Problem z pochówkiem. Niekończąca się pandemia koronawirua sparaliżowała branżę pogrzebową
Nadmiarowych zgonów jest tak dużo, że terminy oczekiwania na pogrzeb są absurdalnie długie. Dochodzi także do absurdalnych sytuacji. - Uczestniczę w pogrzebie ojca moich przyjaciół, a jednocześnie odbywa się także sześć innych pogrzebów – napisał ks. Mieczysław Puzewicz o lubelskim cmentarzu komunalnym Majdanek.
O tym, że pandemia koronawirusa zbiera śmiertelne żniwo nie trzeba nikogo przekonywać. Tylko w środę 1 grudnia, w ciągu jednej doby rząd poinformował o śmierci aż 570 osób chorych na COVID-19. Jakie ma to odzwierciedlenie na pogrzeby? W niektórych miejscach Polski sytuacja jest dramatyczna, a branża funeralna zwyczajnie nie jest w stanie nadążyć z pochówkami?
- Gdyby wszystkie nabożeństwa odprawiane były w tamtejszej kaplicy, musiałaby działać 24 godziny na dobę. Pan Marek, od początku pracujący na wspomnianej nekropolii, mówi, że takiej sytuacji nie było od 45 lat, czyli od czasu kiedy założono cmentarz" – napisał ks. ks. Mieczysław Puzewicz na swoim blogu itinerarium.pl.
Pogrzeby w dobie pandemii. "Administracja ogranicza ich liczbę do 20 dziennie"
Jak podaje "Fakt.pl", w niektórych regionach trzeba poczekać nawet dwa i pół tygodnia na pochówek. Najbardziej jest to widoczne w dużych miastach na południowym wschodzie kraju. W Warszawie z kolei nie jest lepiej, a pogrzeb w dużych nekropoliach wiąże się z koniecznością oczekiwania. Na mniejszych cmentarzach to kwestia 3-4 dni. Uśredniając, aby doczekać się pochówku w stolicy trzeba czekać około tygodnia.
– Nadmiarowych zgonów jest sporo, nie tylko tych covidowych. A to sprawia, że kolejki do pochówku zaczynają się wydłużać i tak np. na pogrzeb na warszawskim Bródnie trzeba czekać 8-10 dni. Najgorsza sytuacja jest w województwie lubelskim i podkarpackim – powiedział Robert Czyżak, prezes Polskiej Izby Branży Pogrzebowej w rozmowie z "Fakt.pl".
Według ustaleń gazety w innych regionach kraju sytuacja nie jest o wiele lepsza. Na pogrzeb na lubelskim cmentarzu komunalnym należy czekać dwa tygodnie. Zarządcy nekropolii i zakładu pogrzebowego odczuli wysoką liczbę zgonów z powodu COVID-19. Dziennie jest około 7 pogrzebów z wystawieniem ciała w kaplicy i po kilka pochówków bez niej. Z kolei na dużych nekropoliach na Podkarpaciu na pochówek czeka się około tygodnia.
Czyżak podkreślił jednak, że branża jest lepiej zabezpieczona i przygotowani niż chociażby w zeszłym tomu. Porównując dzisiejszą sytuację ze szczytem z grudnia 2020, zgonów jest mniej. Wówczas był ogromny problem z pochówkiem, bo brakowało nawet trumien.
Problemy branży funeralnej. Więcej pracy za takie same pieniądze
W trakcie rozmowy z "Fakt.pl", Prezes Polskiej Izby Branży Pogrzebowej przedstawił inne problemy, z jakimi boryka się jego branża. Czyżak wskazał, że nadal problematyczne jest uzyskanie informacji, czy zmarła osoba odeszła z powodu COVID-19, czy też była objęta kwarantanną.
– Gdy przyjeżdżamy po ciało do domu, mieszkania, nie zawsze wiemy, czy jedziemy do zmarłego bez COVID-19, rodziny nieobjętej kwarantanną. Pracownicy na wszelki wypadek ubierają się w kombinezony ochronne, bo ludzie ze strachu, obawy przed niezabraniem ciała nie zawsze chcą mówić prawdę. Rozwiązaniem w takiej sytuacji byłby dostęp do rejestru policji, która ma informację o miejscu zamieszkania osób objętych kwarantanną – wskazał.
Większa liczba zgonów nie sprawiła jednakże, że branża pogrzebowa odnotowała większych zarobków. Oprócz środków ochronnych, które przedsiębiorcy muszą zapewnić swoim pracownikom, ludzie zaczęli rezygnować z bogatej oprawy pogrzebów. Innymi słowy: pracy jest więcej, a zarobki takie same. Zdaniem Czyżaka, będzie jeszcze gorzej.
- Oprawa i ceremonia pogrzebowa zostały ograniczone do minimum. Społeczeństwo ma coraz mniej pieniędzy i np. wybiera tańsze trumny. Wszyscy uczymy się żyć z COVID-19 – wskazał Czyżak.
Źródło: Fakt.pl