Prof. Przemysław Urbańczyk: Pierwsi Piastowie budowali swoją potęgę na niewolnictwie
- Piastowskie elity polityczne potrzebowały środków na rozwój własnego państwa. Prawda jest taka, że na obszarze ich władztwa w zasadzie nie było surowców, które byłyby poszukiwane w Europie w dobie wczesnego średniowiecza. Dlatego Piastowie, tak jak i inni władcy tamtych czasów, zajęli się handlem ludźmi - mówi w rozmowie z WP prof. Przemysław Urbańczyk, archeolog z Instytutu Archeologii i Etnologii PAN. W ubiegłym roku ukazała się jego książka ''Zanim Polska została Polską'', w której omawia m.in. miejsce niewolnictwa w gospodarce rodzącego się państwa polskiego.
25.08.2016 16:06
Robert Jurszo, Wirtualna Polska: Każde państwo do rozwoju - niezależnie od tego, czy mówimy o wieku X czy XXI - potrzebuje sprawnej gospodarki...
Prof. Przemysław Urbańczyk: Mówiąc prosto i brutalnie: potrzebuje pieniędzy.
No właśnie. To skąd te pieniądze brali pierwsi Piastowie?
Historycy i archeologowie zastanawiają się nad tym od dawna. Tak jak i dziś, tak i we wczesnym średniowieczu państwo było inwestycją niezwykle kosztowną. Centralizacja władzy wymagała, by część ludzi - odpowiedzialnych za zarządzanie, obronę i rozwój - wyłączyć całkowicie z jakiejkolwiek produkcji. Zarówno rolnej, jak i rzemieślniczej. I ta grupa - wraz z rozwojem państwa, np. jego rozrostem terytorialnym - stale się powiększała. A do tego miała zapotrzebowanie na różne dobra ekskluzywne, np. drogie stroje, broń, oporządzenie jeździeckie czy biżuterię. Zaspokojenie tych pragnień było dla ówczesnej elity politycznej ważne również dlatego, że ostentacyjne pokazywanie własnego bogactwa było - szczególnie we wczesnych wiekach średnich - jednym ze sposobów umacniania władzy.
Wiemy dobrze o tym, że ziemie położone między Bałtykiem a Tatrami i Sudetami nie oferowały żadnych surowców, które byłyby - po pierwsze - szeroko poszukiwane i - po drugie - możliwe do eksploatacji na masową skalę. Obszar władztwa pierwszych Piastów stanowiły głównie tereny leśne, gdzieniegdzie poprzetykane małymi enklawami rolniczymi. Nic z tego, co tu zbierano bądź wytwarzano, nie nadawało się na wymianę na różne ekskluzywne towary, o których mówiłem przed chwilą. Do tej pory w gronie badaczy pojawiały się różne pomysły na to, skąd Piastowie brali środki na ich zakup. W większości - dodam - pomysły dość naiwne.
Na przykład?
Spekulowano na temat eksportu futer, miodu pitnego lub soli warzonej nad Bałtykiem. Jeśli chodzi o ostatni z wymienionych towarów, to rzeczywiście był on poszukiwany. Ale żadna z wymienionych rzeczy - łącznie ze wspomnianą solą - nie mogła stanowić stabilnej podstawy coraz bardziej centralizującego się państwa. Dlatego - kilkanaście, a może nawet już dwadzieścia kilka lat temu - badacze zwrócili uwagę na przemoc, jako sposób pozyskiwania kapitału niezbędnego do zorganizowania i funkcjonowania państwa.
Czyli - mówiąc wprost?
Na prowadzenie wojen. Prawda jest bowiem taka, że gospodarki doby wczesnego średniowiecza były w większości gospodarkami wojennymi, polegającymi na rabowaniu bliższych bądź dalszych sąsiadów. Modelowym przykładem są tu Skandynawowie - przecież cała tzw. epoka wikińska była właśnie jedną wielką, zorganizowaną zbrojną eksploatacją terenów zamorskich. Proszę zauważyć, że wojna jest niezwykle skutecznym - o ile, rzecz jasna, jest zwycięska - sposobem zdobywania różnego rodzaju dóbr. Dzięki jej prowadzeniu otrzymuje się w szybkim tempie bardzo duże zyski. I również pierwsi Piastowie prowadzili taką gospodarkę, podobnie jak wszyscy inni władcy tamtych czasów. Często też zapomina się o tym, że obiektem zainteresowania łupieżców były nie tylko cenne kruszce czy broń, ale również zwierzęta i ludzie. Te ''towary'' były bardzo atrakcyjne również z tego względu, że - mówiąc nieco kolokwialnie - same się transportowały.
