Pracownica TVP Anna Kusztal-Skrobska zginęła, ratując syna. "W jego oczach widziałem, że się poddał"

- Kiedy znajdowałem się około pięciu metrów od chłopca, w jego twarzy zobaczyłem zupełną rezygnację. Pomyślałem, że chyba pogodził się z tym, że za chwilę straci życie. Wtedy krzyknąłem - mówi świadek zdarzenia. Mężczyzna był też jedynym wczasowiczem, który ruszył na pomoc.

Pracownica TVP Anna Kusztal-Skrobska zginęła, ratując syna. "W jego oczach widziałem, że się poddał"
Źródło zdjęć: © TVP Info
Patryk Osowski

Anna Kusztal-Skrobska (pracownica Biura Marketingu TVP) spędzała urlop w okolicach Gdańska. 31 maja wieczorem ruszyła na pomoc 14-letniemu synowi, którego porwały fale. Niestety sama utonęła. Wirtualna Polska dotarła do relacji świadków tego zdarzenia.

Dziewczynka płakała pokazując palcem w stronę morza

Kobieta, która wypoczywała kilkanaście metrów dalej mówi, że w chwili wypadku na plaży było około 30 osób. Tylko jej partner, żołnierz Marynarki Wojennej, zareagował na apele o pomoc.

- Najpierw usłyszeliśmy krzyki dochodzące z wody. Chwilę potem kątem oka zauważyłam biegnącą w kierunku tonącego chłopca kobietę - mówi. Przyznaje, że tego dnia w morzu były duże fale oraz prąd wsteczny. - Dopłynięcie do chłopca kosztowało mojego partnera bardzo wiele sił, ale udało mu się sprowadzić 14-latka na brzeg - stwierdza kobieta.

W międzyczasie na ratunek dziecku ruszyła też Kusztal-Skrobska. Gdy żołnierz wrócił już na plażę, kobieta wciąż była w miejscu, gdzie wcześniej topił się nastolatek. - Widać było, że fala ją zniosła i nie daje sobie rady. Mężczyzna ruszył w jej kierunku, ale woda szybko ją przykryła - wspomina.

Wtedy mężczyzna zauważył dziewczynkę stojącą po kolana w wodzie, która płakała i krzycząc pokazywała palcem w stronę morza. Później okazało się, że była to córka Kusztal-Skrobskiej. Niestety, kobiety nie udało się uratować, a jej ciało fale wyrzuciły na brzeg około 20 minut później.

"W oczach chłopca zobaczyłem jakiś specyficzny rodzaj otępienia"

Żołnierz, który uratował chłopca, to starszy marynarz Konrad Romańczuk, który od sześciu lat służy w Brzegowej Grupie Ratowniczej w Dywizjonie Okrętów Wsparcia. - Kiedy znajdowałem się około pięciu metrów od chłopca, w jego twarzy zobaczyłem zupełną rezygnację i jakiś specyficzny rodzaj otępienia. Pomyślałem, że chyba pogodził się z tym, że za chwilę straci życie. Wtedy krzyknąłem do niego: "Tutaj jestem! Spójrz na mnie! Walcz!" – mówi Romańczuk.

Dodaje, że po chwili udało mu się złapać chłopca pod pachę. - Wtulił się we mnie. W pewnym momencie nakryła nas fala i poczułem, jak wielka jest siła prądu wstecznego. Do tej pory znałem ją tylko z teorii. Miałem wrażenie, że napiera na mnie betonowa ściana. Wiedziałem, że jedyne co mogę zrobić to stać w miejscu i próbować nie dać się znieść w głąb zatoki. Gdybym próbował iść pod prąd, nie miałbym żadnych szans - ocenia.

Romańczuk wyczuł jednak krótki moment tuż po tym, kiedy fala ich nakryła i mógł o około pół metra przesunąć się w stronę lądu. - Potem znowu stojąc walczyłem z siłą tej fali, czekając na moment, kiedy będę mógł przejść kolejne pół metra. W ten sposób, co jakiś czas przesuwałem się w stronę brzegu. Do strefy na tyle bezpiecznej, żeby w miarę swobodnie przejść do brzegu miałem ponad dwadzieścia metrów – opowiada marynarz. Chłopca udało się uratować po około 10 minutach walki z silnym prądem morskim.

Sprawę bada prokuratura

Na miejscu pojawiły się śmigłowiec, straż pożarna, policja i pogotowie. - Chłopiec był bardzo przestraszony, ale jego stan był dobry. Kobietę natychmiast zaczęto z kolei reanimować, ale niestety nie udało się jej uratować. Lekarze stwierdzili zgon - mówi Wirtualnej Polsce Józef Jankowski z Państwowej Straży Pożarnej w Gdańsku.

- Zdarzenie badał na miejscu zespół dochodzeniowo-śledczy oraz technik kryminalistyki. Teraz sprawą zajmuje się Prokuratura Rejonowa Gdańsk Śródmieście - dodaje Karina Kamińska z Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku.

"Dla nas wszystkich, zwłaszcza tych, którzy znali Anię osobiście, jest to wielka i bolesna strata. Zginął pogodny, życzliwy i dobry człowiek. Świetny pracownik i zawsze pomocna koleżanka" - czytamy na stronie TVP.

WIDEO: Iperyt siarkowy na dnie Bałtyku [Łowcy Przygód]

"Poczekajmy z kąpielami do 22 czerwca"

Eksperci podkreślają, że plaża w Sobieszewie to zdradliwe miejsce. Wygląda jak każdy inny fragment wybrzeża, ale występują tam wyjątkowo silne fale i prądy wsteczne.

- Na pewno do wypadków dochodzi tu częściej niż na kąpieliskach w Jelitkowie czy w Sopocie. Ta plaża jest trochę bardziej odsłonięta i często panują w tym miejscu warunki zbliżone do tych, na otwartym morzu - ocenia w rozmowie z WP kierownik kąpielisk morskich i obiektów nadmorskich w Gdańsku Łukasz Iwański.

Ekspert apeluje, by z kąpielami wstrzymać się do rozpoczęcia sezonu 22 czerwca. - Wtedy w wyznaczonych miejscach pojawią się ratownicy i informacje, czy pływanie w danej strefie jest bezpieczne. W tym roku pogoda jest wyjątkowa i bardzo wcześnie zrobiło się ciepło. Analizowaliśmy, czy szybsze otwarcie kąpielisk jest możliwe, ale niestety nie pozwalają na to przepisy - przyznaje Iwański.

Morze Bałtyckie bywa niebezpieczne. Sezon letni dopiero się rozkręca, ale już należy pamiętać o zasadach ostrożności. Warto się z nimi zapoznać TUTAJ.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (258)