Proces o szpiegostwo na rzecz USA
Przed Wojskowym Sądem Okręgowym w Warszawie
(WSO) ruszył ponownie proces byłego oficera Wojskowych
Służb Informacyjnych płk. rez. Zbigniewa Sz., oskarżonego o
szpiegostwo na rzecz wywiadu USA w latach 1993-1996.
Przewodniczący składu sędziowskiego, sędzia Janusz Kogut poinformował po rozpoczęciu rozprawy, że cały proces został utajniony. Tajne były również rozprawy w poprzednim procesie, w którym w marcu 2005 r. WSO skazał Sz. na 5 lat więzienia i degradację. Nie podano wtedy żadnych szczegółów sprawy.
Wiadomo tylko, że Sz. skazano z artykułu kodeksu karnego mówiącego o udzielaniu obcemu wywiadowi wiadomości, których przekazywanie "może wyrządzić szkodę Rzeczypospolitej Polskiej". Grozi za to nie mniej niż 3 lata więzienia.
Wyrok został uchylony przez Sąd Najwyższy, który dopatrzył się "uchybień natury procesowej".
Sz. - nadzorujący w WSI attache wojskowych za granicą - został zdemaskowany w 1996 r. przez Urząd Ochrony Państwa. Ujawnił to w 1999 r. nieistniejący już dziennik "Życie", według którego Sz. współpracował za pieniądze z wywiadem USA. Miało do tego dojść m.in. podczas pobytu Sz. w USA.
Według "Życia", w 1996 r. ówczesne polskie władze, w tym prezydent Aleksander Kwaśniewski, podjęły decyzję, że Sz. nie stanie przed sądem, i zgodziły się tym samym na jego wyjazd do USA. "Za moją wiedzą żaden szpieg jeszcze nie uciekł" - tak komentował sprawę prezydent. Dodał, że "tamta decyzja była całkowicie w gestii wywiadu". Józef Oleksy, który do lutego 1996 r. był premierem, mówił zaś, że znał sprawę, ale decyzja o wypuszczeniu szpiega "nie była decyzją szczebla prezydenckiego". Sprawy nie chcieli wtedy komentować Zbigniew Siemiątkowski - ówczesny szef MSW nadzorujący służby specjalne, ani ówczesny szef MON Stanisław Dobrzański.
Jeszcze przed wydrukowaniem swego artykułu dziennikarze "Życia" złożyli doniesienie o szpiegu do prokuratury wojskowej. Wszczęła ona śledztwo, a za Sz., który wyjechał do USA, wydano list gończy. W 2003 r. Sz. wrócił do Polski - po wystawieniu mu listu żelaznego przez WSO. List ten gwarantuje, że pozostanie on na wolności, a do więzienia trafi dopiero po prawomocnym wyroku skazującym. Wcześniej Sz. może także wyjechać z Polski. Wydanie listu sąd tłumaczył tym, że bez niego podejrzany w ogóle nie stawiłby się w Polsce.