PolskaProf. Wojciech Materski: po wyroku trybunału w Strasburgu ws. Katynia pozostaje nam gorzka refleksja

Prof. Wojciech Materski: po wyroku trybunału w Strasburgu ws. Katynia pozostaje nam gorzka refleksja

Pozostaje nam gorzka refleksja, że możni tego świata, którzy dysponują bogactwami naturalnymi i trzymają rękę na europejskich kurkach energetycznych, mogą więcej i są oceniani liberalniej - mówi w rozmowie z WP.PL prof. Wojciech Materski z Instytutu Studiów Politycznych PAN, odnosząc się do decyzji Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, dotyczącej zbrodni katyńskiej. - Ta zbrodnia powinna być sądzona przez trybunał wojenny, ale ZSRR znalazł się po niewłaściwej stronie po zakończeniu II wojny światowej - mówi prof. Materski. W opinii historyka, straty poniesione przez Polskę w wyniku decyzji trybunału "dotyczą przede wszystkim aspektu honorowego, prestiżowego, sprawiedliwości historycznej".

Prof. Wojciech Materski: po wyroku trybunału w Strasburgu ws. Katynia pozostaje nam gorzka refleksja
Źródło zdjęć: © PAP | DPA
Marcin Bartnicki

Przeczytaj też: ETPC: Rosja nie dopuściła się nieludzkiego traktowania krewnych ofiar zbrodni katyńskiej

Marcin Bartnicki: Co Polska i rodziny ofiar Katynia tracą przez decyzję Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu?

Wojciech Materski: To przede wszystkim sprawa prestiżu skarżących oraz sprawiedliwości społecznej i historycznej. Status ofiar w tej chwili jest taki, że zostały one zabite w ramach zbrodni pospolitej, urzędniczej, która uległa przedawnieniu. Taka jest sentencja zakończonego najprawdopodobniej w grudniu 2004 r. śledztwa nr 159 Naczelnej Prokuratury Wojskowej Federacji Rosyjskiej, którego treść została ujawniona w marcu 2005 roku. To jest obraźliwe i poniżające. 22 tys. ofiar zostały uznane za ofiary pospolitej zbrodni, która zdarza się ot tak. Nie mówię o całej procedurze odszkodowawczej, którą ten wyrok mógł pociągać za sobą, to dalsza sprawa, nie traktujmy tego w kategoriach materialnych. Strata dotyczy przede wszystkim aspektu honorowego, prestiżowego, sprawiedliwości historycznej.

Czy Polska i rodziny ofiar mają jeszcze szansę symbolicznego uznania tej zbrodni na arenie międzynarodowej?

- Oczywiście, że mamy szansę - to zmiana władzy w Rosji, zaprowadzenie tam ustroju rzeczywiście demokratycznego, powrót do tego skandalicznego wyroku, powołanie nowego składu prokuratorskiego, doprowadzenie do nowego procesu i wydanie satysfakcjonującego wyroku. To w tej chwili jedyna możliwość, jako że wszystkie drogi międzynarodowe zostały zamknięte. Dochodzenie w Strasburgu było jedynym, co nam pozostawało. Przede wszystkim ta zbrodnia powinna być sądzona przez trybunał wojenny, ale ZSRR znalazł się po niewłaściwej stronie po zakończeniu II wojny światowej. W Tokio sądzono zbrodniarzy japońskich, w Norymberdze zbrodniarzy niemieckich, a zbrodniarzy sowieckich nie było gdzie sądzić. I do dziś nie ma.

Mamy ciągłość tego państwa, ale trudno sobie wyobrazić osądzenie tych zbrodni we współczesnej Rosji.

- Oczywiście, przyznają się do ciągłości, a sam wielki Władimir Władimirowicz powiedział, że największą tragedią XX wieku był rozpad ZSRR.

WP: Trudno dziwić się, że w takich okolicznościach Rosja nie chce kontynuować tego śledztwa. Czy poza zmianami w Rosji, na które nie mamy wpływu, nasze MSZ ma narzędzia prawne, aby domagać się wznowienia postępowania?

- Kto mógłby to osądzić? Nie ma do tego właściwej instytucji. Przecież w świecie, poza pewną mniejszością w Rosji, nikt nie ma żadnych wahań co do tego, że była to zbrodnia wojenna o cechach ludobójstwa lub też ludobójstwo. Nikt tego nie podważa. Natomiast, żeby uzyskać to drogą formalno-prawną, musiałaby się znaleźć odpowiednia instytucja, która by taki wyrok wydała. Takiej instytucji już nie ma, wyczerpaliśmy całą drogę prawną.

