Prezydent szykuje się na przegraną PiS? Projekt Dudy z orędzia zaskoczył nawet rząd
Zapowiedziany przez Andrzeja Dudę w orędziu prezydencki projekt ustawy o dobrej współpracy władz w sprawach polityki europejskiej, zaskoczył rząd. – Te rozwiązania nie były nam wcześniej przedstawiane – przyznaje minister ds. europejskich. Eksperci i opozycja zgodnie oceniają, że projekt to przygotowanie na ewentualną przegraną PiS w wyborach.
Prezydencki projekt ustawy miał rzekomo zagwarantować dobrą współpracę głowy państwa, rządu, Sejmu i Senatu w sprawach europejskich. Tłem jest zaplanowane na 2025 r. przewodnictwo Polski w pracach Rady Unii Europejskiej. Przypadnie ono na ostatni rok drugiej kadencji Andrzeja Dudy oraz nowy rząd i parlament, który Polacy wybiorą jesienią tego roku.
Prezydent chce, by ustawa została przyjęta jak najszybciej. - Tylko przez współdziałanie możemy dobrze wykorzystać wyjątkową szansę, jaką daje nam unijna prezydencja, a dzięki temu skutecznie zadbać o realizację interesu Polski na arenie międzynarodowej – przekonywał. Opublikowany na stronach Sejmu projekt rzuca nowe światło na zapowiedzi z orędzia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Według proponowanych przepisów prezydent chce większej władzy w wyłanianiu kandydatów na ważne stanowiska w Unii Europejskiej (członków Komisji Europejskiej, Trybunału Obrachunkowego, sędziego TSUE, rzecznika generalnego TSUE, członka Komitetu Ekonomiczno-Społecznego, członka Komitetu Regionów, dyrektora w Europejskim Banki Inwestycyjnym, komisarzy). W razie braku zgody prezydenta, kandydatury mogą być zablokowane.
Duda chce więcej władzy
Na tym nie koniec pomysłów Kancelarii Prezydenta. Andrzej Duda chce również, by rząd przekazywał mu niezwłocznie dokumenty unijne związane z posiedzeniami Rady Europejskiej. Domaga się uzgadniania spójnego stanowiska z rządem. W przypadku rozbieżności Polska musiałaby lecieć na szczyt bez uzgodnień. Głowa państwa chce też – zamiast premiera – latać na unijne szczyty. Warunkiem miałoby być poinformowanie szefa rządu.
Rząd nie znał szczegółowych propozycji głowy państwa i na razie zachowuje dystans. Wprost wynika to z wypowiedzi ministra ds. europejskich Szymona Szynkowskiego vel Sęka. To członek rządu, który powinien być najlepiej poinformowany o kwestiach związanych z unijną polityką. – Pan prezydent uważa, że taka ustawa jest potrzebna, więc taki projekt złożył. Będziemy się zapoznawać z tym projektem. Te rozwiązania nie były nam wcześniej przedstawiane – przyznał.
- Czy to oznacza, że prezydent przygotowuje się na ewentualną przegraną PiS w wyborach? To rozwiązania idealne na czas, kiedy prezydent i rząd wywodzą się z różnych obozów politycznych? – dopytujemy ministra. – Proszę pytać pana prezydenta o intencje, ale rozbawił mnie pan, że prezydent składa projekt ze względu na prognozowany wynik wyborów. Patrzę na to przez pryzmat prezydencji – dodał Szymon Szynkowski vel Sęk.
Minister mówi o porządkowaniu relacji. Opozycja nie wierzy
Jak zauważamy, w ustawie jest niewiele o samej prezydencji, mowa za to o wpływie na obsadę ważnych stanowisk unijnych. – Moja interpretacja jest taka, że projekt ma uporządkować współpracę między rządem a prezydentem w kontekście spodziewanej prezydencji.
- Ta współpraca jest teraz zła? Co trzeba uporządkować? – pytamy. – Przygotowania do prezydencji dopiero się rozpoczynają (…) nie sytuuję tego w kontekście wyborczym – odpowiada minister.
Opozycja takich wyjaśnień nie przyjmuje. Przedstawiciele partii zapoznają się ze szczegółami ustawy, ale już po pierwszej lekturze nie mają wątpliwości, że zapowiedzi z orędzia były tylko zasłoną dymną. Twierdzą, że prezydent się rozpycha w sprawach europejskich, bo nie jest pewny wyniku wyborów. "Andrzej Duda tym projektem ogłasza wszystkim, że PiS tonie i straci władzę. Nerwowy ruch podobny do upadłej rady spółek, która miała ratować synekury PiS-owców w Orlenie" – skomentował senator PO Krzysztof Brejza na Twitterze.
- Andrzej Duda liczy się z tym, że PiS może przegrać wybory. Będzie próbował mieć wpływ na politykę zagraniczną i szuka sposobów na zwiększenie swoich kompetencji. Chce pokazać, że interesuje się polityką zagraniczną, a to mogłoby mu pomóc w uzyskaniu jakiegoś stanowiska gdzieś w organizacji międzynarodowej po upływie kadencji – mówi WP Miłosz Motyka, rzecznik PSL.
- To nie jest projekt w interesie obywateli, bo Andrzej Duda kieruje się tu interesem własnym i PiS. Prezydent po prostu przygotowuje się na okoliczność wyborów i nowego rządu oraz parlamentu. Udowadnia, że chce być ostatnią PiS-owską instancją na czas, kiedy partia Jarosława Kaczyńskiego może wylądować w opozycji – dodaje polityk ludowców.
Eksperci: "Polityka zagraniczna jest w gestii rządu"
"Mam wrażenie, że teza o zmianie ustroju zwyciężyła nie tylko na Nowogrodzkiej, lecz sięgnęła także Krakowskiego Przedmieścia... Ale to nieprawda, Konstytucja RP jest nadal ta sama i ustrój pozostał ten sam. 1) Polityka zagraniczna (i europejska) jest w gestii rządu. 2) Prezydent może reprezentować RP za granicą, ale realizuje wówczas politykę określoną przez Radę Ministrów. 3) Rząd jest kontrolowany przez Sejm" – napisał na Twitterze konstytucjonalista Ryszard Balicki.
- Z projektu ustawy wynika, że prezydent chciałby mieć aktywny wpływ na politykę zagraniczną rządu. Przypomina mi się spór między prezydentem Lechem Kaczyńskim a premierem Donaldem Tuskiem z 2008 r., dotyczący tego, kto ma polecieć na unijny szczyt. Uważam, że projektu nie można odrywać od kontekstu wyborczego i przygotowań do ewentualnego scenariusza zmiany władzy – mówi WP Krzysztof Izdebski związany z Fundacją Batorego.
Prawnik zwraca uwagę, że to niejedyny pomysł, który można interpretować, jako próbę zabetonowania władzy. Przypomina o projekcie Ministerstwa Sprawiedliwości, według którego istotne funkcje Prokuratora Generalnego miałyby trafić do Prokuratora Krajowego. "Dziennik Gazeta Prawna" twierdził, że to zmiany na wypadek utraty władzy.
Gazeta zwracała uwagę, że wówczas to prokurator krajowy miałby być po zmianach dysponentem budżetu. To on podejmowałby decyzje osobowe i sprawował nadzór nad sprawami prowadzonymi w Prokuraturze Krajowej, a nie można byłoby go odwołać bez zgody prezydenta. Resort sprawiedliwości utrzymywał, że chodzi o "doprecyzowanie przepisów".
Patryk Michalski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Przeczytaj też: