"Prezydent czyta umowę stabilizacyjną - nie chce kryzysu"
Prezydent czyta umowę stabilizacyjną,
prezydent chce być mocno przekonany, że kryzys parlamentarny,
którego byliśmy świadkami od kilku tygodni, już się nie powtórzy -
w ten sposób szef Kancelarii Prezydenta Andrzej Urbański odniósł
się do pytania, czy po podpisaniu umowy stabilizacyjnej nie będzie
przedterminowych wyborów parlamentarnych.
Urbański, który był w czwartek gościem, w wieczornym programie telewizji Polsat "Co z tą Polską" powiedział też, że od wtorku - tj. 31 stycznia, biegnie 14-dniowy termin, w którym prezydent może podjąć decyzję o skróceniu kadencji parlamentu.
Problem z interpretacją konstytucyjnych terminów prac nad budżetem wziął się z tego, że ustawa budżetowa została złożona w Sejmie dwukrotnie: 30 września 2005 roku przez rząd Marka Belki do Sejmu poprzedniej kadencji i ponownie 19 października, już podczas obecnej kadencji. Opozycja uważa, że cztery miesiące prac w parlamencie nad budżetem upłyną dopiero 19 lutego.
Szefowie PiS, Samoobrony i LPR podpisali w czwartek w Sejmie umowę stabilizacyjną. Podstawowe cele umowy to "zapewnienie Polsce stabilizacji politycznej, w szczególności zaś umożliwienie działań zmierzających do naprawy państwa".
Liderzy trzech partii najpierw "parafowali" umowę stabilizacyjną w obecności jedynie dziennikarzy Telewizji "Trwam", Radia Maryja, "Naszego Dziennika". Następnie Jarosław Kaczyński, Andrzej Lepper i Roman Giertych podpisali umowę na konferencji prasowej, którą - w geście protestu - opuściła większość dziennikarzy.
Wiceszef PO Jan Rokita powiedział w Polsacie, że po raz pierwszy od 1989 roku zaistniała sytuacja, "w której ludzie rządzący stwierdzili, że są tacy Polacy, którzy mają pełne prawo do informacji - widzowie Telewizji Trwam i są tacy Polacy, którzy mają gorsze prawo do informacji".
Jak podkreślił, "próba stworzenia przez obóz rządowy ludzi mających prawo do informacji i ludzi nie mających prawa do informacji, nie jest konfliktem polityków z dziennikarzami, ale jest pogardą dla ludzi".
Zdaniem Rokity, w każdym "normalnym" kraju, taka sytuacja spowodowałaby "straszliwą zawieruchę". Zaznaczył, że przypomina mu to sytuację z czasów PZPR - kiedy były konferencje prasowe komitetu centralnego partii, oddzielnie dla "Trybuny Ludu" i oddzielnie dla innych gazet. To straszny obyczaj, nieznany cywilizowanemu światu - ocenił.
Rokita powiedział też, że umowa stabilizacyjna jest dowodem, że następuje jakiś przełom, ponieważ - jak zaznaczył - "chaos, który miał miejsce do tej pory był kompletnie nie do zniesienia dla normalnego obywatela".
Jeśli Kaczyński chce rządzić z Lepperem i Giertychem, to w końcu to publicznie powiedział, przestał dryblować. Jest jasność kto ma rządzić Polską i kto ma większość w parlamencie (..) jeśli to mam doprowadzić, do tego, że w Polsce się ustabilizuje sytuacja, przynajmniej na parę miesięcy, jeśli w końcu prezydent przestanie dryblować i powie, że w skutek tego paktu nie będzie wyborów i jakaś jasność i plan w polityce zapanuje, to ja powiem stało się dobrze - powiedział Rokita.
W ocenie Urbańskiego, trzech prezesów partii po prostu "parafowało" dokument, który dopiero na konferencji prasowej, w obecności wszystkich mediów miał stać się dokumentem oficjalnym. Jak dodał, ważniejszą sprawą jest fakt, że po podpisaniu umowy "być może nie będzie wyborów, a parlament będzie w stanie dalej pracować".