"Próbowała zrobić Tomkowi zastrzyk, ale igła się złamała". Wstrząsająca relacja przyjaciółki Revol
Elisabeth Revol przez 14,5 godziny walczyła o życie Tomka Mackiewicza. - W nocy, w Himalajach, przy -40 stopniach znosiła dwukrotnie cięższego kolegę przez tysiąc metrów. Próbowała wstrzyknąć mu deksametazon, podała tabletki i znalazła szczelinę - relacjonuje WP opowieści Revol jej przyjaciółka Masha Gordon.
Masha Gordon urodziła się i wychowała w Rosji, ale od pewnego czasu mieszka w Londynie. Zajmuje się rynkiem finansowym i była m.in. dyrektorem zarządzającym banku Goldman Sachs. Jej ogromnym hobby jest wspinaczka. Zdobyła najwyższe szczyty wszystkich kontynentów oraz bieguny północny i południowy. Z przyjaciółką Elisabeth Revol, w ubiegłym roku wspinały się na ośmiotysięcznik Makalu. Kiedy świat obiegły informacje o tragicznej sytuacji na Nanga Parbat, to ona zareagowała jako pierwsza i ruszyła ze zbiórką pieniędzy.
Właściciele strony internetowej dorzucili właśnie 5 tys. euro!
Z akcją ratunkową po Revol i Mackiewicza zwlekano, ponieważ władze Pakistanu nie chciały wyruszyć bez gwarancji zwrotu poniesionych kosztów. - Kiedy pierwszy raz rozmawiałam wtedy z Anną (żoną Mackiewicza - red.) płakała do słuchawki, bo trzeba było zebrać 50 tys. euro, a oczywiście nie miała takich pieniędzy - mówi w rozmowie z WP Gordon. - Myślisz, że jesteś na świecie sam z takim problemem i nagle dzieje się coś niezwykłego - dodaje. Po wystartowaniu zbiórki, niezbędna kwota była na koncie już po zaledwie kilku godzinach.
Gordon podkreśla, że to właśnie dzięki "narodowej jedności Polaków", ambasady zdecydowały się udzielić gwarancji finansowych, a cała akcja ruszyła do przodu. Ponieważ ostatecznie zapłacą państwa, zebrana na zbiórce kwota trafi do dzieci Mackiewicza. - Pieniądze nie zwrócą im taty, ale pozwolą na zapewnienie potrzeb i edukację - przyznaje Gordon. Jak dodaje, ogromna kwota została zebrana dzięki wpłatom ponad 6 tysięcy osób, głównie Polaków z całego świata, "od USA, przez Wielką Brytanię po małe polskie miasteczka".
Elisabeth Revol ujawniła zdjęcie, które mogło być ostatnim Tomasza Mackiewicza: (Foto: VSD)
Coś takiego nie zdarza się zbyt często, ale do zbiórki dorzucili się właśnie nawet właściciele portalu, przez który gromadzone są pieniądze - GoFundMe. Chociaż do właścicieli strony trafia zazwyczaj 5 proc. zebranej kwoty, większość tej sumy postanowili zwrócić dla Maksa, Toni i Zoji. Sami wpłacili więc na zbiórkę 5 tys. euro.
"Część relacji z konferencji Elisabeth została wyjęta z kontekstu"
W środę Revol spotkała się z dziennikarzami na konferencji prasowej w Chamonix. Oceniła wtedy, że "Tomek mógł zostać uratowany". To stwierdzenie poruszyło tysiące Polaków, a internet zalała fala komentarzy. Czy rzeczywiście była szansa, by Mackiewicz przeżył? - Tylko, gdyby helikoptery były gotowe rano. Poważne problemy na Nanga Parbat zaczęły się w nocy. Jakakolwiek szansa na ratowanie Tomka była więc w ciągu pierwszych 24 godzin. Ale mam też wrażenie, że część relacji z konferencji Elisabeth została wyjęta z kontekstu - ocenia Gordon.
Podkreśla, że Revol jest jeszcze w poważnym stanie. Przed konferencją była dotleniana, a potem nagle spadł na nią grad pytań. – Padło na przykład: "Czy jesteś zła?". Elisabeth odpowiedziała, że "tak", więc wyciągnięto to do nagłówków. Potem sugerowano, że skoro przeżyła, powinna być wdzięczna, a nie zła. Ale jak ma nie być zła? Nawet jeśli niewielka, to była szansa na uratowanie jej przyjaciela. Nie udało się, więc jak ma się czuć – pyta Gordon.
"Nie można powiedzieć, że go opuściła"
Zamieszczane w sieci filmiki sugerują większości z nas, że wspinaczka w takich warunkach to niezwykły wyczyn. Ktoś, kto nie spędził wielu nocy w kilkudziesięciostopniowym zimnie i na kilku tysiącach metrów, nie jest sobie w stanie tego nawet wyobrazić. Gordon zetknęła się z tym wielokrotnie, dlatego zaznacza, że jej przyjaciółka wykazała się wspaniałą postawą.
- Przez 14,5 godziny próbowała uratować Tomka, ciągnąc człowieka ważącego 80 kilogramów, czyli dwa razy więcej od niej (Revol waży 42 kg – red.) przez tysiąc metrów. Tomek miał skrajny niedobór tlenu i odmrożenia. Biorąc kogoś tak dużego w środku nocy w temperaturze -40 stopni to akt niezwykłej odwagi z jej strony. Wykazała się też dużą przytomnością umysłu, szybko znajdując szczelinę chronioną przed wiatrem. Próbowała wstrzyknąć mu deksametazon (związek chemiczny o działaniu przeciwobrzękowym - red.), ale igła złamała się, kiedy próbowała przebić się przez materiał jego spodni. Przy takiej temperaturze nie można się przecież rozebrać. Dała mu tabletkę i próbowała dodać otuchy. Na końcu wezwała pomoc. Więc wbrew wszystkim tym kontrowersjom, nie można powiedzieć, że go opuściła - zapewnia.