Maszerowały na własnych nogach...
Dokładnie tak! Nie trzeba wozów, by przewozić ludzi i zwierzęta. Te ostatnie służyły oczywiście do konsumpcji.
A zniewoleni ludzie?
Najpierw do zasiedlania nimi nowych terenów, a także wzmocnienia liczby ludności w głównych ośrodkach politycznych. Ten proces jest dostrzegalny u początków państwa wczesnopiastowskiego, kiedy w centralnej Wielkopolsce, która początkowo nie wykazywała jakiegoś dużego potencjału demograficznego, nagle pojawia się gęste osadnictwo. Natomiast nazwy niektórych polskich miejscowości - np. Niemce, Prusy czy Czechy - wskazują na to, skąd ta ludność została uprowadzona. Ale Piastowie brali ludzi w niewolę nie tylko po to, by wykorzystać ich jako osadników.
Więc po co?
Aby nimi handlować. Pamiętajmy, że w różnych rozwiniętych cywilizacjach świata wczesnośredniowiecznego istniało ogromne zapotrzebowanie na ludzi. W tej części świata, która nas interesuje, były to Bizancjum, czyli Cesarstwo Wschodniorzymskie oraz kalifaty arabskie.
Obraz Siergieja Wasiljewicza Iwanowa przedstawiający handel niewolnikami w obozie Słowian wschodnich fot. Wikimedia Commons
Tam eksportowano niewolników?
Tak. Ze źródeł pisanych wiemy, że znaczną część niewolników sprowadzanych do Maghrebu - zachodniej części świata muzułmańskiego - jak i Maszreku, czyli rejonów Kalifatu Bagdadzkiego, stanowili właśnie Słowianie. Ale niewolnicy sprzedawani przez Piastów trafiali nie tylko na południe. Eksportowano ich również do portów nadbałtyckich. Stamtąd Skandynawowie przewozili ich szlakami rzecznymi wschodniej Europy do Chazarii oraz wspomnianego już Kalifatu Bagdadzkiego i Bizancjum.
Kiedy mówimy o trasach niewolniczych, to warto wspomnieć o Wielkiej Morawie. To pierwsze stabilne i silne państwo słowiańskie uczyniło handel ludźmi w znacznym stopniu podstawą swojej gospodarki. Pierwszy szlak handlowy, który wtedy powstał, biegł mniej więcej z Bratysławy do Wenecji. Do tego spławiano jeszcze niewolników Dunajem do portów Morza Czarnego. Wielka Morawa - wbrew swojej nazwie - była małym państwem. Początkowo zapewne jej władcy sprzedawali mieszkańców swoich ziem, ale na dłuższą metę taka strategia ''biznesowa'' byłaby samobójcza. Zaczęto więc sięgać dalej, za granicę. Podejrzewa się, że również tereny obecnej Polski były dla Morawian obszarem ''łowieckim''. Ale Wielka Morawa upadła w 906 r., a jej rolę we wczesnośredniowiecznym handlu niewolnikami w tej części Europy przejęło państwo Przemyślidów, czyli Czechy. Zmienił się tylko szlak handlowy: biegł z muzułmańskiej Hiszpanii przez Francję, Niemcy i Czechy, potem przez Kraków w stronę Kijowa i dalej, aż po Morze Czarne. Praga w czasie
formowania się państwa wczesnopiastowskiego stała się jednym z najważniejszych targów niewolniczych. Właśnie z tego powodu w 965 r. pojawił się tam Ibrahim Ibn Jakub, hiszpański Żyd, któremu zawdzięczamy pierwszą wzmiankę o państwie Mieszka I.
A czy podobny targ istniał gdzieś w powstającej wtedy Polsce?
