Prezydent Donald Trump już pobił rekord. Ma na starcie najniższe poparcie w historii pomiarów
Donald Trump ma na starcie najgorsze notowania ze wszystkich przywódców USA z ostatnich 25 lat. Czyli odkąd zaczęto mierzyć poparcie dla amerykańskich prezydentów elektów.
19.01.2017 20:07
Zwyczajowo nowo wybrani rządzący mogą liczyć na powyborczy miesiąc miodowy, gdy na fali wywołanego zwycięstwem społecznego entuzjazmu i rozbudzonych nadziei słupki ich popularności szybują w górę. Wygląda jednak na to, że Donald Trump nie będzie miał taryfy ulgowej, bowiem tak niskiego poparcia na starcie nie miał żaden prezydent elekt od co najmniej ćwierćwiecza. A może i dłużej, choć pewności mieć nie możemy, ponieważ nikt wcześniej tego nie mierzył.
Tak wynika z sondaży przeprowadzonych przez najstarszą i najbardziej prestiżową instytucję zajmującą się badaniem nastrojów społecznych - Instytut Gallupa. Według ostatniego, przeprowadzonego w dniach 4-8 stycznia, poparcie dla ekscentrycznego miliardera wynosi ledwie 44 proc., co jest najgorszym wynikiem w historii pomiarów, zapoczątkowanych w czasach, gdy prezydentem elektem był Bill Clinton.
Clinton na krótko przed swoim zaprzysiężeniem w 1993 roku mógł liczyć na 68-procentowe poparcie. Z kolei Barack Obama, obejmujący władzę w kryzysowym 2009 roku w atmosferze gigantycznej euforii, miał aż 83 proc. Nawet George W. Bush, który podobnie jak Trump przegrał głosowanie powszechne, w 2001 roku popierany był przez 61 proc. obywateli.
Miliarder bije poprzednich przywódców na głowę również pod względem elektoratu negatywnego. Przeciwko niemu opowiada się ponad połowa respondentów (51 proc.), tylko 4 proc. nie ma zdania. W przypadku Clintona było to odpowiednio 18 proc. i 15 proc., Busha - 25 proc. i 14 proc., Obamy - 12 proc. i 5 proc.
Kontrowersyjne nominacje
Trzeba jednak oddać prawdzie, że od dnia wyborów liczba osób negatywnie oceniających prezydenta elekta jednak zmalała - według uśrednionych sondaży zliczanych przez portal Real Clear Politics - o prawie 10 punktów procentowych (z 58,5 proc. do 49,5 proc.). Boleć Trumpa może jedynie to, że nawet odchodzący z urzędu Obama, którego określał mianem "katastrofy i "najgorszego w historii", cieszy się sporo większym poparciem (57 proc. według Gallupa), mimo całego bagażu ośmiu lat rządów.
Według Gallupa Trump ma wyjątkowo niskie poparcie na starcie, bo w porównaniu do poprzednich amerykańskich przywódców o wiele bardziej krytyczni są wobec niego zwolennicy przeciwnej partii oraz wyborcy niezależni. Mimo wszystko Bush cieszył się większą estymą w oczach elektoratu Partii Demokratycznej, podobnie jak Clinton i Obama wśród republikanów, przynajmniej na początku.
To po części efekt kontrowersji związanych z ekscentryczną osobowością Trumpa i używaną przez niego ostrą retoryką, jak również niektórych jego nominacji. Prezydent elekt do swojego gabinetu powołał - jak zauważa portal Bussines Insider - lobbystów, bankierów, osoby powiązane z Rosją czy negujące ocieplenie klimatu, co nie zaskarbiło mu sympatii. Zresztą według badania cytowanego przez stację CNN odsetek osób oceniających, że przygotowania Trumpa do objęcia urzędu idą źle wzrósł od listopada o siedem punktów procentowych - do 52 proc.
Z drugiej strony według tego samego badania wielu Amerykanów wierzy, że miliarder naprawdę zrealizuje część swoich sztandarowych obietnic, takich jak nałożenie taryf celnych na firmy, które przeniosły produkcję do Meksyku (71 proc.), renegocjacja układu handlowego NAFTA (61 proc.) czy stworzenie dobrze płatnych miejsc pracy w dotkniętych gospodarczo obszarach (61 proc.). Natomiast mniej niż połowa wierzy (44 proc.), że nowy prezydent wybuduje mur wzdłuż granicy z Meksykiem, co w kampanii wyborczej powtarzał jak mantrę.
Najbogatszy i "zmilitaryzowany"
Trump jest rekordowy nie tylko pod względem marnych notowań. Amerykańskie media przez długie tygodnie rozpisywały się, że jego gabinet jest najprawdopodobniej najbogatszym rządem w całej historii USA. Suma majątków osób wchodzących w jego skład szacowana jest na kilkanaście miliardów dolarów. Więcej od PKB kilkudziesięciu państw - oczywiście tych mniejszych, ale jednak.
Ponadto administracja nowego prezydenta USA będzie najbardziej "zmilitaryzowaną" od 70 lat. Miliarder w swoich nominacjach postawił na aż trzech emerytowanych generałów - gen. Michael T. Flynn został doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego, gen. James Mattis - sekretarzem obrony, a gen. John F. Kelly - szefem Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego. Ostatnio tylu wojskowych w rządzie było za prezydenta Harry'ego Trumana, który urząd objął w końcówce II wojny światowej.
Czytaj więcej: Już trzech generałów w gabinecie Donalda Trumpa, a może być ich jeszcze więcej. Nie wszystkich w USA to cieszy
Media w USA zwracają też uwagę, że po raz pierwszy od czasów Ronalda Reagana w prezydenckim gabinecie będzie tak wielu białych mężczyzn i żadnego Latynosa .O tyle nie powinno to zaskakiwać, że Trumpa masowo poparli właśnie biali wyborcy, a on sam ostro atakował imigrantów z Ameryki Łacińskiej, ze szczególnym uwzględnieniem Meksykanów.
W tym samym duchu można interpretować fakt, że w rządzie będzie najmniej kobiet od czasów George'a Busha seniora. W sumie można się było tego spodziewać, biorąc pod uwagę nieskrywany mizoginizm nowego prezydenta USA.