Polska"Prezydentura? Kto by się przejmował drobiazgami" (OPINIA)

"Prezydentura? Kto by się przejmował drobiazgami" (OPINIA)

- Czym właściwie zajmuje się prezydent w tej kadencji? – pytanie do osoby ze środka Zjednoczonej Prawicy. Milczenie - Da się powiedzieć coś pozytywnego o nim? – kolejne pytanie. - Jest szczerym patriotą – po chwili przerwy pada odpowiedź. To jedyne ciepłe słowa, jakie można dziś usłyszeć na prawicy o Andrzeju Dudzie

"Prezydentura? Kto by się przejmował drobiazgami" (OPINIA)
Źródło zdjęć: © Getty Images | Artur Widak
Agaton Koziński

06.03.2021 07:04

"Obłęd: powtarzać w kółko tę samą czynność oczekując innych rezultatów" – mawiał Albert Einstein. Nie wiadomo, jaką motywację ma Andrzej Duda, ale faktem jest, że jedną czynność powtarza nieustannie. Chodzi o narty. W grudniu Jarosław Gowin powiedział, że po telefonie prezydenta zdecydował się nie zakazywać wstępu na stoki narciarskie. Już wtedy Duda spotkał się z serią drwin i żartów na swój temat.

Mimo to okazał się niezłomny. Gdy tylko obostrzenia w wyjazdach zostały zdjęte, natychmiast pojechał w góry pojeździć na stoku. Wracając, wykorzystał do tego tzw. korytarz życia – czym natychmiast ściągnął na siebie serię zarzutów dotyczących kwestii nadużywania przez niego uprawnień. Zarzutów jak najbardziej uprawnionych, dodajmy.

Ale to dla prezydenta mało. Wyraźnie spodobało mu się, że znalazł się w centrum uwagi po poprzedniej jeździe na "bombach" korytarzem życia, więc postanowił to powtórzyć. Z tego powodu jedzie w niedzielę do Zakopanego, by osobiście otworzyć dwunastogodzinny maraton po śniegu. Nie dość, że zgodził się objąć patronatem tę imprezę, uznał, że musi też ją osobiście rozpocząć.

Bez pomysłu, bez inwencji

W szeroko rozumianym obozie władzy nie ma dziś chyba nikogo, kto by podjął się trudu obrony Andrzeja Dudy. Z dwóch powodów. Po pierwsze – bo prezydent politycznie właściwie nie istnieje. Po drugie – bo słynie z kolejnych wyjazdów na narty.

Ale nawet nie chodzi tylko o to, że na te narty jedzie. Chodzi o to, że te narty to właściwie jedyna jego aktywność, która go wyróżnia. Poza tym Dudy nie widać.

Zwrócił na siebie uwagę tylko w dwóch momentach. Po raz pierwszy, gdy zawetował ustawę o działach. Kwestia z perspektywy interesu państwa drugorzędna, natomiast komplikująca prace rządu. Gdy więc to weto zostało zgłoszone, natychmiast pojawiły się spekulacje o tym, że Duda rozpoczął własną grę w ramach władzy wykonawczej, że tym wetem próbuje wymusić jakieś koncesję dla siebie ze strony rządu. Że w ten sposób chce odcisnąć mocniejsze piętno na polskiej rzeczywistości.

Drugi raz o Dudzie zrobiło się głośniej, gdy złożył projekt ustawy dotyczącej kompromisu aborcyjnego po wyroku Trybunału Konstytucyjnego w tej sprawie. Wtedy też się wydawało, że prezydent stanie się aktywnym graczem, że zacznie korzystać z narzędzi znajdujących się w jego kompetencjach do realizacji własnych pomysłów.

W obu przypadkach nic się nie zdarzyło. Choć dwa razy Duda zaczął z wysokiego C, to za każdym razem kończyło się załamaniem głosu i wycofaniem się za kulisy. Pod względem braku umiejętności w realizacji własnych zamiarów politycznych prezydent jest równie konsekwentny, jak w determinacji do tego, by w sezonie pojeździć na nartach – także w sezonie, który jest zdominowany przez pandemię koronawirusa.

Narty i rower

Jeszcze w kampanii wyborczej wyglądało to inaczej. Wtedy Duda mówił jasno, że w drugiej kadencji będzie odpowiadał tylko przed historią, więc można mu zaufać – bo okaże się ważnym, samodzielnym, podmiotowym graczem. Zwłaszcza w końcówce kampanii zachowywał się jak polityk, który naprawdę chce, by mu powierzyć ten rower – bo on będzie wiedział, jak pedałować, jak nim kierować.

Rower dostał – przekazało mu go 10,5 mln wyborców, którzy na niego zagłosowali. Ale Duda ten rower natychmiast schował do piwnicy. I od lipca nawet do tej piwnicy się nie zbliżył, by sprawdzić, czy jest powietrze w oponach.

Im mniej prezydent robi, tym staje się większym obciążeniem dla obozu władzy. PiS nie ma wyboru. Poparło Dudę w kampanii, teraz więc musi go żyrować – bez względu na to, jak często będzie on jeździł na narty. Nie ma wyboru, bo nie ma większości w Sejmie pozwalającej odwrócić jego weto. To sprawia, że z Dudą musi się układać – i robić dobrą minę do złej gry, czyli jego wyjazdów na narty.

Tym bardziej że Duda ma cały czas jeden potężny atut: ludzie go lubią. Drugą kadencję on wygrał ciągłym objazdem po kraju, serią spotkań w kolejnych miasteczkach. Za każdym razem widać było, że Polacy go autentycznie szanują i podziwiają. Dla Polski spoza metropolii i wielkich miast prezydent jest bardzo ważną osobą, autorytetem. I tego nie straci, bez względu na to, ile razy na narty pojedzie.

I nie jest to tylko kurtuazja, ale też siła polityczna. W 2023 r. może się okazał kapitałem wręcz bezcennym. Możliwość zrobienia sobie zdjęcia przed wyborami parlamentarnymi z Dudą może być na wagę wejścia do Sejmu. Ten, kto zyska możliwość zaproszenia go na swój wiec wyborczy, będzie miał w ręku kapitał polityczny o ogromnym znaczeniu. Wie to PiS – wie to też Solidarna Polska, która być może w 2023 r. będzie startować z własnych list. Dlatego prezydenta nikt nie krytykuje – bo po stronie Zjednoczonej Prawicy każdy wie, że w kontekście najbliższych wyborów lepiej mieć w nim sojusznika niż wroga.

Andrzej Duda też ma tego świadomość. Wie, że może być osobą, która może przechylić szalę zwycięstwa w najbliższych wyborach na jedną ze stron. I dlatego sobie teraz jeździ na narty. Bo może. A prezydentura? Kto by się przejmował takimi drobiazgami.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (536)