Premier: jestem ofiarą pomówień
Nie chciałbym złagodzenia przepisów prawa prasowego, ale chciałbym obrony człowieka pomawianego, w szczególności pomawianego przez lata, bo jestem ofiarą tego rodzaju pomówień. Prawo musi być doprowadzone do poziomu krajów cywilizowanych - powiedział premier Jarosław Kaczyński w "Sygnałach dnia" Polskiego Radia.
12.12.2006 | aktual.: 12.12.2006 12:04
Sygnały dnia: Czy ostatnie wydarzenia w dalszym ciągu zagrażają trwałości koalicji? Czy jest jeszcze w tej chwili jakaś groźba, która wisi nad koalicją?
Jarosław Kaczyński:Jeśli chodzi o sprawę koalicji, to ona tutaj bezpośrednio nie staje. Jest kwestia odpowiedzialności pewnych osób za nadużycia w sferze obyczajowej. Przy czym w tej chwili wygląda to tak, że toczy się śledztwo i tutaj zdecydowanie trzeba się zdać na to śledztwo. O ile mi wiadomo, to sprawa odpowiedzialności pana Łyżwińskiego w dalszym ciągu nie jest wyjaśniona i to, że nie jest ojcem dziecka pani Krawczyk to o niczym jeszcze nie rozstrzyga.
Są inni świadkowie.
- No tak, o ile mi wiadomo, to są inni świadkowie, ale nie sądzę, żeby sprawa pana Łyżwińskiego i jego odpowiedzialności, którą poniesie, jeżeli jest czemuś winien, z całą pewnością to była sprawa przyszłości koalicji. Natomiast o ile mi wiadomo, też muszę się do tej formuły odwołać, to nie ma żadnych poważnych zarzutów wobec pana Leppera, a to mogłaby być kwestia poważniejsza.
Czy przez chwilę coś wisiało nad koalicją? Bo pan nagle odwołał swój wyjazd na Litwę, rozmowa z premierem Lepperem. Czy był taki moment, że rzeczywiście coś koalicji zagrażało?
- Rozmowa z premierem Lepperem była już przedtem zaplanowana, inna rozmowa była niezaplanowana. I przede wszystkim wobec propozycji Platformy Obywatelskiej, o której już wiedzieliśmy, trzeba było zająć jakieś stanowisko, a to wymagałoby od komitetu politycznego i stąd nie tyle odłożyłem, co przełożyłem o kilka godzin tę wizytę, to znaczy nie przyjechałem wieczorem, tylko z rana. I wszystko się mimo wszystko powiodło, bardzo dobra wizyta, bardzo dobre rozmowy. Ale, powtarzam, musieliśmy mieć jakieś stanowisko i nie chciałem, żeby moja nieobecność tutaj utrudniała sytuację. Stąd to przełożenie. Nic szczególnie dramatycznego się nie działo, a wiele opisów prasowych po prostu kompletnie nie ma nic wspólnego z faktami.
Panie premierze, czy zgadza się pan z tezą wicepremierów, że mieliśmy do czynienia z próbą zamachu stanu, próbą przewrotu ze strony sił politycznych czy mediów?
- Zamach stanu ma miejsce wtedy, kiedy jest użyta siła, więc ja żadnych wojsk na ulicach Warszawy ani innych oddziałów zbrojnych, które szturmowały Kancelarię Premiera nie widziałem. Jeśli szturmowały, to pod moją nieobecność i jakoś się to nie przebiło do opinii publicznej. Oczywiście, żartuję. Nie było zamachu stanu, natomiast to, że ci, którzy to publikowali mieli intencje rozbicia w ten sposób koalicji, to jest wiedza – o ile mi wiadomo – dość pewna, tyle tylko, że my nie możemy oceniać niczyich intencji. Wiadomo, że to są bardzo liczne siły sensu stricto polityczne, czyli partia, a także sensu largo polityczne, czyli na przykład media, które bardzo by chciały, żeby ta koalicja upadła i żeby władzę przejęła Platforma Obywatelska. Ale jeżeli mają jakieś materiały obciążające polityków, to, oczywiście, mają prawo do publikować.
