"Program 500 minus". Fiskus chce wprowadzić mandaty autostradowe
500 złotych – tyle według projektu Ministerstwa Finansów będzie wynosić nowy mandat za brak opłaty za przejazd rządową autostradą. Pomysł budzi kontrowersje w samym resorcie. - Nazywamy to programem 500 minus - przyznaje w rozmowie z WP jeden z urzędników. Sprawa wydaje się jednak przesądzona. Ministerstwo wydało już 54 miliony za zakup 102 fordów, które mają łapać gapowiczów.
Nowy mandat został wpisany do nowelizacji ustawy o płatnych autostradach, nad którą obecnie pracuje rząd. Przepis nie pozostawia złudzeń: "Za niewniesienie opłaty za przejazd autostradą, którą pobiera Szef KAS, w tym za przejazd autostradą lub jej odcinkiem po upływie daty i godziny końca okresu ważności biletu autostradowego, od wnoszącego opłat Szef KAS pobiera opłatę dodatkową w wysokości 500 zł".
- Nie wiem, kto wymyślił tę stawkę... Przecież ten pomysł aż prosi się o memy. Na zamkniętych spotkaniach w ministerstwie ludzie mówią, że to będzie nowy flagowy program rządu: 500 minus - zżyma się urzędnik resortu finansów proszący o anonimowość.
Mimo kontrowersji nic nie wskazuje, by ministerstwo finansów miało zrezygnować z nowego mandatu. Resort dwa miesiące temu zakupił już za 54 mln zł flotę 102 aut, które, dzięki specjalnym kamerom do odczytywania numerów rejestracyjnych, będą namierzać gapowiczów.
Furgonetki marki Ford Transit będą wyposażone w specjalistyczne urządzenia i systemy do automatycznego rozpoznania i rejestrowania numerów rejestracyjnych. Auto wyposażone w taki system, przejeżdżając obok naszego pojazdu, zeskanuje jego kształt i automatycznie wychwyci, czy zapłaciliśmy za przejazd. Podobnie wyposażone będą kombi Ford Focus, które osiągną prędkość niemal 200 km na godzinę.
- W ramach zamówienia publicznego dostarczone zostaną 102 pojazdy, które będą wykorzystywane do działań kontrolnych użytkowników poruszających się po wszystkich odcinkach objętych poborem opłat. Pojazdy wraz z wyposażeniem zostały zamówione w ramach przeprowadzonego postępowania przetargowego - potwierdza Wirtualnej Polsce biuro prasowe ministerstwa finansów.
Przepisy ustawy wprowadzając nowy mandat dają szansę na naprawienie błędu. Kierowca będzie mógł uniknąć kary, pod warunkiem, że ureguluje należność za przejazd w ciągu 3 dni.
Korki na bramkach zmienią się w kolejki na stacjach benzynowych
Zmasowane kontrole opłat za przejazd autostradą mają związek z wprowadzeniem nowego systemu poboru opartego o tzw. geolokalizację. System e-Toll, który na stałe ma wejść w tym roku, będzie namierzał nasz smartfon i kontrolował, czy wnieśliśmy opłatę. Przejazd będziemy mogli też opłacić na stacji benzynowej, podając numer rejestracyjny naszego auta i dokładną trasę przejazdu. Potem zostaniemy skontrolowani na autostradzie przez specjalistyczny pojazd, nawet o tym nie wiedząc. Eksperci wyliczają szereg wad tego rozwiązania.
- Geolokalizacja wymaga urządzenia, a nie każdy posiada lub chce używać smartfona albo włączyć w nim GPS ze względu na obawę o inwigilację. Z tego względu wymagane jest – obok bardzo nowoczesnego systemu - równoległe rozwijanie manualnej opcji poboru opłat. Mamy więc do czynienia z sytuacją, w której trzeba utrzymywać dwa równoległe systemy, przy czym jeden z nich będzie bardzo nowoczesny i potencjalnie drogi w utrzymaniu – mówi Wirtualnej Polsce Prezes Zarządu Zespołu Doradców Gospodarczych TOR Adrian Furgalski. I dodaje, że likwidacja korków na bramkach przyniesie uboczny efekt w postaci pojawienia się kolejek na stacjach paliw, na których będą się tłoczyć podróżni chcący kupić bilet.
Eksperci zwracają uwagę, że kosztownego zakupu aut do łapania gapowiczów można było uniknąć. Zamiast inwestować w system oparty o geolokalizację, wystarczyło zdecydować się na tzw. videotolling, czyli automatyczne odczytywanie tablic rejestracyjnych podczas przejazdu autostradą.
- Kierowca po jednorazowej rejestracji nic już nie musi robić poza zapewnieniem środków na przejazd na koncie albo limitu na karcie kredytowej. Taki system rejestruje tylko wjazd i zjazd z płatnej drogi, a także nie gromadzi danych o położeniu, pokonanej trasie czy przystankach po drodze – dodaje Adrian Furgalski.
