Problemów od metra
Zbliża się półmetek prezydentury Hanny Gronkiewicz-Waltz w stolicy. To miała być rewolucyjna kadencja. Rewolucja jest, ale – jak wiele pomysłów pani prezydent – na razie na papierze.
Coraz częściej słychać, że Donald Tusk jest mocno poirytowany sposobem sprawowania władzy w Warszawie przez Hannę Gronkiewicz-Waltz. Gdy pani prezydent przedstawiła premierowi plany miejskich inwestycji na najbliższe miesiące, ten miał ją poprosić na rozmowę w cztery oczy, z której jakoby wyszedł wściekły. Informacje te zdementowała jedynie Gronkiewicz-Waltz, Tusk zaś zachował dyplomatyczne milczenie. Zresztą pytanie pani prezydent o Warszawę przypomina sytuację z tej anegdoty, w której naiwny mąż pyta niewierną żonę, czy jest zdradzany. – Oczywiście, kochanie, że cię nie zdradzam – odpowiada żona. Bo i co ma odpowiedzieć?
Czy niełaska premiera to tylko kaczka dziennikarska, czy faktycznie coś iskrzy? Do końca nie wiadomo. Pewne jest, że Warszawa to klucz, który Tuskowi może otworzyć (lub zamknąć) drogę do Pałacu Prezydenckiego – wielkomiejski elektorat stolicy to naturalne zaplecze lidera Platformy. Ale gdyby PO, która od blisko dwóch lat rządzi miastem, zawaliła sprawę, spadek poparcia miałby dramatyczne skutki. Tusk nie nadrobiłby ich żadną kampanią wyborczą. To dlatego Hanna Gronkiewicz-Waltz jest tak istotną postacią dla polityki w całej Polsce.
Zbiór pobożnych życzeń
Hanna Gronkiewicz-Waltz rozbudziła wielkie nadzieje na wielkie zmiany. Po latach rządów Lecha Kaczyńskiego, którego jedyne realne dokonanie to budowa Muzeum Powstania Warszawskiego, stolica wreszcie miała przeżyć boom-inwestycyjny.
Mieszkańcy Warszawy na co dzień doświadczają, jak bardzo jakość ich życia zależy od woli polityków i podległych im urzędników. To właśnie przez nich budowa pierwszej linii metra trwa od 25 lat. To przez nich ponaddwumilionowa metropolia nie ma obwodnicy. To przez nich każdego dnia mieszkańcy tkwią na zapchanych mostach, których jest po prostu za mało.
Zmiany na lepsze umożliwić mieli menedżerowie zatrudniani przez ratusz nie według klucza partyjnego, lecz jedynie umiejętności i doświadczeń. Program wyborczy Hanny Gronkiewicz-Waltz z wyborów samorządowych 2006 roku aż kipiał od obietnic. Od rzeczy zupełnie drobnych, jak rezygnacja z odśnieżania ulic za pomocą soli (przez co usychają drzewa), po wielkie projekty komunikacyjne. Wizja była wspaniała – druga i trzecia linia metra budowana w błyskawicznym tempie, miasto oplecione siecią szybkich tramwajów, trzy nowe mosty, wymiana taboru autobusów, dziesiątki kilometrów ścieżek rowerowych, gruntowna modernizacja sieci kolejowej, tak by mogła służyć mieszkańcom do codziennego poruszania się po mieście, nowa hala widowiskowa (budowana z udziałem kapitału prywatnego), która zastąpi rozpadającą się Salę Kongresową. Do tego remonty dróg, zabytków, parków i skwerów. W sumie 76 stron maszynopisu większych i mniejszych zapowiedzi. Ekipa pani prezydent nie spełniła żadnej z obietnic.
Maciej Białecki, prezes stowarzyszenia Obywatele dla Warszawy, które monitoruje działalność stołecznego samorządu, twierdzi, że od początku program wyborczy Hanny Gronkiewicz-Waltz był jedynie zbiorem pobożnych życzeń. – W znacznej części, zwłaszcza tej poświęconej poszczególnym dzielnicom, jest to zbiór nierealnych postulatów zgłaszanych przez szeregowych działaczy PO – mówi Białecki. – Oceniać należy to, co Hanna Gronkiewicz-Waltz zrobiła po wyborach. A trudno nazwać to rewelacją – dodaje. Trzeba jednak przyznać, że statystyki przemawiają na korzyść pani prezydent. W pierwszym półroczu tego roku ratusz wydał na ogólnomiejskie i dzielnicowe inwestycje 552 miliony złotych. To 19,3 procent całorocznego planu. Żaden z poprzedników Gronkiewicz-Waltz nie może się pochwalić tak efektywną realizacją planu wydatków. Dla porównania w tym samym okresie roku 2004, gdy Warszawą rządził Lech Kaczyński, miasto wydało 164 miliony, co stanowiło 11,7 procent rocznego planu. Ratusz chwali się przede wszystkim Krakowskim
Przedmieściem, którego remont zakończył się kilka tygodni temu, ale też nowym wiaduktem w Alejach Jerozolimskich, kończącym się remontem estakad na Wisłostradzie oraz idącą pełną parą renowacją zjazdów z Trasy Łazienkowskiej. To dzięki tym wydatkom statystyki nie kuleją, ale i tak te największe i najbardziej potrzebne inwestycje pozostają papierowymi planami.