WP: Czy sam fakt, że na świecie nikt nie ma wątpliwości, co do charakteru tej zbrodni, nie jest dla nas ważniejsze niż przyznanie tego przez jakąś instytucję?

- Oczywiście, że tak. Ma pan rację, co do tego nie ma wątpliwości. Każdy porządny historyk i każdy porządny podręcznik traktujący o tej materii, przywołuje Katyń jako właśnie zbrodnię wojenną o cechach ludobójstwa. Natomiast rodziny chciały mieć tę satysfakcję, żeby przyznała to również Moskwa, a ponieważ Moskwa nie chciała tego zrobić i cała droga prawna w Rosji została wyczerpana, pozostało tylko odwołanie w Strasburgu.

WP: To znaczy, że pozostaje nam tylko podtrzymanie pamięci o tej zbrodni na arenie międzynarodowej?

- Pozostaje nam gorzka refleksja, że możni tego świata, którzy dysponują bogactwami naturalnymi i trzymają rękę na europejskich kurkach energetycznych, mogą więcej i są oceniani liberalniej. Przecież trybunał zrobił woltę nieprawdopodobną. Mała Izba trybunału w kwietniu ubiegłego roku, nie osądziła Rosji uznając, że strona rosyjska nie udostępniła materiałów śledztwa katyńskiego, więc nie ma formalnych podstaw żeby orzec, czy postępowanie było naganne i poniżające dla skarżących. Dzisiaj Wielka Izba też nie dysponując materiałami w tej sprawie, zmieniła zdanie. Stwierdziła, że nie było to postępowanie naganne, ani poniżające, mimo że nie miała żadnych podstaw, żeby to zdanie zmienić.

WP: Co więcej, ciekawe jest również, że dopiero teraz trybunał doszedł do wniosku, że nie może rozpatrywać skargi na postępowanie, które zaczęło się zanim Rosja podpisała Europejską Konwencję Praw Człowieka. Wycofano się z rozpatrywania sprawy dopiero w ostatniej instancji.

- Rosyjskie śledztwo zostało otwarte formalnie w 1990 roku, jeszcze przez Naczelną Prokuraturę Wojskową ZSRR, potem zostało przeniesione jako śledztwo nr 159 do Naczelnej Prokuratury Wojskowej Federacji Rosyjskiej. Oczywiście, było to przed 1998 rokiem, kiedy Rosja przystąpiła do konwencji, ale to tylko pretekst. Są różne postępowania, które trwają latami, a chodzi o to, jak Rosja zachowywała się, będąc stroną w postępowaniu w trybunale, a w tym śledztwie zachowywała się w sposób skandaliczny. Chodzi właśnie o te zachowania po 1998 roku, już jako członka trybunału. Skorzystano tu z formalnego pretekstu, że zbrodnię popełniono w 1940 r., a śledztwo zaczęło się w roku 1990 i uchylono się od decyzji pod pretekstem formalnym. Potępiam to, ale mogę zrozumieć. Można pojąć, że trybunał bał się zadrażniania stosunków z tak potężnym państwem, wiedząc zarazem, że jeśli sentencja będzie niekorzystna, Rosja i tak jej nie wdroży i nie rozpocznie nowego śledztwa. To byłaby sytuacja bardzo trudna, tak dla Rosji, jak i dla
trybunału. Strasburg stanąłby przed trudną decyzją - czy wyrzucić Rosję, na co prawdopodobnie by się nie zdobył. Dlatego skorzystano z formalnego pretekstu. Jeśli tak było, to nie rozumiem, dlaczego w tym drugim punkcie zmieniono decyzję Małej Izby i zdjęto z Rosji zarzut nagannego, poniżającego traktowania skarżących.

WP: Dzisiejsza decyzja to próba ratowania prestiżu tej instytucji, który ucierpiałby przez niezastosowanie się do wyroku, co oznaczałoby, że trybunał traci swoją moc w pewnych sprawach?

- W tych dwóch punktach, w których w ubiegłym roku Mała Izba orzekła na korzyść Polski, tzn. że naruszone zostało prawo do sądu i godnego traktowania, to nie jest żadna sentencja cokolwiek Rosji nakazująca. Gdyby trybunał orzekł, że kwalifikacja zbrodni była zła, że nie ustalono i nie osądzono sprawców oraz że doszło do zbrodni wojennej, która nie ulega przedawnieniu, wówczas Rosja w konkluzji zostałaby zobligowana do wznowienia śledztwa. Dziś tego nie ma.

Rozmawiał Marcin Bartnicki, Wirtualna Polska

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)