Czy zgadza się pan z propozycją zmiany prawa prasowego? W tej chwili już mamy dosyć ostre prawo, które tak naprawdę nie szkodzi wielkim koncernom, ale uderza w tych mniejszych, w tych, którzy mają mniej pieniędzy, i tych, którzy nie mogą sobie tak dobrze poradzić, jak na przykład Gazeta Wyborcza czy TVN?
- My mamy prawo tutaj bardzo anachroniczne. Jeżeli Andrzej Lepper się odwołuje do ustawy z 1984 roku, to odwołuje się słusznie, tam rzeczywiście są takie przepisy. Ta ustawa bardzo dawno już nie powinna obowiązywać.
Czyli pan by chciał raczej złagodzenia tego prawa?
- Nie, nie, ja chciałbym dużo mocniejszej obrony człowieka pomawianego, w szczególności pomawianego w sposób trwający przez lata. Ja sam byłem ofiarą tego rodzaju pomówień i zresztą zdaje się, że w dalszym ciągu jestem, na przykład „Nie” prowadziło przeciwko mnie przez lata kampanię, z której wynika, że byłem złodziejem, człowiekiem skorumpowanym, ale także zboczeńcem et cetera, et cetera i ja byłem wobec tego kompletnie bezradny, bo po to, żeby wytaczać proces po każdym takim artykule i go prowadzić, to już pomijając czas, to musiałbym być milionerem, bo nawet dobrze zarabiając, nie miałem w ogóle cienia szansy, żeby opłacić adwokatów w tego rodzaju sprawach i to się musi zmienić. Przede wszystkim ludzie, którzy prowadzą coś takiego, muszą płacić bardzo wysokie kary, ale takie naprawdę bardzo wysokie. Bo to nie może być tak, żeby z kogoś można było zrobić kogoś zupełnie innego niż jest, człowiek ten ponosi tego bardzo ciężkie konsekwencje i to nie tylko w życiu publicznym, ale także prywatnym, ja to sam
doskonale znam, bo wypróbowałem to na własnej skórze, i nic. Tak być nie może i ja jestem głęboko przekonany, że tutaj prawo musi być doprowadzone, że tak powiem, do poziomu krajów cywilizowanych. Tam można za takie rzeczy zapłacić wielomilionowe sumy i to liczone w mocniejszych niż złotówka walutach i podobnie powinno być w Polsce. Ktoś, kto chce takie rzecz pisać, chce prowadzić przeciwko komuś kampanię tego typu, to musi się liczyć z tym, że to będzie bardzo, ale to bardzo go drogo kosztowało, albo musi udowodnić, że pisze prawdę.Natomiast u nas jest tak, że nie trzeba w istocie tego udowadniać.
Jest też kwestia sprostowań. Jakbym chciał wszystko prostować, to bym codziennie musiał kilkadziesiąt co najmniej sprostowań do prasy w takich wypadkach ewidentnych kierować. Ale jak zdarzało mi się w przeszłości kierować takie sprostowania, no to albo nic, albo gdzieś po miesiącu gdzieś na bardzo dalekiej stronie kilka zdań. Więc to też jednak powinno być zmienione. Nie może być w Polsce tak, że po prostu można pisać całkowitą nieprawdę i nic kompletnie z tego nie wynika.
A nie lepiej prowadzić do pluralizmu tych mediów, wzmacniać media konkurencyjne?
- No, ja nie stworzę drugiego „Nie” ani drugich „Faktów i Mitów”, wybaczy pan. I tego rodzaju działalność powinna być powściągnięta. Nie było gazetą (mówię było, bo ostatnio nie słyszę o tym, a nigdy tego nie czytałem, nie słyszałem o tym, co tam się pisze), które konsekwentnie pewnych ludzi – i to ośmielę się powiedzieć ludzi uczciwych – niszczyło, jednocześnie promując najgorszą łobuzerię. I to była działalność niezwykle wręcz niszcząca i jednocześnie całkowicie bezkarna. I tak być nie powinno.