Proces Katarzyny W. Sąd przesłuchuje kolejne osoby ws. śmierci Magdy z Sosnowca
Przed Sądem Okręgowym w Katowicach zakończyła się kolejna, szósta, rozprawa w procesie Katarzyny W., oskarżonej o zabicie półrocznej córki Magdy. Sąd przesłuchał m.in. męża kobiety Bartłomieja W. Mężczyzna powiedział, że to on wpisywał w wyszukiwarce frazę "jak oszukać wariograf?". Wcześniej zeznania złożyli m.in. szwagierka Katarzyny W. oraz kolega Bartłomieja W. Kolejna rozprawa zaplanowana jest na 15 maja. Bartłomiej W. zostanie przesłuchany jeszcze raz - 8 lipca.
Mąż Katarzyny W., któremu jako bliskiemu oskarżonej przysługiwało prawo do odmowy zeznań, oświadczył przed sądem, że chce zostać przesłuchany. Podobną decyzję podjęła szwagierka Katarzyny W., Paulina B. Oboje ci świadkowie są przesłuchiwani po odebraniu zeznań dziadków Bartłomieja W.: Heleny i Tadeusza W.
Babcia Bartłomieja oceniła, że Katarzyna W. po śmierci Magdy nie zachowywała się jak kobieta, której dziecko zginęło w wypadku. "Nie było widać smutku na jej twarzy, zachowywała się tak, jakby nic się nie stało" - zeznała. Podkreśliła, że strata Magdy to dla jej rodziny wielka tragedia i dodała, że Katarzyna W., skoro nie chciała dziecka, mogła oddać je na wychowanie.
"To było najdziwniejsze w tej sprawie"
Szwagierka Katarzyny W., Paulina B. zeznała przed sądem, że to, co jest najdziwniejsze w tej sprawie, to , że Katarzyna W. była bardzo opanowana od początku. - To ona pocieszała nas, a nie my ją. Przede wszystkim ona nas - powiedziała.
- Kasi płaczącej nie widziałam. Ona każdą rozmowę szybko ucinała, była trudna w kontaktach osobistych. Jak jej zwracałam na coś uwagę, to śmiała mi się w twarz bez żadnej odpowiedzi - odpowiadała przed sądem Paulina B.
Paulina B. opowiadała też o kłótni z Katarzyną W., po której oskarżona opuściła mieszkanie rodziców Bartka na dwa tygodnie, zostawiając w nim małą Magdę. - Kiedy zakładała już buty, mama powiedziała jej, że jeśli wyjdzie, to nie ma tutaj powrotu. Kasia odpowiedziała, cytuję, "że i tak ją tutaj traktowaliśmy jak kur... więc nie ma do czego wracać". I wyszła - relacjonuje przebieg zdarzeń siostra pokrzywdzonego w sprawie Bartłomieja W.
Przyznała też, że na początku miała wątpliwości, czy Bartek jest ojcem dziecka Katarzyny W., ale mówiła o tym tylko mamie. - Ona bardzo szybko zaszła w ciążę - tłumaczy swoje wątpliwości Paulina W.
- Nigdy nie byłam świadkiem agresywnego jej zachowania wobec Magdy. Czasem mówiła tylko, że jest zmęczona. Miała problem z blizną po cesarskim cięciu - opowiadała.
Szokujące zeznania kolegi Bartłomieja W.
Sędzia odczytał fragment zeznań kolegi Bartłomieja W. Tomasz M. zeznał, że z Bartkiem umówili się na imprezę. "Na imprezie był do ok. 3, 4 w nocy. Zachowywał się normalnie. Kilka razy dzwonił do Kaśki, widziałem to, ale nie wiem, o czym rozmawiali. Bartek na imprezie miał swój laptop. (...) Obawiam się, że pod moją nieobecność stało się tam coś strasznego, że Kasia i Bartek ukrywają przede mną fakt śmierci ich dziecka. Bartek wsiadając do samochodu miał ze sobą duży plecak, na pewno zmieściłoby się tam dziecko. Nie wiem, skąd mam takie podejrzenie. Zdziwiło mnie to, że Bartek nie prosił, żeby podwiózł Kasię, jak już wcześniej mu się zdarzało. Około godz. 18 zadzwonił Bartek z pytaniem, za ile będę. Zacząłem się zbierać, a on zadzwonił po chwili ponownie i powiedział, że Magda została porwana. Umówiliśmy się pod kościołem św. Tomasza. Bartek był roztrzęsiony, zdziwiłem się, że nie chciał zapalić, zawsze palił w nerwach".
