Prasa zagraniczna o szczycie w Kopenhadze
Francuska prasa określa unijny szczyt w Kopenhadze jako historyczny. Dziennik niezależnej lewicy "Liberation" komentuje zakończenie negocjacji akcesyjnych słowem: "Witajcie", napisanym w jedenastu językach.
Według centroprawicowego "Le Figaro" uczestnicy spotkania na szczycie nakreślili nową mapę Europy, akceptując przyjęcie do Unii 10 nowych krajów, w większości państw z dawnego bloku komunistycznego. Gazeta uważa, że szczyt zakończył się sukcesem Polski, która może być całkowicie zadowolona z wyników negocjacji chociaż poszerzenie składu Unii, jak to ujął cytowany w prasie prezydent Francji Jacques Chirac, to "nie jest handel dywanami".
Nad Sekwaną zwraca się uwagę, że Polska została przyjęta do Unii w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego przez komunistów, którzy zwalczali "Solidarność". Francuska prasa zauważa, że teraz, 21 lat po tamtych wydarzeniach, Europa okazała się solidarna.
Prawie wszystkie litewskie gazety informują na pierwszych stronach o kopenhaskim szczycie UE. Wyjątkiem jest polskojęzyczny, dotowany przez Polskę, "Kurier Wileński", w którym o tym historycznym wydarzeniu nie ma ani słowa.
Tytuły gazet wołają "Litwa złączona z Europą", "Przed Litwą otworzyły się drzwi do elitarnego klubu". Gazeta "Lietuvos Ritas" pisze o bożonarodzeniowym prezencie, który osłodził w ostatniej chwili litewskie warunki członkostwa. Mowa o dodatkowych 12 mln euro ponadplanowych pieniędzy pomocowych dla Litwy.
"Kiedy się dowiedzieliśmy, że Litwie przyznano więcej niż obiecano, zapytałem czy to prezent od świętego Mikołaja. W odpowiedzi usłyszałem, że święty Mikołaj to kanclerz Gerhard Schroeder" - powtarza gazecie swoją rozmowę z Romano Prodim szef litewskiej dyplomacji, Anatanas Valonis.
Litewska prasa pisze także o Polsce. Największą niewiadomą była w Kopenhadze Polska. Jej negocjatorzy targowali się bezlitośnie, do ostatniej minuty walczyli o każde euro. Przez nich pozostali kandydaci musieli czekać na oficjalne zaproszenie do późnego wieczora - pisze najbardziej opiniotwórcza gazeta "Lietuvos Ritas". Dodaje ona, że polskiej zażartości nie ustępowali Turcy, którzy walczyli o wyznaczenie daty rozpoczęcia rozmów akcesyjnych.
Tylko dzięki zdecydowanemu stanowisku Polski także Słowacja uzyskała dodatkowe środki od UE - informują sobotnie słowackie media. Nasi północni sąsiedzi stali się "enfant terrible" szczytu UE w Kopenhadze - pisze dziennik "SME".
Polacy twardo upierali się, aby Unia zrealizowała swoje własne plany i osiągnęła tzw. poziom berliński, tzn. sumę, którą Unia wyznaczyła na rozszerzenie wspólnoty na szczycie przed trzema laty. Po dwóch turach rozmów polscy negocjatorzy przestali "walić w stół" i zmienili taktykę: zaakceptowali kompromis związany ze sposobem wykorzystania miliarda euro (przesuniętego z funduszy strukturalnych do budżetu) - pisze "SME".
300 mln euro na kompensacje dla dziewięciu kandydatów jest także elementem kompromisu, jaki zaproponowano Polsce - przyznają słowackie media.
"Novy deń", dziennik związany z opozycyjnym Ruchem na Rzecz Demokratycznej Słowacji (HZDS) Vladimira Mecziara, retorycznie zapytał się słowackich negocjatorów: Czy warto było się tak spieszyć? Według gazety, rząd premiera Mikulasza Dzurindy tak potrzebuje sukcesu związanego z przyjęciem Słowacji do UE, że jest gotów prawie na wszystko i dlatego przedstawiciele Słowacji negocjacje z UE zakończyli jako jedni z pierwszych.
"Czechy wywalczyły więcej pieniędzy", "Zielone światło do członkostwa w Unii", "Koniec negocjacji - Czechy idą do UE" - pod takimi tytułami główne czeskie dzienniki przynoszą relacje z dramatycznych rozmów na szczycie UE w Kopenhadze.
Bezczelne - jak o nich pisały agencje - rozmowy czeskiej delegacji w Kopenhadze opłaciły się, bo Czechy wywalczyły dodatkowe ponad 80 mln euro więcej niż wcześniej planowano. Określona nieustępliwość w UE się opłaca. Czescy negocjatorzy to zrozumieli. I - przynajmniej w tej bitwie - zwyciężyli. W codziennym funkcjonowaniu Unii nie chodzi bowiem o wizje, refleksje i filozofię. Kiedy przychodzi do konkretów - nie chodzi nawet o słówka. Ale o pieniądze. O korzyści. O władzę - napisał komentator prestiżowego czeskiego dziennika "Lidove Noviny".
