Prezydent czy poseł?
Część kandydatów na prezydenta zabezpiecza
sobie tyły na wypadek porażki. Ich nazwiska znajdziemy też na
listach wyborczych do Sejmu - pisze "Życie Warszawy".
Konstytucja zabrania jednoczesnego startu w wyborach do Sejmu i Senatu. Ale nie blokuje równoczesnych starań o mandat posła i o urząd Prezydenta RP. - Żaden przepis tego nie zakazuje. Gdyby ktoś wygrał najpierw miejsce w Sejmie a potem wybory prezydenckie musi się zrzec mandatu poselskiego - tłumaczy Kazimierz Czaplicki, sekretarz Państwowej Komisji Wyborczej.
Wielu kandydatów skwapliwie wykorzystuje ten stan rzeczy. Ich nazwiska znajdziemy w obydwu kampaniach.
- Oczywiście, że nie zabraknie mnie i w jednych i drugich wyborach. Przecież start na prezydenta to ryzyko, bo może wygrać tylko jeden- potwierdza Andrzej Lepper, lider Samoobrony.
Na listach wyborczych do parlamentu znajdzie się też Donald Tusk, kandydat na prezydenta Platformy Obywatelskiej. Podobnie postąpi jego kontrkandydat z SDPL Marek Borowski, którego nazwisko otworzy warszawską listę wyborczą tej partii. W razie czego ma więc murowane miejsce w sejmowych ławach.
- W takim rozwiązaniu nie ma nic zdrożnego. Myślę, że identycznie postąpi każdy z kandydatów - dodaje Lepper. Jednak jak się okazuje szef Samoobrony się myli. Wiadomo już, że z "sejmowego spadochronu" zrezygnuje kandydat PiS Lech Kaczyński, który w razie porażki o prezydenturę ma wycofać się z polityki. Podobnie twierdzi Włodzimierz Cimoszewicz, który mówi krótko "albo Belweder, albo Hajnówka" (czyli rodzinne strony marszałka Sejmu). (PAP)