce mogłaby wyjść na wolność, bo po odsiedzeniu połowy kary mogłaby starać się o przedterminowe warunkowe zwolnienie (przebywa w areszcie od kwietnia 2001 r).
Jak podała "Gazeta Wyborcza", obrońca "Inki" w swej apelacji żąda jej całkowitego uniewinnienia. Pełnomocnik wdowy po Dębskim chce z kolei wykazać, że Inka winna była współudziału, a nie tylko pomocy w mordzie, dlatego zasługuje na surowszą karę niż 8 lat.
Według Kujawskiego, jest szansa, by Sąd Apelacyjny rozpatrzył apelacje w ciągu kilku najbliższych miesięcy.
Na procesie w I instancji prokurator wnosił o nadzwyczajne złagodzenie kary "Ince" i wyrok 5 lat więzienia. Oskarżyciel posiłkowy chciał kary 25 lat pozbawienia wolności. Obrona wnosiła o uniewinnienie.
W nocy z 11 na 12 kwietnia 2001 r. na Wale Miedzeszyńskim w Warszawie zastrzelony został były minister sportu Jacek Dębski z AWS. Wieczorem w znajdującym się tam lokalu świętował urodziny. Towarzyszyła mu także "Inka". Przed północą Dębski z kobietą wyszli przed lokal i poszli w stronę Mostu Poniatowskiego, gdzie byłego ministra dosięgła kula zabójcy. Kobieta zniknęła. Do policji zgłosiła się sama, następnego dnia. Śledczym powiedziała, że "była świadkiem zabójstwa", ale nie widziała kto strzelał; uciekła, gdyż była w szoku. Później ujawniła, że morderstwo zlecił "Baranina", a dokonał go płatny zabójca "Sasza".