PolskaProces o poparzenie pacjentek podczas radioterapii

Proces o poparzenie pacjentek podczas radioterapii

Po zaniku napięcia oskarżony technik
Białostockiego Centrum Onkologii prawidłowo uruchomił aparat do
naświetlań i nie było żadnych symptomów awarii - oceniła biegła z
zakresu fizyki medycznej w procesie dwojga pracowników Centrum,
dotyczącym poparzenia pięciu pacjentek podczas radioterapii przed
pięciu laty.

Sąd Rejonowy w Białymstoku po ponad półrocznej przerwie wznowił we wtorek karny proces w tej sprawie. Sąd czekał na dodatkowe opinie biegłych, krajowych konsultantów z zakresu radioterapii onkologicznej i fizyki medycznej.

Oskarżeni - to technik oraz lekarka z Centrum, którym prokuratura postawiła zarzuty nieumyślnego narażenia zdrowia, a nawet życia, pięciu pacjentek.

W lutym 2001 r. wysłużony aparat do naświetlań Neptun, jak się potem okazało, zepsuł się po zaniku zasilania i podał dawkę promieniowania wielokrotnie wyższą od zalecanej. Obrażeń doznało pięć kobiet poddawanych radioterapii.

Oboje oskarżeni nie przyznają się do winy. W pierwszym procesie karnym sąd uniewinnił lekarkę, zaś technika skazał na grzywnę za działanie nieumyślne. Sąd drugiej instancji zwrócił jednak sprawę do ponownego rozpoznania.

Specjalistka w dziedzinie fizyki medycznej prof. Barbara Gwiazdowska powiedziała we wtorek przed sądem, że oskarżony technik nie mógł przewidzieć awarii, która miała miejsce. Był, co prawda, przeszkolony przez producenta urządzenia, ale - jak powiedziała Gwiazdowska - w zakresie wiedzy przekazanej mu na szkoleniach organizowanych przez producenta". Dlatego, jej zdaniem, nie mógł przewidzieć co się stanie z aparatem, jeżeli w tym zakresie nie był uprzedzony i przeszkolony.

Biegła mówiła, że wyłączenie urządzenia wskutek zaniku prądu, do jakiego doszło w Białymstoku, były w Polsce bardzo częste i nikt nie traktował ich jako nadzwyczajnych, awaryjnych sytuacji. Jej zdaniem, technik zachował się prawidłowo po przywróceniu napięcia i prawidłowo zastosował przewidywaną w takiej sytuacji procedurę.

Dodała nawet, że ona postąpiłaby tak samo i włączyłaby wiązkę promieniowania, gdy żadne wskaźniki nie pokazywały, że coś jest nie tak. Wyjaśniła też, że aparat Neptun został tak skonstruowany, że układy zabezpieczające nie powinny pozwolić go uruchomić, jeśli są jakieś problemy z urządzeniem.

Pytana przez sąd, biegła przyznała że "luźno" zna oskarżonego, bo przyjeżdżał on do placówki, w której jest ona zatrudniona, na szkolenia i przywoził urządzenia do kontroli.

Z powodu choroby na rozprawę nie dojechał biegły z zakresu radioterapii onkologicznej, który także przygotował sądową opinię. Choć, jak podkreśliły we wtorek strony na sali sądowej, jest ona lakoniczna.

Sąd odroczył proces na początek marca, wtedy ten biegły na przedstawić swoją ustną opinię.

Kilka lat temu poszkodowane kobiety wytoczyły białostockiemu szpitalowi procesy cywilne o odszkodowanie i je wygrały. Przyznano im od 50 do 100 tys. zł odszkodowania. W 2003 roku jedna z poszkodowanych w wypadku kobiet zmarła - nie powiodło się u niej leczenie onkologiczne, ale nie wiadomo, jaki wpływ miały na to skutki wypadku.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)