Tomasz M. zeznał, że wierzył, że dziecko zostało porwane, ale miał wątpliwości i brał pod uwagę także inne scenariusze. "Zachowanie Bartka po porwaniu nie było normalne, ale myślałem, że tak odreagowuje stres. W dniu porwania Kaśka nie chciała spać u rodziców, ale u siebie sama. Pamiętam, że jak kręcili jakiś program TVN, to Kaśka trąciła reporterkę w łokieć mówiąc, że 'idzie na fajkę" - zeznał Tomasz M.
Po odczytaniu zeznań przez sąd, pytania koledze Bartłomieja W. zadawał obrońca. Pytał m.in. o to kto zajmował się małą Madzią, czy małżeństwo Katarzyny W. i Bartłomieja W. było udane. - Magda była zawsze zadbana, czysta. To Kasia się głównie zajmowała dzieckiem, Bartek pracował - powiedział przed sądem Tomasz M. Mówił, że W. byli zgodnym małżeństwem. - Nie przypominam sobie żadnych pretensji, jakie mogła mieć do Bartka Kasia - powiedział świadek.
Bartłomiej W. rozpoczyna składać zeznania
Przed sądem stanął Bartłomiej W. Sąd przypomina mu, że w dalszej części będzie mógł wnioskować o wyłączenie jawności jego zeznań. Mąż Katarzyny W. powiedział, że "opowiadanie jeszcze raz szczegółowo o tej sprawie nie ma sensu". - No myślę, że jednak ma. To na rozprawie są przeprowadzane dowody – zaznacza sędzia Chmielnicki.
Jak relacjonuje TVN24 po kolejnym "otwartym" pytaniu sędziego Bartłomiej milczy. Sędzia zaczyna pytać konkretnie: "czy jest pan mężem oskarżonej? czy mieliście państwo tylko jedno dziecko?". Bartłomiej W. odpowiada bardzo zdawkowo. Jest zdenerwowany. Katarzyna W. nie patrzy w jego stronę. Wzrok wbija w podłogę.
Sąd pyta o komputer świadka. Bartłomiej W. mówi, że korzystały z niego tylko trzy osoby: on, Katarzyna W. oraz brat Katarzyny. Sąd dopytuje świadka czy to on wpisał w wyszukiwarce pytanie "jak zabić bez śladu"? Sąd pyta świadka czy wpisywał kiedykolwiek frazy "dochodzenie przy zatruciu tlenkiem węgla" czy "dochodzenie w przypadku zaczadzenia"? Na wszystkie pytania Bartłomiej W. odpowiedział przecząco. - Jeden raz sprawdzaliśmy tylko stronę - chyba straży pożarnej - o objawach zaczadzenia tlenkiem węgla. Było to spowodowane tym, że mieliśmy wadliwy system kominowy w piecach w dużym pokoju i w sypialni. Był niedrożny po prostu - dodał mąż Katarzyny W. Mówił, że jego żona "wielokrotnie, także w styczniu, skarżyła się na problemy z piecami". Dodał, że któregoś razu, po powrocie do domu, mieszkanie było zadymione, a okna otwarte. Bartłomiej W. nie pamięta jednak ani kiedy miało to miejsce, ani czy rozmawiał później na ten temat z żoną.
Świadek opowiadał, jak dowiedział się przez telefon o samym momencie rzekomego napadu na oskarżoną i uprowadzenia dziecka. Bartłomiej W. tłumaczył, że Katarzyna W. była rozhisteryzowana, płakała. - Nie mogłem się o nic dopytać. Dopiero po chwili powiedziała mi, że jest w karetce bo została uderzona, a ktoś zabrał Madzię z wózka - relacjonuje Bartłomiej W.
Bartłomiej W. opowiada, że w dniu zdarzenia pomógł Katarzynie W. znieść wózek z małą Madzią. - My z Tomkiem (kolega Bartłomieja W; również zeznawał przed sądem - red.) poszliśmy do samochodu, wózek prowadziła Kasia, która zeszła z nami. Ona skierowała się w stronę domu mamy. A my w lewo w stronę Plejady. Zauważyłem mężczyznę, który dziwnie się przyglądał Kasi, a okolica była szemrana - powiedział przed sądem świadek. Mąż Katarzyny W. mówił, że tego dnia zrobił zakupy, a później kolega, którego spotkał w centrum handlowym, odwiózł go do rodziców. Świadek opowiadał, że w między czasie dzwoniła do niego żona. Miała mu wówczas powiedzieć, że musiała się wrócić do domu, bo zapomniała pampersów.
