Precedensowy proces. Maturzystka pozwała komisję egzaminacyjną
Przed krakowskim sądem rozpoczął się proces cywilny wytoczony przez maturzystkę Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej w Krakowie o zaniżenie ocen na maturze. Skarżąca argumentowała, że z powodu zaniżonych ocen nie została przyjęta na kierunek lekarsko-dentystyczny na UJ.
18.08.2015 | aktual.: 18.08.2015 17:49
Reprezentujący pozwany Skarb Państwa przedstawiciel Prokuratorii Generalnej wnosił o oddalenie powództwa. Sąd zapoznał się ze stanowiskami stron, przesłuchał świadka - głównego egzaminatora Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej w Krakowie - i odroczył rozprawę do 11 grudnia. Przesłuchani wtedy zostaną maturzystka i dyrektor OKE.
Zdaniem obecnej już studentki Kingi Jasiewicz na rozszerzonym egzaminie maturalnym z biologii zaniżono jej oceny z trzech zadań. Z tego powodu nie została przyjęta na kierunek lekarsko-dentystyczny UJ. Wcześniej wystąpiła do OKE o skorygowanie wyniku egzaminu, ale uzyskała odpowiedź odmowną o braku trybu odwoławczego od wyników matury.
Kinga Jasiewicz, która wyraziła zgodę na podawanie jej nazwiska w mediach, domaga się zobowiązania OKE do przyznania jej dodatkowo po jednym punkcie za odpowiedzi na trzy pytania i ustalenia nowego wyniku egzaminu. Chce także nowego świadectwa maturalnego ze skorygowanym wynikiem egzaminów.
W pozwie autorka szczegółowo przedstawia swoje odpowiedzi na pytania i wskazuje m.in., że nie powinna ponosić konsekwencji rozbieżności zdań między autorem podręcznika, z którego się uczyła, a egzaminatorem. Jej zdaniem oceniający w sposób niepoprawny i zbyt rygorystyczny interpretowali tzw. klucz, co wypaczyło wynik egzaminu.
Jak stwierdza, błędny wynik egzaminu uniemożliwił jej studia na wybranej uczelni. Argumentuje, że naruszono jej dobra osobiste - prawo do twórczości naukowej oraz kształcenia, gwarantowane przez konstytucję. Twierdzi, że gdyby nie błędny wynik, nie musiałaby ponosić kosztów związanych z płatnymi studiami na kierunku lekarsko-dentystycznym, które obecnie kontynuuje, i na których jeden semestr kosztuje 26 tys. zł. Po rozszerzeniu powództwa wskazuje także na kolejne dobra osobiste, które miały zostać naruszone, jak prawo do budowania i ochrony własnego wizerunku, prawa do kultywowania tradycji rodzinnych oraz prawo do dysponowania swoimi danymi osobowymi.
W odpowiedzi na pozew Prokuratoria Generalna domagała się oddalenia powództwa i wskazywała, że nie było błędów przy ocenie pracy maturzystki i nie doszło do naruszenia żadnych dóbr osobistych. Jak podnosiła, prawo do nauki stanowi jedno z podstawowych praw obywatelskich, nie stanowi jednak dobra osobistego; natomiast praca egzaminacyjna nie jest twórczością naukową, tylko określoną w przepisach formą oceny poziomu wykształcenia ogólnego. Ponadto autorka pozwu nie miała rozpoznawalnego wizerunku, a upublicznienie jej danych osobowych nastąpiło tylko poprzez jej kontakty z mediami. Subiektywnie oceniane przez nią prawo do kultywowania tradycji rodzinnych jako dobro osobiste również nie zostało naruszone, bo studiuje ona na tej samej uczelni i na tym samym kierunku co kiedyś jej rodzice i dziadek, a kwestia płatności nie ma tu znaczenia. Natomiast przekazywanie jej pracy do oceny ekspertom było zgodne z prawem i nie stanowiło naruszenia danych osobowych - wskazywała prokuratoria.