Tymczasem to Służba Celno-Skarbowa od siedmiu miesięcy dostała nowe, dodatkowe zadania. Jak napisało nam Ministerstwo Finansów to "zadania związane z kontrolą opłaty za przejazd płatnym odcinkiem drogi publicznej", czyli mówiąc w skrócie "kontrola biletów autostradowych". Dodatkowe obowiązki nie oznaczają jednak dodatkowych sił i środków, a po prostu więcej pracy dla i tak już przeciążonych pracowników Służby Celno-Skarbowej. Ich głównym zadaniem jest walka z przemytem i z wyłudzaniem VAT-u. Teraz doszła do tego "kontrola biletów". Oprócz pracowników Służby Celno-Skarbowej kierowcę będą mogli skontrolować również policjanci, funkcjonariusze Straży Granicznej i pracownicy Inspekcji Transportu Drogowego.
Obecnie Krajowa Administracja Skarbowa pobiera opłatę za przejazd autostradą na dwóch odcinkach autostrad płatnych A2 Konin-Stryków (99 km) oraz A4 Bielany Wrocławskie-Sośnica (162,4 km). I to właśnie na tych odcinkach kierowców, którzy nie uiszczą opłaty, może spotkać niemiła niespodzianka.
Autorskie rozwiązania na pobór opłat, z których w świecie zrezygnowano
Jak informowała kilka tygodni temu Wirtualna Polska, nowy system poboru opłat, oparty o satelitarne śledzenie kierowców, jest autorskim pomysłem Ministerstwa Finansów. Niestosowanym nigdzie indziej na świecie. Niektóre państwa stosują winiety, część z kolei stosuje systemy łączone: wersji elektronicznej oraz manualnej. Ponadto w kilku państwach są tradycyjne bramki na autostradach. Resort finansów w odpowiedzi na nasze pytania podał, że np. Węgry stosują naliczanie opłaty na podstawie danych geolokalizacyjnych. - Natomiast wiele państw wprowadziło e-winiety, których zakupu dokonuje się online - zapewniało ministerstwo.
Niepokój ekspertów budzi satelitarny system poboru opłat, który może pozwolić państwu na śledzenie kierowców aut osobowych, jednocześnie nie zapewniając pierwotnie planowanych wpływów.
- Stosowanie poboru opłat opartego o geolokalizację ma uzasadnienie w przypadku pojazdów ciężarowych, których właściciele zarabiają na korzystaniu z sieci drogowej i najbardziej również przyczyniają się do jej zużycia (…). Tych argumentów nie można zastosować do pojazdów lekkich – informowała nas wcześniej austriacka spółka teleinformatyczna Kapsch, która była wykonawcą i pierwszym operatorem krajowego systemu poboru opłat.
Przypomnijmy, że Kapsch odpowiadał za obsługę i zarządzanie systemem elektronicznego poboru opłat drogowych tzw. ViaToll. Został on wprowadzony w Polsce w 2011 r. i zastąpił winiety. Jak podawał portal oko.press, nieoficjalnie firma miała inkasować za swoje usługi około 180 mln zł rocznie. Wprowadzenie nowego poboru opłat oznacza w praktyce koniec austriackiego biznesu w Polsce.
W ocenie spółki resort finansów robi błąd, forsując nową technologię: - System oparty o geolokalizację w przypadku samochodów osobowych jest obarczony swoistym "grzechem pierworodnym" – niechęcią użytkowników, spowodowaną obawą o inwigilację, a dla tych, którzy są wykluczeni cyfrowo lub właśnie chcą uniknąć tej inwigilacji – koniecznością biurokratycznego planowania podróży - uważa Kapsch.
Podobnego zdania jest Dawid Piekarz z Instytutu Staszica. - Przy sensowności systemu opracowywanego przez ministerstwo dla ciężarówek, jest on całkowicie chybionym rozwiązaniem dla pojazdów osobowych i brnięcie w ten pomysł może skutkować tylko zmarnowaniem środków – mówił ekspert.
Resort finansów zapewniał jednak, że stosowanie urządzeń GPS przez pojazdy lekkie nie będzie obowiązkowe. - W nowym systemie poboru opłat, korzystanie z urządzeń przekazujących dane geolokalizacyjne dla pojazdów lekkich będzie fakultatywne i pozwoli na uiszczenie opłaty w systemie "start-stop”. Głównym celem zmiany sposobu poboru opłaty ma być poprawa komfortu obywateli poprzez likwidację bramek powodujących korki - argumentuje Biuro Komunikacji i Promocji Ministerstwa Finansów. Dla tych, którzy nie będą chcieli być śledzeni przez rządową aplikację, pozostanie zamiast stania w kolejce do bramek na autostradzie stanie w kolejce na stacjach benzynowych po papierowe bileciki.