„Próbowano mi sprzedać teczki SB obciążające Kościół”
Abp Józef Życiński ujawnił, że przed kilkoma laty otrzymał propozycję kupienia materiałów SB, które miały obciążać Kościół.
Ktoś, kto nie ukrywał, że ma związki z dawnym wydziałem IV (SB) informował mnie, że ma listę osób, które mnie zainteresują, a w przyszłości ich ujawnienie może sprawić pewien kłopot. Kościół ma pieniądze, niech Kościół zapłaci, to wtedy on będzie życzliwy - powiedział metropolita lubelski.
Ta grupa nawet nie była sprecyzowana, tylko: my tutaj mamy materiały, które zabezpieczyliśmy i jeśli Kościół się nimi nie zainteresuje to my to ujawnimy - opowiadał arcybiskup.
Abp Życiński dodał, że nie padła żadna kwota. Nie miał zamiaru płacić, nie potraktował serio tej propozycji. Tamten mógł sobie przecież zachować kopie i sprzedawać dowolny raz. Temu komuś powiedziałem, że jeśli chcą niech zainteresują bezpośrednio ABW - powiedział.
Propozycja miała paść jeszcze przed powołaniem w Lublinie komisji do badania inwigilacji Kościoła przez służby specjalne PRL, która powstała w 2004 r. Abp Życiński zaznaczył, że dochodziło do niego więcej sygnałów sugerujących niesprecyzowane związki księży ze służbami PRL. Podkreślił, że były to sygnały z różnych źródeł, były one niespójne i nie można było "nadawać im większej wagi".
Wiadomości, które sugerowały, że istnieje taki wpis, albo notka, w której pojawia się TW Adam, można było usłyszeć z kilku źródeł; żadna z tych wiadomości nie podawała żadnego konkretu, odsyłała tylko do notki, która była sporządzona w jakichś zapiskach - mówił metropolita lubelski. (W ujawnionych w styczniu br. dokumentach z IPN-owskiej teczki abp. Stanisława Wielgusa były m.in. dwie "umowy o współpracę" z wywiadem PRL podpisane pseudonimami "Adam Wysocki" i"Grey").
Abp Życiński powtórzył, że jego wcześniejsza wiedza o zarejestrowaniu abp. Stanisława Wielgusa jako tajnego współpracownika SB nie upoważniała go do stawiania abp. Wielgusowi jakichkolwiek zarzutów.
Kiedy komisja historyczna (w Lublinie) zaczęła prace, nie było tu już teczki ks. Wielgusa, natomiast były różne śladowe notki, w których ktoś podejrzliwy mógłby poszukiwać głębszej treści, gdyby dysponował dodatkowymi materiałami. Z samych tamtych notek, nie można było sformułować żadnych zasadniczych zarzutów- powiedział metropolita.
Podkreślił, że jego zdaniem nie wolno było tych informacji nagłaśniać, ponieważ byłoby to "wyrazem braku elementarnej odpowiedzialności etycznej". Powołał się na orzeczenia Sądu Najwyższego z 2000 i 2001 roku, mówiące że o współpracy z tajnymi służbami nie przesądza fakt rejestracji, ale treść przekazywanych informacji.
Przyjmuję z satysfakcją, że tego typu stanowisko przyjmuje także prezydent RP w uzasadnieniu swojego sprzeciwu wobec ustawy o lustracji przyjętej w Sejmie w październiku - powiedział arcybiskup.
Zaznaczył, że nie należy oczekiwać ujawnienia okoliczności sprawdzania przez Kościół abp. Wielgusa przed jego nominacją na metropolitę warszawskiego._ Informacje o tym, co robił w tej sytuacji nuncjusz, a co robili poszczególni biskupi, są produktem fantazji dziennikarskiej. Badania przed nominacją nowych biskupów są objęte tajemnicą. Jest tu specjalny typ sekretu papieskiego; nikt nie ujawnia materiałów czy źródeł, które uwzględniane były w kontekście badania_ - powiedział.
Abp Życiński poinformował o istnieniu wpisów do ewidencji tajnych współpracowników służb PRL księży profesorów KUL: Ryszarda Rubinkiewicza i Franiszka Greniuka. Ich teczki zostały zniszczone, zachowały się jednak zapiski o tym, że - po latach - zostali wyrejestrowani, gdyż odmówili współpracy. Obaj księża byli na konferencji prasowej. Opowiadali, jak pracownicy służb bezskutecznie nagabywali ich o podjęcie współpracy, przeważnie przy okazji starań o paszport. Jak zaznaczył abp Życiński, "osób, które mają podobny status, jest dużo więcej".