Nic o tym nie wiemy. Biorąc jednak pod uwagę przebieg wspomnianego szlaku handlowego, którym transportowano ludzki ''towar'', możemy spekulować, że takie miejsca znajdowały się w Krakowie, czy Przemyślu. Możemy też domyślać się, że podobne targi funkcjonowały w portach nadbałtyckich, np. w Wolinie, Truso - czyli obecnym Janowie - i w okolicach Kołobrzegu, a dokładnie w Świelubiu nad środkową Parsętą. Ale nie mamy na ten temat żadnych danych - ani historycznych, ani archeologicznych.
Zresztą w ogóle jest problem z badaniem śladów słowiańskiego niewolnictwa z tamtego okresu. Z punktu widzenia archeologii problem polega na tym, że handel niewolnikami nie pozostawia prawie żadnych śladów. W zasadzie jedynym wyjątkiem są znaleziska kajdan. Rozkładają się one od Połabia, i dalej, wzdłuż Dunaju, aż do brzegów Morza Czarnego, ale trafiają się bardzo rzadko.
Nie wiemy też - nawet szacunkowo - ilu niewolników z polskich ziem znalazło się w Bizancjum i krajach arabskich. Jedynym sposobem, by to odkryć, byłoby przebadanie wczesnośredniowiecznych cmentarzysk niewolniczych w państwach muzułmańskich. Gdyby znaleziono tam dobrze zachowane kości, to możnaby zrobić analizy DNA, które by pokazały pochodzenie tych ludzi, a tym samym kierunki, z których ich sprowadzano.
W takim razie, co wiemy o ludziach, których Piastowie chwytali w niewolę, by potem ich sprzedać? Przypuszczam, że nie byli to członkowie lokalnych arystokracji, ale raczej ludność rolnicza...
Dokładnie tak. Zresztą porwanych przedstawicieli elit nie opłacało się sprzedawać. Jeśli była taka możliwość, to oczywiście brało się ich do niewoli, ale po to, by ich wymienić na okup. Cała reszta była traktowana jak żywy inwentarz gospodarczy. Rzecz jasna, nie wszystkich można było sprzedać. Rynki śródziemnomorskie - z oczywistych względów - preferowały ludzi młodych i zdrowych. Ewentualnie dzieci, które można było wychować w nadziei, że będzie z nich później jakiś ekonomiczny pożytek.
No właśnie, a ile był wart, dajmy na to, silny i młody Słowianin?
To zależy gdzie. Proszę pamiętać, że w czasach, o których mówimy, handel nie wyglądał w taki sposób jak dziś. To nie było takie proste, że z punktu A po jednej stronie globu wysyłano bezpośrednio towar do punktu B po drugiej stronie kuli ziemskiej, a na koniec liczono zysk. Wtedy dominował tzw. handel etapowy. Czyli - przykładowo - z jakiegoś miejsca w państwie Piastów wysyłano grupę niewolników do Pragi, gdzie sprzedawano ich za jakąś sumę. Stamtąd zabierał ich nabywca i gdzie indziej, np. w Kijowie, zbywał ich za inną kwotę. Kolejny kupiec spławiał ich Dnieprem nad Morze Czarne, a największą cenę uzyskiwano pewnie gdzieś na rynku w Bagdadzie. Dlatego nie można mówić o jednej cenie niewolnika, bo jej wysokość była różna na różnych etapach jego transportu.
Fragment obrazu "Targ niewolników" Jean-Léona Gérôme'a z 1866 r., przedstawiający handel niewolnikami na Bliskim Wschodzie fot. Wikimedia Commons
A czy wiemy, jak wyglądała codzienność Słowian sprzedanych w niewolę?
Jeśli chodzi o kraje arabskie i Bizancjum - niewiele. Oni tak naprawdę nikogo nie obchodzili i wyrażano się o nich pogardliwie - jeden z arabskich poetów tamtych czasów, al-Husayni, zapisał, że Bagdad opanowała ''szarańcza słowiańska''. Niewolnicy nie byli więc ważnym tematem dla historyków czy geografów tamtej epoki. Widziano w nich po prostu anonimowa masę ludności produkcyjnej i służebnej, która nie miała żadnych praw i którą też nie wypadało się interesować. No chyba, że któryś ze Słowian wybił się na jakieś wysokie stanowisko...
