Prawnicze znaki zapytania przed referendum w Słowacji
Znawcy prawa nie są pewni, co się
stanie, jeśli referendum w sprawie wejścia Słowacji do Unii
Europejskiej, rozpisane na 16 i 17 maja, okaże się nieważne z
powodu zbyt niskiej frekwencji.
Z najnowszego sondażu ośrodka DICIO wynika, że do punktów głosowania wybiera się przeszło 61% Słowaków (10,1% mówi, że nie pójdzie do urn, a reszta się waha). Spośród tych, którzy chcą głosować, aż 82,1% popiera przystąpienie do UE. Jednak wszystkie wcześniejsze referenda słowackie okazywały się nieważne, bo frekwencja nie przekroczyła wymaganych 50%.
Prawo słowackie przewiduje, że jeśli wskutek zbyt niskiej frekwencji referendum okaże się nieważne, będzie można je powtórzyć dopiero po trzech latach. Wynik referendum może zmienić lub anulować parlament, ale również dopiero po trzech latach.
Niektórzy prawnicy mówią, że w razie fiaska referendum, zamiast czekać do 2006 roku można by je "ominąć" na mocy decyzji parlamentu. Inni argumentują, że referendum w sprawie przystąpienia do UE jest w ogóle niepotrzebne, bo członkostwo w Unii nie oznacza "zawarcia sojuszu państwowego z innym państwem", do czego potrzebna jest akceptacja ogółu obywateli.
"W kategoriach prawa konstytucyjnego to (fiasko referendum z powodu za niskiej frekwencji) nie ma znaczenia. Jest to sprawa wyłącznie polityczna" - powiedział były przewodniczący czechosłowackiego Trybunału Konstytucyjnego, Ernest Valko. Inni prawnicy byli podobnego zdania.
Jednak wszystkie partie reprezentowane w parlamencie Słowacji zgodnie uważają, że aby przystąpić do UE, trzeba mieć zgodę obywateli. Politycy zapowiedzieli, że wola wyborców wyrażona w referendum będzie dla nich obowiązująca.
Zwolennicy integracji z UE muszą liczyć się z tym, że jeśli referendum okaże się nieważne, przeciwnicy wejścia do Unii mogą poprosić Trybunał Konstytucyjny, by orzekł jednoznacznie, czy Słowacja ma prawo przystąpić do UE bez zgody wyborców. (mp)