Analizy bez końca
Jedną z pierwszych decyzji Gronkiewicz-Waltz po zwycięskich wyborach samorządowych było unieważnienie przetargu na budowę tak zwanego mostu Północnego, który ma połączyć prawobrzeżną dzielnicę Białołękę z lewobrzeżnymi Bielanami. Przetarg został rozpisany przez Kazimierza Marcinkiewicza, gdy przed ostatnimi wyborami samorządowymi był „pełniącym obowiązki prezydenta Warszawy”. Po otwarciu ofert (rządziła już Gronkiewicz-Waltz) okazało się, że najtańsza opiewała na 1,6 miliarda złotych. A miasto przewidywało, że na nowy most wyda 600 milionów.
Gronkiewicz-Waltz stwierdziła, że trzeba ogłosić dwa nowe przetargi (oddzielnie na projekt, oddzielnie na budowę), bo tak będzie taniej. Zapewniała jednocześnie, że za trzy lata most będzie gotowy. Był styczeń 2007, od tamtej chwili minęło więc ponad półtora roku. W tym czasie udało się zakończyć przetarg na projekt. Przetarg na budowę jest nadal w toku. Kiedy dokładnie się zakończy, nie wiadomo (dopiero wtedy okaże się, czy i ile ratusz faktycznie zaoszczędził). Za to pewne jest, że most nie będzie gotowy przed końcem 2011. To dwa lata poślizgu w stosunku do wcześniejszych zapowiedzi.
Podobna historia miała miejsce z drugą linią metra (ma połączyć Pragę z Wolą). Ratusz koszt budowy kolejki szacował na 2,9 miliarda złotych. Gdy rozpisano przetarg, okazało się, że najtańsza oferta opiewa na pięć miliardów. Powołaliśmy specjalną komisję składającą się między innymi z zagranicznych ekspertów, którzy badają, czy ta cena nie jest zawyżona- mówi Jacek Wojciechowicz, wiceprezydent Warszawy odpowiedzialny za inwestycje i najbliższy współpracownik Hanny Gronkiewicz-Waltz w ratuszu. Składając oferty, firmy budowlane wiedziały, że w Warszawie będą rozgrywane mistrzostwa Euro 2012 i że metro jest nam bardzo potrzebne. Być może próbowały to wykorzystać, windując cenę? - dodaje Wojciechowicz. Nie ukrywa, że jeśli koszt metra szacowany przez oferentów okaże się znacznie większy od faktycznych kosztów określonych przez komisję, przetarg zostanie odwołany, a budowę trzeba będzie odłożyć na czas po Euro 2012. Przez całe zawodowe życie decyzje inwestycyjne podejmowałam na podstawie analizy ekonomicznej.
Tak będzie i w tym przypadku - twierdzi Hanna Gronkiewicz-Waltz. Poza tym pamiętajmy, że w części metro ma być dotowane przez Unię Europejską. A Bruksela nie wejdzie w coś, co nie ma ekonomicznych podstaw - dodaje. Zapewnia, że przygotowywana właśnie analiza będzie brała pod uwagę straty mieszkańców (na przykład czasu i benzyny zmarnowanej w korkach) spowodowane tym, że druga linia metra powstanie później, niż planowano. Oczywiście, że metro powinno powstać jak najszybciej. Ale pieniądz publiczny trzeba oglądać, nieprzesadnie, ale trzeba. Zwłaszcza, że potencjalne oszczędności idą w setki milionów złotych - argumentuje Hanna Gronkiewicz-Waltz.
Historyjki szufladkowe
O pieniądze rozbija się też pogmatwana historia przebudowy stadionu Legii. Decyzję, że to miasto będzie finansować przedsięwzięcie, podjął Kazimierz Marcinkiewicz. Sprawa od początku budziła kontrowersje, bo klub piłkarski Legia jest prywatny i należy do koncernu ITI (właściciela między innymi TVN). Firma dzierżawi też tereny pod stadionem i wokół niego.