A były takie przypadki?
Jak najbardziej. Byli wśród nich nawet ludzie, którzy przeprowadzali zamachy stanu! Ale nie tylko. To były nałożnice, dowódcy wojskowi, a nawet gubernatorzy - szczególnie w Andaluzji i północnej części Afryki. Bywało więc, że Słowianie rzeczywiście odgrywali ważną rolę w społecznym i politycznym życiu państw muzułmańskich. Proszę sobie wyobrazić, że emirowie z zachodniej Afryki uczyli się języka słowiańskiego, by zrozumieć podległych sobie ludzi! Na tyle Słowianie byli tam istotni. Wiemy też, że istniały całe diaspory słowiańskie. Na przykład w Palermo, gdzie mieszkańcy mieli nawet swój meczet, nazywany ''Sclafani'' czyli ''Słowiański''. Powinno się napisać historię tamtych ludzi i społeczności. To jest wciąż biała plama w dziejach średniowiecza, a jednocześnie znakomite pole do popisu dla arabistów-mediewistów.
Zastanawiające jest to, jak we władztwie Piastów - i innych ościennych państwach - godzono światopogląd chrześcijański z handlem ludźmi...
W tamtym czasie - przynajmniej początkowo - nie widziano w tym niczego niestosownego. To był świat, w którym niewolnictwo było na porządku dziennym. Niewolnikami handlowali nie tylko władcy świeccy, ale również hierarchowie kościelni. Jeśli zdarzały się protesty na tym tle, to nie dotyczyły handlu ludźmi w ogóle. Na przykład Wojciech, biskup Pragi i późniejszy święty, oburzał się na to, że książę Bolesław sprzedaje w niewolę chrześcijan, co stało się jedną z przyczyn jego konfliktu z tym czeskim władcą. Z kolei Thietmar z Merseburga krytykował handel ludźmi tylko wtedy, gdy ktoś ciągnął zyski ze sprzedaży cudzych niewolników. Na pewno nie miano żadnych wątpliwości co do tego, że można handlować poganami, w których widziano - cytuję nomenklaturę epoki - ''barbarzyńców'' a nawet ''psy'', bo tak też ich nazywano.
Przemysław Urbańczyk, "Zanim Polska została Polską", Wydawnictwo Naukowe UMK
Czy był jakiś moment historyczny, w którym ustał eksport niewolników z terytorium Piastów?
Tak. Stało się to około połowy XI w. I wynikało to z przemian, które inspirowało chrześcijaństwo. Było to też powiązane z wzrostem świadomości etycznej duchowieństwa. Instrukcje papieskie i idące w ślad za nimi zmiany w mentalności spowodowały, że w końcu za niemoralny uznano nie tylko handel chrześcijanami, ale niewolnictwo w ogóle. Wtedy zakończył się napływ niewolnych Słowian do Biznancjum i krajów arabskich.
Ale - przynajmniej do momentu, o który przed chwilą pytałem - czy możemy mówić, że Piastowie zbudowali swoją potęgę na niewolnictwie?
Na tak postawione pytanie nie mamy jednoznacznej odpowiedzi. Tym tematem badacze zajmują się od stosunkowo krótkiego czasu. To po pierwsze. Po drugie - o czym już szeroko mówiłem - handel ludźmi pozostawia niewiele śladów. Na pewno na to, jak i na wiele innych pytań, dałyby nam odpowiedź badania genetyczne szczątków niewolników. Ale one musiałyby objąć obszar ogromny: od Samarkandy przez Bagdad do Kordoby z jednej strony - bo to był obszar poszukujący niewolników - i, z drugiej, świat od Irlandii do Uralu, czyli tereny, które ich dostarczały. Natomiast dzisiaj możemy być pewni, że Piastowie handlowali ludźmi. Ale to, jak ten proceder był ważny dla ich gospodarki, nadal pozostaje dla nas tajemnicą.
###Rozmawiał Robert Jurszo, Wirtualna Polska