Bartłomiej W. tłumaczy, że po powrocie do domu, zadzwonił do Katarzyny W. Wtedy Katarzyna W. miała mu powiedzieć o tym, że mała Magda została porwana.
O "drugiej wersji" wydarzeń Katarzyna W. powiedziała Bartłomiejowi W. kiedy przebywali razem w jednym z hoteli w górach, gdzie wysłał ich Krzysztof Rutkowski. - Wtedy, któregoś dnia, powiedziała mi jak to "naprawdę" wyglądało - dodał.
Oskarżona miała zapewniać męża między innymi o tym, że Magda "odchyliła jej się do tyłu i wypadła z rak". - Później miała próbować ją reanimować, a kiedy zorientowała się, że mała nie żyje, usiadła z nią na progu i tak siedziała - opowiadał łamiącym głosem mąż Katarzyny W.
Bartłomiej W. mówi, że nie zdawał sobie sprawy, iż rozmowa Katarzyny W. z Krzysztofem Rutkowskim, w czasie której powiedziała ona o "wypuszczeniu dziecka z rąk", jest nagrywana.
- Dopiero po czasie przyszedł do mnie (Rutkowski-red.) do pokoju, powiedział, że już wszystko wie i że Katarzyna się do wszystkiego przyznała i że teraz moja kolej do przyznania się. Nie ma dalej sensu ukrywanie niczego. Ja wtedy wpadłem w furię i zacząłem krzyczeć, że to on miał pomóc. Nie pamiętam, co jeszcze mówiłem, ale wtedy otworzyły się drzwi, weszli ochroniarze i mój ojczym i zaczęli mnie uspokajać - zeznał Bartłomiej W. podczas wtorkowej rozprawy.
W. niemal przez całe przesłuchanie zachowywał spokój. Głos łamał mu się tylko wtedy, gdy opowiadał o śmierci dziecka. Mówił, że kiedy później pytał żonę, dlaczego nie wezwała karetki, nie potrafiła odpowiedzieć.
O wpisy w wyszukiwarce internetowej dziennikarze pytali po rozprawie obrońcę oskarżonej Arkadiusza Ludwiczka. Jak mówił, jego klientka twierdzi, że nie wie, kto wpisywał takie frazy. - Mogę tylko zacytować treść jej wyjaśnień (...) Postępowanie jeszcze trwa, tak naprawdę nie zostały wszystkie okoliczności wyjaśnione. Poczekajmy aż postępowanie się zakończy - powiedział mec. Ludwiczek.
Prokurator Zbigniew Grześkowiak uważa, że obronie trudno będzie wytłumaczyć wpisy w wyszukiwarce internetowej. - Na razie wydaje mi się, że żaden ze świadków nie zmienił swego zdania. Wszystko to jest w materiale dowodowym. Logiczny ciąg zdarzeń wskazuje moim zdaniem jednoznacznie na to, o czym mowa w akcie oskarżenia - ocenił.
Przesłuchanie Bartłomieja W. ma być kontynuowane w lipcu. Na najbliższej rozprawie, w przyszłym tygodniu, mają zeznawać jego rodzice.
"Plan zabójstwa przygotowywała co najmniej od 19 stycznia"
Sprawa Katarzyny W. zaczęła się 24 stycznia 2012 r., gdy policja przekazała mediom informację o zaginięciu półrocznej dziewczynki z Sosnowca. Według relacji matki dziecko miało zostać porwane z wózka w centrum miasta. Na początku lutego ciało dziecka znaleziono w zrujnowanym budynku w parku przy torach kolejowych w Sosnowcu.
Zdaniem prokuratury Katarzyna W. plan zabójstwa przygotowywała co najmniej od 19 stycznia, wcześniej próbowała zatruć córkę tlenkiem węgla. 24 stycznia miała cisnąć dzieckiem o podłogę, a kiedy okazało się, że niemowlę przeżyło, dusić je przez kilka minut. Sama oskarżona twierdzi, że Magda zmarła na skutek wypadku. Według niej dziecko wypadło jej z rąk na podłogę i zmarło po kilku nieudanych próbach nabrania powietrza.