Premier: być może zmienimy konstytucję razem z PiS
Premier Donald Tusk deklaruje w wywiadzie dla "Polityki", że jest gotów poddać pod głosowanie niektóre propozycje PiS zmian w konstytucji. Jak podkreśla, ważne jest
ustalenie systemu rządów, nie daje jednak odpowiedzi, czy powinien to być system prezydencki, czy kanclerski.
28.04.2009 | aktual.: 28.04.2009 17:31
Szef rządu w wywiadzie dla najnowszego wydania tygodnika, które ukaże się w środę, komentuje też m.in. spór kompetencyjny między nim a prezydentem Lechem Kaczyńskim.
- Jestem gotów poddać pod głosowanie istotne fragmenty pisowskiego projektu konstytucji. Mogę powiedzieć: chcecie silnej prezydentury w Polsce, proszę, niech będzie silna prezydentura. Chcecie silnego rządu, niech będzie rząd. Z punktu widzenia kraju mniej ważne jest, który ośrodek będzie silniejszy, ważniejsze jest ostatecznie zdecydować, który to z nich - powiedział premier.
Tusk podkreślił, że jeśli sporu kompetencyjnego nie rozstrzygnie Trybunał Konstytucyjny oraz projektowana specjalna ustawa w tej sprawie, to "pozostają wybory". Zaznaczył jednak, że nie chodzi o wybory przedterminowe.
Premier oświadczył, że "na ile może, stara się unikać sytuacji, które mogą mieć gorszący wymiar, typu kto leci do Brukseli".
- Choć to nie jest banalny spór o krzesło, jak by to niektórzy chcieli widzieć, ale o poważną kwestię, kto jest odpowiedzialny za prowadzenie polityki zagranicznej - podkreślił Tusk.
Dodał, że dla niego sytuacja ta jest politycznie bardzo niewygodna, ponieważ - jak zaznaczył - ze względu na konstytucyjne uprawnienia nie może powiedzieć dla własnej wygody: "a niech sobie prezydent jedzie".
- Ja nie mam prawa abdykować z uprawnień prezesa Rady Ministrów na rzecz prezydenta tylko dlatego, że on to usiłuje wymusić swoim zachowaniem - stwierdził premier.
Zaznaczył, że w obliczu kryzysu i ważnych wydarzeń w UE pożądana jest współpraca z prezydentem, a on nie czuje wsparcia ze strony Lecha Kaczyńskiego.
Szef rządu mówi, że zamiast obejmować funkcję prezydenta wolałby być premierem i mieć przychylną sobie głowę państwa. - Jeśli pojawi się kandydat, który zapewni wygraną w wyborach prezydenckich i dobrą współpracę z rządem nie będę się upierał przy kandydowaniu - powiedział. Zastrzegł przy tym, że na razie takiego kandydata nie widzi.