Prokuratoria podnosiła także, że - zgodnie z przepisami - wyniki egzaminu maturalnego są ostateczne. Ewentualne uznanie dopuszczalności skargi na ocenę maturalną lub świadectwo dojrzałości i jej uwzględnienie prowadziłoby w istocie do uchylenia oceny maturalnej, a tym samym doszłoby do sytuacji, w której nie istniałby w obrocie wynik egzaminu maturalnego umożliwiający przyjęcie na studia wyższe - wskazywała strona pozwana. Tym samym wskazywała na niedopuszczalność drogi sądowej dla tego typu spraw, ponieważ uwzględnienie roszczeń wiązałoby się de facto z ponownym ustaleniem wyniku egzaminu maturalnego przez sąd i ingerencją w treść dokumentu urzędowego - a to jest niedopuszczalne. Weryfikacji i zmiany wyników egzaminu nie przewiduje bowiem ustawa o systemie oświaty.
Sąd na wcześniejszym posiedzeniu uznał jednak, że kwestia roszczeń powinna zostać merytorycznie rozstrzygnięta w postępowaniu sądowym.
- Myślę, że i tak sukcesem jest to, że sprawa jest rozpoznawana przez sąd powszechny. Doszło do tego po pierwszych bataliach i nasza klientka może przedstawić swoje racje przed sądem powszechnym - powiedziała po rozprawie pełnomocnik maturzystki Elżbieta Bansleben. - Niewątpliwie doszło do tego, że praca została źle oceniona, natomiast sąd będzie rozważał to, czy dopuści dowód z opinii biegłego co do zweryfikowania tego. Jak usłyszeliśmy dziś na sali sądowej, nie było żadnej możliwości zweryfikowania wyniku egzaminu maturalnego, tak naprawdę wszystko odbywało się w obrębie jednej komisji i nie wiemy nawet, czy to nie jeden egzaminator od początku do końca sprawą się zajmował. Nie było też możliwości odwołania się do sądu administracyjnego. To rzecz rzadko spotykana, żeby nie było takiej możliwości, aby ktoś zweryfikował działanie urzędnika państwowego - powiedziała adwokat.
- Stanowisko Skarbu Państwa opiera się na takim założeniu, że uznajemy fakt, że można dochodzić ochrony dóbr osobistych, takich jak wskazano w pozwie, przed sądem cywilnym, ale uważamy, że niemożliwym jest taki sposób ich ochrony, jaki sformułowano w pozwie. Mówiąc krótko, nie jest możliwe, aby organ władzy sądowniczej zobowiązał OKE do zmiany wyniku i wydania nowego świadectwa maturalnego. W świetle przepisów, które obowiązują, wydawanie świadectw maturalnych i ustalanie wyniku egzaminu materialnego należy do OKE. I takie jest nasze stanowisko, że w tym zakresie sąd nie może orzec zgodnie z żądaniem pozwu - powiedział dziennikarzom radca PG SP Wojciech Dachowski.
Jak powiedziała sądowi i dziennikarzom Kinga Jasiewicz, w tym roku skorzystała ona z możliwości poprawienia egzaminu maturalnego z biologii w trybie rozszerzonym, ale uzyskała wynik prawie identyczny jak poprzednio. Podeszła do niego bez przygotowania i przy nowej podstawie programowej - wyjaśniła. - Nie czuję się oszukana przez OKE, ale wiedziałam, że powszechne są błędy egzaminatorów przy ocenie prac i dlaczego miałabym to zostawić. To by było nienormalne - powiedziała dziennikarzom o powodach złożenia pozwu. - Ja wiedziałam, że napisałam lepiej. Później to sprawdziłam, skonsultowałam z wieloma osobami - powiedziała Jasiewicz.
Jak wyjaśniła, główne zarzuty OKE wobec jej odpowiedzi na egzaminie dotyczyły tego, że jej odpowiedzi były "zbyt ogólne". - Ale biologia jest tak obszernym tematem, że zawsze można powiedzieć, że coś jest zbyt ogólne - stwierdziła.
Proces obserwują przedstawiciele Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.