Prof. Jadwiga Staniszkis: Donald Tusk i PSL myślą, że można bić pianę ogólników
Prawdziwa władza i odpowiedzialność jest na dole. Tam trzeba stać twarzą w twarzą z ludźmi. Rząd (Donald Tusk) ale i koalicjant (PSL) myślą, że mogą dalej bić pianę ogólników - pisze w felietonie dla Wirtualnej Polski prof. Jadwiga Staniszkis.
Mówić o państwie abstrakcyjnie, że – jak u św. Tomasza – powinno "tworzyć warunki do krzewienia pokoju i cnoty", a rodzina powinna być soczewką przez którą ocenia się jakość ekonomii i zarządzania, nie jest trudno. Także perspektywa współczesnej teorii chaosu twierdząca, iż państwo w dobie globalizacji musi skupić się przede wszystkim na tym, aby pozostać podmiotem (zachować kontrolę nad sobą) nadaje się do łatwego, retorycznego, roztrząsania; jak długo nie trzeba przechodzić do instytucjonalnego konkretu. Można też - jak sama pokazuję w moich książkach - uzasadniać, że warunki kontroli nad sobą leżą w intelekcie.
Trzeba umieć "teoretyzować na własny temat" i zobaczyć, jak i czy konkretne państwo jeszcze istnieje. I zrozumieć logikę formuły władzy, w której się działa. W wypadku Polski – połączenia unijnego "dyktatu formy" i kryzysowego "dyktatu mocy".
Ale gdy - jak ja w tym tygodniu - jest się zaproszonym do konkretnego powiatu (z jednym z większych w Polsce wskaźników bezrobocia, biedy i zapaści demograficznej) i ma się odpowiedzieć na pytanie dotyczące tego, co może zrobić samorząd, to jest znacznie trudniej.
Można opowiadać o stopniowym zanikaniu "Polski powiatowej" (instytucje, infrastruktura transportowa i oświatowa) i o braku strategicznej wizji. I – w jej ramach – pomysłów na lokalne „państwo rozwojowe”. A także, o biedzie i dzietności, gdy odpisy podatkowe i płatne urlopy macierzyńskie nie działają, bo albo nie ma się pracy albo jest na umowę. A tam takie urlopy nie istnieją. Te rozwiązania dotyczą klasy średniej w miastach, a nie - biedy na tzw. prowincji. Można krytykować "regułę wydatkową" nie odróżniającą w samorządach deficytu budżetowego od – prorozwojowego – deficytu inwestycyjnego. Dyskutować o cięciach – gdy samorząd ma coraz więcej zadań a mniej środków. W tym – subwencji oświatowej.
I dlatego obniża standardy i dostępność edukacji: na tym terenie ok. jednej piątej zarejestrowanych bezrobotnych to gimnazjaliści! A połowa to bezrobotni mieszkający na wsi. Ale ci ludzie już to wszystko wiedzą.
Można więc postulować upodmiotowienie i aktywizację. Na przykład rozszerzenie uprawnień izb rolniczych i tworzenie autentycznych spółdzielni rolników. Bo ze środków unijnych na obszary wiejskie w skali kraju wydano tylko niewielką część. Tworzenie "lokalnych grup działania" i lokalnych budżetów zadaniowych, aby zasiłki zmienić w sensowne prace publiczne wiążące z terenem (aby nie emigrowali). Na przykład budownictwo dla młodych. Zmienić zasiłek dla młodych na stypendium z obowiązkiem dalszej nauki. Tworzyć hufce pracy. "Banki czasu", aby aktywizować do współpracy. Wspomagać logistycznie lokalne firmy. Zwracać VAT z prowadzonych przez samorząd inwestycji z przeznaczeniem na inwestycje nowe. W subwencji wyrównawczej (janosikowe) uwzględniać nie tylko dochody, ale i jednorazowe lokalne koszty prorozwojowych inwestycji. Znaleźć coś, co może być lokalną marką i atutem, i tam skoncentrować środki.
Wreszcie – wypracować lokalny model wykorzystania nowych unijnych środków z funduszu społecznego z nałożonym obowiązkiem aby w trzy miesiące stworzyć zatrudnienie dla bezrobotnych do 25. roku życia.
Prawdziwa władza i odpowiedzialność jest na dole. Tam trzeba stać twarz w twarz z ludźmi. Bo rząd (Tusk) ale i koalicjant (PSL) myślą, że mogą dalej bić pianę ogólników!
Specjalnie dla WP.PL prof. Jadwiga Staniszkis