Profesor zwolniony z uczelni. Przyczyną "sprzeciw wobec cenzury"
Profesor Maciej Grzywacz nie przyjął zaproszenia na uroczystość wręczenia aktu nadania tytułu profesora przez Andrzeja Dudę. W rozmowie z Wirtualną Polską ceniony artysta komentuje swoją decyzję.
- Uważam, że że to jest taki moment, w którym mogę pokazać swój sprzeciw wobec różnych decyzji prezydenta, które moim zdaniem szkodzą demokracji w Polsce i przyczyniają się do jej demontażu. W tym kontekście jest wiele rzeczy, które przeszkadzają mi i w naszym środowisku artystycznym, i akademickim - wyjaśnia prof. Maciej Grzywacz.
Ceniony artysta zaznaczył, że podejmując decyzję dot. udziału w uroczystości miał na uwadze m.in. to, że Andrzej Duda "wypowiadał się często dyskryminując mniejszości seksualne i aprobował szkodliwe reformy szkolnictwa wyższego".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ogromny pożar w Rosji. Kule ognia nad rafinerią w Krasnodarze
- Mnie te decyzje szczególnie dotknęły. Reforma umożliwiła łatwiejsze zwalnianie profesorów z uczelni. Wcześniej to było możliwe wyłącznie na podstawie zarzutów dyscyplinarnych, a teraz można usunąć wykładowcę, wręczając mu wypowiedzenie umowy o pracę. I właśnie tak się stało w moim przypadku - podkreślił.
Profesor jazzu zwolniony z uczelni
W tym kontekście wykładowca przypomniał o decyzji rektora Akademii Muzycznej w Gdańsku, który w jego opinii usunął go z uczelni, ponieważ sprzeciwił się cenzurze utworu jednej ze studentek. Rektor uczelni prof. Ryszard Minkiewicz wstrzymał emisję piosenki na uczelnianym kanale na platformie YouTube w opinii Grzywacza dlatego, że miała wydźwięk polityczny. W utworze pojawiły się krytyczne nawiązania do bieżącej sytuacji społecznej, a także obecnej władzy.
- Wyraziłem swój sprzeciw i krótko potem otrzymałem wypowiedzenie umowy o pracę. Zostałem w mojej opinii zwolniony za sprzeciw wobec cenzury, którą usiłował wprowadzić pan rektor - wskazał ówczesny kierownik Katedry Jazzu i Muzyki Estradowej.
Prof. Grzywacz: wniosłem pozew do sądu
Po zwolnieniu prof. Grzywacz otrzymał wiele listów poparcia. - Wiele osób zabrało głos. Pisano listy. Interweniowało też Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich. Niestety, nie przyniosło to żadnego rezultatu. Wniosłem pozew do sądu pracy. Trwa proces. W czwartek odbędzie się rozprawa, na której zostanie przesłuchana jedna ze studentek. Domagam się przywrócenia mnie do pracy. Wszystko trwa. Walczę i jestem dobrej myśli. Mam nadzieję, że uda mi się w tym sądzie wygrać - podkreśla wykładowca akademicki.
W obronie studentki stanęła też pomysłodawczyni koncertu. - Dr Krystyna Stańko również poniosła konsekwencje. Zarzucono jej, że nie pojawiła się w pracy. Ukarano ją naganą. Odwołała się do sądu i rektor pod wpływem decyzji wycofał naganę. W mojej opinii, mimo że nie było mowy wprost o cenzurze, to właśnie była przyczyna - ocenił.