Początkowo koszt remontu obiektu szacowany był na 180 milionów złotych. Gdy powstał projekt budowlany, okazało się, że będzie to jednak 365 milionów. Miejska opozycja (stanowi ją głównie PiS) grzmiała, że nie warto wydawać takich pieniędzy, bo w Warszawie i tak powstaje Stadion Narodowy, na którym będzie można organizować imprezy masowe. Mimo to prezydent Warszawy zdecydowała o zwiększeniu dotacji (poparła ją rada miasta). Rozpisano więc przetarg na wykonawcę. A gdy na początku lipca otwarto koperty z ofertami, okazało się, że najtańsza opiewa na... 450 milionów złotych, czyli blisko o 100 więcej, niż zarezerwowano na ten cel w budżecie miasta. Tak jak w przypadku metra i mostu Północnego decyzja, czy nie odłożyć inwestycji ad acta, ma zapaść w najbliższych tygodniach.
Sprawa jest ściśle związana z metrem. Bo jeśli budowa kolejki będzie odsunięta w czasie, to w budżecie pojawią się pieniądze, które będzie można spożytkować na inne cele, na przykład na stadion - mówi Gronkiewicz-Waltz. Argumentuje, że europejskie aglomeracje wielkości Warszawy mają przynajmniej dwa duże stadiony. Nie wspominając o takich miastach jak Glasgow, w którym takich stadionów jest sześć. Zresztą trudno, bym zerwała umowę zawartą przez poprzednika. W końcu obowiązuje jakaś ciągłość władzy. Choć niewykluczone, że umowę z firmą ITI będziemy renegocjować - wyjaśnia.
Prezydent Warszawy nie zraża się opóźnieniami i planuje kolejne wielkie inwestycje. Z opublikowanych właśnie założeń budżetu Warszawy na przyszły rok można się dowiedzieć, że ratusz zabierze się do budowy bezkolizyjnego skrzyżowania ulicy Łopuszańskiej z Alejami Jerozolimskimi, że będzie kontynuował budowę Trasy Siekierkowskiej, zacznie też roboty przy obwodnicy Śródmieścia. To wszystko jest jednak na etapie planów. Warszawiacy mogą sobie nimi tapetować mieszkania- ironizują członkowie klubu radnych PiS w Radzie Warszawy.
Hanna Gronkiewicz-Waltz ganiona jest nie tylko za ślimaczące się inwestycje. Wielkie kontrowersje budzi też polityka kadrowa, a dokładnie konkursy na stanowiska kierownicze w ratuszu. Zarzut: były tak ustawione (chodzi o wymagania stawiane kandydatom), by wygrać mogli wyłącznie kandydaci popierani przez panią prezydent. Na przykład konkurs na kierownicze stanowisko w biurze promocji (startowało w nim 18 osób) wygrała Katarzyna Ratajczyk, zaufana Hanny Gronkiewicz-Waltz, jej współpracownica z czasu kampanii wyborczej. Stanowisko koordynatora do spraw kontaktów z kombatantami dostała Renata Wiśniewska, która współpracowała z Gronkiewicz-Waltz, gdy ta szefowała NBP. Takich przypadków – nagłaśnianych przez lokalną prasę – było jeszcze kilkanaście.
Gronkiewicz-Waltz zawsze odpowiadała, że wszystko dzieje się zgodnie z prawem. Poza tym to przecież nie ona zajmowała się organizowaniem tych konkursów. Sprawę bada w tej chwili Najwyższa Izba Kontroli. Kontrola NIK jeszcze się nie zakończyła, ale znam już jej wstępne wyniki. Teza, że konkursy wygrywały osoby z klucza partyjnego, nie została potwierdzona. Nie mam sobie nic do zarzucenia - twierdzi dziś Gronkiewicz-Waltz.
Stopniowo coraz łatwiej
Ogólnie zresztą prezydent Warszawy jest z siebie zadowolona. Moim celem nie jest to, by zostawić po sobie jakieś budowle pomniki, tak jak Gierek zbudował gierkówkę. Ja chcę, żeby mieszkańcom stolicy stopniowo żyło się coraz łatwiej - przekonuje. Do swoich sukcesów już zalicza inwestycje, które jeszcze nie są zrealizowane, jak zakup nowych autobusów i tramwajów czy budowa sieci darmowego internetu. Tylko że wyborcy rozliczają polityków nie z projektów, ale z konkretnych dokonań. Gierkówka, cokolwiek by o niej mówić, to jednak konkret.
Igor Ryciak