Prognozy poszły do kosza
Prawybory w Iowa i New Hampshire zaskoczyły polityków i – jeszcze bardziej – komentatorów. Bo oni już wiedzą, że nic nie wiedzą.
21.01.2008 | aktual.: 21.01.2008 11:52
Drugie już prawybory w USA okazały się zwycięskie dla Hillary Clinton i Johna McCaina. Żona byłego prezydenta zdobyła 39 procent głosów, trzy punkty procentowe więcej niż jej główny konkurent w walce o demokratyczną nominację, czarnoskóry Barack Obama. Wśród Republikanów wygrał 71-letni McCain (37 procent), który wyprzedził byłego gubernatora Massachusetts Mitta Romneya (31 procent).
Mieszkańcy New Hampshire zachowali się w tradycyjny dla siebie sposób. Rezultaty rozegranych tam prawyborów tak jak osiem, dwanaście i szesnaście lat temu pomieszały kolejność wśród demokratycznych i republikańskich kandydatów, po tym jak tydzień wcześniej została ona ustalona w pierwszych prawyborach w stanie Iowa. Obserwatorzy skłonni są nawet przypisywać mieszkańcom New Hampshire pewną dozę wrodzonego współczucia, bo ci od 20 lat wspierają przegranych z Iowa.
Tak było i tym razem – ku zaskoczeniu ekspertów od sondaży, speców od kampanii ze sztabu zwyciężczyni oraz komentatorów prasowych. Co łączy te trzy grupy? Powszechne poczucie zaskoczenia. Dzień po wyborach wszyscy z nich zapewne sięgnęli po proszki od bólu głowy.
Nikt nie przewidział, że wygramy
Eksperci od sondaży mieli prawdopodobnie najwięcej powodów do tego, by się rozchorować, gdyż prognozy wyników prawyborów wśród Demokratów boleśnie minęły się z rzeczywistością. Jeszcze dzień przed prawyborami prowadził Obama z przewagą prawie 10 punktów procentowych nad Clinton. Gdyby rzecz działa się w Kenii – kraju, w którym Obama ma zresztą swoje korzenie – tak wielka różnica między prognozami a wynikami zapewne skończyłaby się rewolucją. I gdyby nie republikanie, którzy na szczęście głosowali zgodnie z przewidywaniami, prestiż instytutów badawczych pewnie ległby w gruzach.
Prochy przydały się zapewne również specom od kampanii Hillary Clinton. Jeden z nich wyjawił dziennikowi „The Washington Post”, że plany przyszłej kampanii idą do kosza, bo „nikt nie przewidział, że wygramy”. Sztabowcom ból głowy przejdzie zapewne dopiero po zwycięstwie Clinton w stanie Michigan (15 stycznia). Chciałoby się powiedzieć, że jest ono prawdopodobne, ale po New Hampshire już nie wypada.
W gorszym stanie muszą być przedstawiciele trzeciej cierpiącej grupy. Jeszcze kilka takich prawyborczych zwrotów jak w New Hamp-shire, a komentatorzy prasowi popadną w lekomanię. 7 stycznia ceniony komentator wspomnianego „The Washington Post” E.J. Dionne Jr. napisał, że przed prawyborami w New Hampshire Hillary Clinton swoimi wypowiedziami „sama sobie napisała nekrolog wyborczy”. Nie gorszy był renomowany brytyjski tygodnik „The Economist”, który tego samego dnia przewidywał, że „Obama wydaje się gotowy, by sięgnąć po zwycięstwo w New Hampshire”. Wypada tylko dodać, że gdyby niniejszy tekst był pisany dzień wcześniej, być może znalazłyby się w nim podobne, niezbyt trafne prognozy. Bo politycy – nawet w USA – to ludzie nie tylko o trudnej przeszłości, ale przede wszystkim o trudnej przyszłości.
Republikański pragmatyzm
Bardziej przewidywalni są na razie Republikanie. Kandydaci tej partii dotychczas kierowali się zasadą „wszystko albo nic”. Ich sztaby analizowały przekrój społeczny stanu, w którym miały się odbyć kolejne prawybory, i decydowały, czy jest tam szansa na zwycięstwo. Jeśli nie było takiej szansy, nie było również sensu marnować czasu i pieniędzy na kampanie w tym stanie. Taką decyzję przed kampanią w Iowa podjęły sztaby McCaina i Rudolpha Giulianiego. Obaj panowie, delikatnie rzecz ujmując, nie są faworytami miejscowych protestantów (a to połowa mieszkańców tego stanu) i katolików (jedna czwarta). McCain podpadł religijnej prawicy niejasnym stosunkiem do małżeństw homoseksualnych. Giuliani z kolei to przecież notoryczny rozwodnik. Z drugiej strony struktura społeczna Iowa częściowo tłumaczy sukces baptystycznego pastora Mike’a Huckabee, który niespodziewanie odniósł tam zwycięstwo. Dopiero czwarty w Iowa McCain rzucił do boju cały swój sztab w New Hampshire. Zwyciężył tam także dlatego, że to jeden z
najbardziej zeświecczonych stanów. W dodatku jego mieszkańcy od dawna pozytywnie oceniali walkę McCaina o prawa imigrantów (New Hampshire leży kilka tysięcy kilometrów od granicy z Meksykiem). Poza tym osiem lat temu McCain pokonał w New Hampshire obecnego prezydenta USA i dlatego jedna z miejscowych gazet napisała, że „jeśli wtedy mieliśmy rację, to nie powinniśmy niczego zmieniać”.
Niestety, takie analizy zawodzą w przypadku Demokratów. W Iowa miała wygrać Clinton, bo to stan niemal zupełnie „biały”. Kandydatka była tak głęboko przekonana (początkowo utwierdzały ją w tym również sondaże), że zwycięstwo ma w kieszeni, iż dwukrotnie zdarzyło się jej być nieprzygotowaną do telewizyjnych debat z kontrkandydatami. W rezultacie przegrała z kretesem, tracąc nawet głosy kobiet, które w większości poparły Obamę.
Łzy Obamy
Przed prawyborami w New Hampshire to Obama dał się zwieść sondażom dającym mu bezpieczną przewagę. Jego sztab ograniczył nawet wydatki na kampanię w tym stanie. Spadająca w notowaniach Clinton musiała zaatakować. Zaczęła od złośliwości, że Obamie „brak doświadczenia” i że „przedkłada słowa nad działanie”. Na dodatek poszczęściło się jej, bo większość centrowych wyborców, którzy byli przekonani, że ich demokratyczny faworyt Obama wygra bez ich pomocy, poszła głosować na Republikanów. Prawdopodobnie momentem decydującym o rezultacie prawyborów była wizyta Clinton w niewielkiej kawiarni dzień przed głosowaniem. Zapytana, jak psychicznie radzi sobie z kampanią, rozpłakała się. Wtedy wszystkie sondaże oraz prognozy poszły do kosza. Ci sami komentatorzy, którzy po prawyborach w Iowa wręczyli Obamie nominację na kandydata Partii Demokratycznej, dziś zastanawiają się, czy czarnoskóry senator z Chicago nie powinien złożyć broni i przyjąć od Hillary Clinton propozycji objęcia funkcji przyszłego wiceprezydenta USA. W
tym przekonaniu utwierdzają ich sondaże – według prognoz Obama wyraźnie przegrywa z Clinton w trzech stanach, w których wkrótce odbędą się prawybory. Ale Obama zawsze może się jeszcze rozpłakać. Dlatego, drogi czytelniku, nie wierz w żadne prognozy!
Łukasz Wójcik