Projekt konstytucji UE znosi weto, ale nie do końca
Kierownictwo Konwentu Europejskiego, przygotowującego projekt konstytucji Unii Europejskiej, zaproponowało zniesienie prawa weta pojedynczych państw w kolejnych dziedzinach, ale pozostawienie go w tak "wrażliwych" sprawach jak polityka zagraniczna i obronna.
Wychodząc naprzeciw życzeniom Belgii, Francji i Niemiec, zwolenników autonomicznej europejskiej polityki obronnej, prezydium konwentu przystało też na pomysł, żeby dopuścić w przyszłej konstytucji UE udzielenie sobie przez państwa członkowskie, które widzą taką potrzebę, wzajemnej gwarancji bezpieczeństwa i stworzenia przez nie wspólnych struktur wojskowych.
Ukłonem w stronę Wielkiej Brytanii, Polski i innych zwolenników prymatu NATO jest zastrzeżenie, że nie może to wpływać na prawa i obowiązki wynikające z Traktatu Północnoatlantyckiego.
Również pod naciskiem Londynu prezydium opowiedziało się za utrzymaniem jednomyślności, a więc i prawa weta, nie tylko w polityce obronnej (oczywiście nie dotyczy to osobnych struktur tworzonych ewentualnie przez mniejsze grupy państw chcących pójść dalej w integracji wojskowej), ale także zagranicznej i podatkowej.
Natomiast kierownictwo konwentu proponuje, żeby rozszerzyć podejmowanie decyzji większością głosów (nie rozstrzygnięto jeszcze, jak dużą) w polityce imigracyjnej i azylowej, społecznej, energetycznej. Sugeruje też stworzenie urzędu "prokuratora europejskiego", który ścigałby organizacje przestępcze działające w kilku państwach Unii i wszelkie przestępstwa przeciwko jej interesom finansowym.
13-osobowe prezydium, w którym nie ma przedstawiciela Polski, nie było dotychczas w stanie rozstrzygnąć ostrych sporów w tak zasadniczych sprawach jak odwołanie do Boga lub wartości religijnych w preambule do proponowanego przez siebie "traktatu konstytucyjnego" czy też kształt, przewodnictwo i mechanizmy decyzyjne Rady UE i Komisji Europejskiej.
Hiszpanie wstrzymują propozycje zmian w trybie podejmowania decyzji przez unijną Radę, uzgodnionym w 2000 roku w Traktacie w Nicei. Madryt obawia się, że prezydium konwentu chce zwiększyć możliwości blokowania decyzji unijnych przez Niemcy, Francję, Wielką Brytanię i Włochy, ale nie przez Hiszpanię (a co za tym idzie także Polskę, mającą tę samą liczbę ludności i głosów w Radzie UE).
Prezydium pod przewodnictwem byłego prezydenta Francji Valery'ego Giscarda d'Estaing zostało zresztą oskarżone we wtorek o zbytnie uleganie naciskom i koncepcjom wielkich państw kosztem mniejszych i kosztem instytucji unijnych o charakterze wspólnotowym, czyli zbliżonym do federalnego, takich jak Komisja czy Parlament Europejski.
"Czy chcemy w Europie dyrektoriatu sześciu dużych państw, który decyduje o wszystkim? Jeśli tak, to będzie koniec Unii Europejskiej" - ostrzegł przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Parlamentu Europejskiego Elmar Brok z opozycyjnej niemieckiej partii chadeckiej CDU. Mówiąc o sześciu dużych państwach, miał na myśli Niemcy, Francję, Wielką Brytanię, Włochy, Hiszpanię i Polskę. (an)