Zdaniem gazety, w ostatecznym rozrachunku w Kopenhadze nie wygrali jednak czescy negocjatorzy (którzy wynegocjowali więcej unijnych pieniędzy), ale czescy obywatele. 1 maja 2004 roku z największym prawdopodobieństwem staną się bowiem obywatelami rozwiniętego zachodniego świata - napisały "Lidove Noviny".
"Lidovki" podkreśliły jednak, że nie chodzi jedynie o sakiewkę. Obecni członkowie UE uzyskają dostęp bez barier do rynku z 75 mln mieszkańców (licząc wraz z 10 nowo przyjętymi państwami). Od gospodarczego rozwoju zależeć będzie także stabilność polityczna nowych państw członkowskich i Unii jako całości. Każde celowo wydane euro pomoże, aby korzyści rozszerzenia w sposób wyraźny przeważały nad możliwymi problemami - napisał czeski dziennik.
Zdaniem komentatora największego czeskiego dziennika "Mladej Fronty Dnes", twarda walka o eura przysłoniła samą istotę rozszerzenia. Jeśli członkostwo Czech w UE chcemy przeliczać jedynie na euro, to zadowoleni nie będziemy nigdy - napisała "MF Dnes". Według gazety, o wiele ważniejsza niż walka o pieniądze jest dyskusja o tym, czy zjednoczona Europa nie zabierze także części czeskiej suwerenności, albo o tym, czy wchodząc do UE Czesi nie wkładają głowy do jeszcze większego i bardziej nieprzejrzystego niż obecnie biurokratycznego chomąta.
Zasłona stworzona z banknotów euro przysłoniła nam oczy i zaciemniła mózg, uniemożliwia nam widzenie sprawy, które widzieć powinniśmy. Jednak jeśli rzeczywiście do Unii Europejskiej prowadzą nas jedynie pieniądze, lepiej tam nie wstępować - napisała "Mlada Fronta Dnes".
Także dziennik "Pravo" zwraca uwagę, że jak do tej pory mówiło się aż nazbyt dużo o warunkach wejście do UE, a bardzo mało o warunkach bycia jej rzeczywistym członkiem. To zły punkt startowy przed referendum o członkostwie w Unii Europejskiej, które w Czechach ma się odbyć w przyszłym roku - napisał dziennik.
Białoruska prasa przemilczała unijne negocjacje w Kopenhadze. Jedynie największa państwowa gazeta "Sowieckaja Biełorussija" wspomina o nich w kontekście reakcji na artykuł w polskim tygodniku "Wprost" o możliwym przerzucie z Białorusi do Polski dużej grupy nielegalnych imigrantów. Przerzut, zdaniem "Wprost" ma mieć miejsce przed świętami Bożego Narodzenia i przy współdziałaniu białoruskich organów.
Gazeta "Sowieckaja Biełorussija" pisze, że artykuł pojawił się przed szczytem Unii Europejskiej w Kopenhadze, na którym zapadły ważne decyzje dla kandydatów. Szczyt, zdaniem białoruskiego dziennika, okazał się dla Polski "przegrany", dlatego, że UE nie zgodziła się spełnić jej "finansowych żądań".
Według gazety sytuacja zrobiła się patowa. Dziennik pisze, że związki zawodowe polskich rolników grożą głosowaniem przeciwko wejściu kraju do Unii. Niezadowolenie wykazują też górnicy, którzy gotowi są ogłosić strajk gdyż przyłączenie Polski do Unii oznacza dla nich likwidację 35 tysięcy miejsc pracy . Do tego - jak podkreśla gazeta - Polacy będą obecnie zmuszeni kupować drogie surowce do produkcji nawozów potasowych w Niemczech a nie tańsze na Białorusi.
Dlatego nieprzypadkowo w Kopenhadze , Warszawa "stanęła na czele" niezadowolonych kandydatów - konkluduje "Sowieckaja Biełorussija", będąca organem administracji prezydenta Białorusi.
Ostatnia cegła Muru Berlińskiego legła w Kopenhadze - pisze największy włoski dziennik "Corriere della Sera" zauważając, że historię stworzyli bardziej księgowi niż politycy.
Finansowy spór między Piętnastką i Polską - podkreśla gazeta - nie mógł trwać wiecznie i partykularne interesy nie mogły zniweczyć epokowego wyzwolenia krajów umęczonych przez dawne imperium sowieckie.
Z jeszcze większym patosem ocenia to wydarzenie organ związku przemysłowców "Il Sole-24 Ore" pisze: Historia zapukała do drzwi. Od Wschodu do Zachodu Europa odpowiedziała na apel i stała się jedna. Dziennik uznał również, że szczyt w Kopenhadze usuwa ostatnie gruzy Muru Berlińskiego. (an)